sobota, 5 kwietnia 2014

Czarodziejka odc 8

Hej!
Dziś dodaję ósmy odc, w którym rozszerzę wątek magiczny, co prawda nie wiele, ale...


 - Coraz więcej ludzi zostaje zamordowanych w taki sam sposób. W naszym kraju odnotowano już trzysta dwadzieścia cztery osoby, które jak podejrzewają policjanci, po prostu umarły ze strachu.- prezenter porannych wiadomości wydawał się nie dowierzać tym informacjom.
- Akurat!- Sophie przysłuchiwała się paplaninie prezentera.
- Funkcjonariusze nie znaleźli żadnych śladów dotyczących tych ofiar. Kto lub co stoi za serią tych tajemniczych mordów? Zapraszamy po przerwie.
- Mamo, skoro Mordherion powraca, to trzeba będzie znów go pokonać, prawda?- spytała Audrey swoją matkę siedzącą obok niej na sofie w salonie.
- A więc postanowiłaś jednak uwierzyć w czarodziejki?- powiedziała Sophie.
- No nie do końca, ale w końcu ktoś musi zabijać tych ludzi, a jak na razie nie widzę innego wytłumaczenia niż to, że zabił ich ten jakiś Mordherion.- oświadczyła Audrey.
- Aha.- matka nie wydawała się tym zachwycona.
- Czyli zakładając, że to wszystko jest prawdą, to czarodziejki muszą pokonać tego złego gościa i będzie spokój, tak?- zapytała Audrey.
- Wiesz, to nie jest takie proste. Czarodziejki, które mu się przeciwstawią muszą być silne i doświadczone.- powiedziała Sophie.
- Będziesz z nim walczyła?- spytała Audrey. Sophie zamyśliła się.
- Tego nie wiem, ale na pewno nie będę siedzieć z założonymi rękami.- oznajmiła.
- A co będzie ze mną?- dziewczyna spojrzała na blond włosą.
- Ty musisz nauczyć się bronić.- rzekła Sophie.
- Bronić?- zdziwiła się Audrey- to znaczy, że będę się uczyć jakiś tajnych sztuk walki?
- Właściwie to raczej chodziło mi o to, że powinnaś nauczyć się używać swojej mocy.- sprostowała matka.
- Mocy?- Audrey już nie wiedziała co o tym myśleć. Kręciła tylko głową w niedowierzaniu. Wyobraziła sobie jak czaruje kolorowe iskierki, jak jakieś wróżki z bajek. Potrząsnęła głową, chcąc wyzbyć się tej wizji ze swoich myśli. 
- I pewnie dostanę różdżkę ze złotą gwiazdką na czubku, która będzie rzucać iskierki w powietrze, tak?- powiedziała Audrey.
- Nie, takich różdżek nie mamy, prawdziwe czarodziejki opierają swą moc na sile woli. Nasza magia tkwi głęboko zakorzeniona w naszych duszach, nie w jakiś czarodziejskich patykach.- wyznała kobieta- Powinnaś też wiedzieć, że każda czarodziejka ma swoją odrębną magię.- dodała.
- Czyli?- zainteresowała się jej córka.
- Czyli każda włada inną mocą, ja np posługuję się grawitacją- odpowiedziała blond włosa.
- Grawitacją? To znaczy, że możesz podnosić umysłem przedmioty jak jakiś jedi?- dla Audrey to wszystko brzmiało coraz bardziej niewiarygodnie.
- Jedi?- matka zdziwiła się tym porównaniem- Można by tak rzec, gdyby nie to, że dzięki tej mocy mogę również latać.- dodała.
- To nie wszystkie czarodziejki potrafią latać?- Audrey jakoś tego nie rozumiała.
- Latać potrafią tylko te czarodziejki, których moce jakoś się wiążą z tą umiejętnością.- odpowiedziała Sophie.
- A ja mogłabym latać?- Audrey wyobraziła sobie siebie lecącą w chmurach.
- Tego nie wiem, to zależy jaką moc posiadasz.- rzekła kobieta.
Audrey nie miała pojęcia co o tym sądzić. Sophie mówiła o tym wszystkim tak stanowczo i rzeczowo. Głupi już dawno uwierzyłby, że to prawda. Jednak dziewczyna jakoś nie mogła tego do siebie przyjąć. "Siła woli, która daje czarodziejkom władzę nad żywiołami?" Audrey spojrzała na drugi koniec pomieszczenia. Pod ścianą stał duży czerwony wazon. "Jeżeli to wszystko jest prawdą, to naczynie się uniesie."- pomyślała dziewczyna, po czym mocno skupiła wzrok na przedmiocie. "Masz się unieść, masz się unieść" nakazywała mu w myślach. Sophie jakby spostrzegła co córka próbuje zrobić. 
- To wymaga ćwiczeń- powiedziała patrząc na twarz czarnowłosej napiętą z wysiłku. Dziewczyna opadła na oparcie sofy.
- Beznadzieja. Staram się tobie uwierzyć mamo, ale jakoś nie mogę.- wyznała.
- To normalne. W końcu nie tak łatwo jest uwierzyć w coś co jak dotąd uważało się za bajkę.- Kobieta spojrzała na wazon po czym Audrey na własne oczy zobaczyła jak czerwone naczynie się unosi, przelatuje przez pokój i opada na podłogę w innym kącie pokoju. Dziewczyna przetarła oczy. 
- Jak ty to zrobiłaś?!- jej córka wciąż nie dowierzała w to co przed chwilą zobaczyła.
- Po prostu- Sophie uśmiechnęła się na widok totalnego zdziwienia na twarzy Audrey, która wciąż siedziała bez ruchu wpatrując się w wazon. Blond włosa wstała z sofy- Jeśli chcesz mogę udzielić ci paru lekcji- oznajmiła.

***

     Audrey cały ranek ćwiczyła siłę woli, a teraz spacerowała chodnikiem, mijając kafejki, sklepy i inne miejsca. Próbowała po drodze unosić jakieś przedmioty, jednak nie udało jej się unieść niczego nawet o milimetr w górę. 
- Porażka- stwierdziła zrezygnowana. Telefon zawibrował w kieszeni jej szortów. Dziewczyna wyciągnęła aparat i uśmiechnęła się do ekranu. Dzwonił Cornel.
- Cześć Cornel! Co słychać?- spytała.
- W porządku.-odpowiedział chłopak- Chciałem zapytać czy umówimy się na dziś wieczór- dodał.
- Wieczór?- zdziwiła się Audrey.
- Dzisiaj ma być deszcz meteorytów, więc pomyślałem, że może chciałabyś go ze mną oglądać.- wyjaśnił.
- Jasne- Audrey rozpromieniła się- Możemy spotkać się po zmroku na łące niedaleko mojego domu. Stamtąd będzie dobry widok na niebo.- powiedziała.
- Ok, to do zobaczenia.- pożegnał się.
- Pa.- Audrey rozłączyła się i powróciła do ćwiczeń.

***

  Dochodziła dwudziesta druga. Audrey miała już wychodzić z domu, kiedy Sophie zapytała:
- Na pewno nie chcesz oglądać gwiazd w ogrodzie?
Pomimo tego, że łąka była niedaleko domu, w którym obie mieszkały, kobieta nie była pewna, czy wychodzenie z domu i pójście tam o tak późnej porze jest dobrym pomysłem.
- Mamo, już to przerabiałyśmy.- Audrey miała już dość tego pytania, które jej matka zadała chyba już z setny raz- Z łąki lepiej widać niebo niż z ogrodu. Po zatym nie masz się czym martwić, przecież będzie ze mną Cornel.- dziewczyna posłała Sophie szczery uśmiech, po czym wyszła z domu. Na ganku czekał już złotowłosy chłopak. 
- No dobrze...- rzekła Sophie, wychodząc za córką - ale...- zwróciła się do Cornela - masz mieć ją cały czas na oku.- kobieta zmrużyła oczy patrząc na niego. Chłopak nie przeją się jej złowieszczym wyrazem twarzy, który zresztą i tak był udawany. Uśmiechną się tylko- Oczywiście. 
  Oboje ruszyli w kierunku łąki porośniętej polnymi kwiatami. Znaleźli sobie odpowiednie miejsce i usiedli na trawie. 
- O której mają spadać te meteoryty?- spytała czarnowłosa.
- Już spadają, ale na razie tylko pojedynczo.- oznajmił- prawdziwy deszcz zacznie się ok dwudziestej trzeciej.
- No to mamy jeszcze trochę czasu.- stwierdziła dziewczyna. Zapadła chwila ciszy.
- Chciałam ci coś wyznać.- powiedziała w końcu.
- Co takiego?- spytał Cornel i spojrzał na nią.
- To może głupio zabrzmieć...-  zaczęła- w ogóle to co teraz powiem jest głupie, ale nic na to nie poradzę.
- No dobra, to co to za głupia rzecz?- spytał.
- No bo, ja i moja mama...- urwała - my... jesteśmy czarodziejkami.- wyrzuciła z siebie. Niemal natychmiast odczuła ulgę, miała już za sobą najgorsze. Chłopak spojrzał w niebo, które właśnie przeszył meteoryt.
- Moja mama też- powiedział.
- Mówisz poważnie?- spytała- dlaczego nic nie mówiłeś?
- Bo nie wiedziałem, jak na to byś zareagowała, a po zatym nie wiem czy moja mama by sobie tego życzyła.- odpowiedział.
- No tak- Audrey też spojrzała w niebo- Od jak dawna wiesz, że twoja mama jest...- nie dokończyła pytania.
- Czarodziejką? Prawdę mówiąc to dopiero od jakieś tygodnia.- stwierdził.
- A ja od wczoraj.- wyznała. Znów zapadła cisza. Na niebie pojawiało się coraz więcej meteorytów, lśniących błękitem.
Wkrótce niebo wypełniło się całą chmarą szybko spadających niebieskich pasm. Audrey wpatrywała się w zjawisko ze skupieniem. Nagle usłyszała coś dziwnego. Jakby ktoś do niej szeptał, ale nie mogła zrozumieć co takiego. Te szepty wypełniały jej duszę. Były delikatne i melodyjne. Dziewczyna wiedziała, że te dźwięki jakimś cudem dochodzą do niej od tych meteorytów. Nie miała pojęcia skąd to wie, ale była tego pewna. Czuła jakby potęga tych skał wpływała w jej duszę i umysł.
- Ty tego nie słyszysz, prawda?- spytała nie odrywając wzroku od spadających gwiazd.
- Czego?- zdziwił się chłopak.
- Szeptów tych meteorytów, ich wielkiej potęgi, magii, która tkwi w ich pięknie- szepnęła.
- Nie- stwierdził z uśmiechem i spojrzał w błękitne oczy dziewczyny, w których odbijały się niebieskie smużki. Audrey wstała z trawy. Po czym rozłożyła szeroko ramiona i zamknęła oczy. Cornel przypatrywał się czarnowłosej.
- Co robisz?- spytał, po czym też wstał.
- Zobaczysz- rzuciła tylko, nie odwracając się do niego. Złotowłosy spojrzał w niebo. Jeden z meteorytów zatrzymał się w miejscu. Nagle rozjaśnił się niebieską poświatą, która spłynęła na ziemię oświetlając Audrey. Wydawało się przez chwilę, że meteor spada prosto na nią, ale tak nie było. Zamiast tego zamienił się w srebrzysto- błękitne światełko, które powoli i spokojnie spłynęło na dłonie czarnowłosej. Teraz jadeitowa poświata oświetlała ręce dziewczyny. 
- Co to?- spytał, po czym spojrzał na jej dłonie.
- Kryształ- powiedziała Audrey.


I jak wam się podoba?

Do następnego posta!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz