środa, 2 kwietnia 2014

Czarodziejka odc 5

Witam!
Dziś już piąty odcinek.
Dość zaskakujący według mnie. 


 Leżąc w łóżku Audrey wciąż myślała o swoim Cornelu. O dzisiejszym pocałunku i jego pełnych troski oczach. Kiedy chłopak wyszedł już z domu Audrey, Sophie wciąż się dopytywała, dlaczego jej córka chodzi taka uśmiechnięta, jakby była w siódmym niebie. Jej matka widocznie była lekko zdezorientowana, widząc tak rozpromienioną córkę, która wcześniej bez słowa wybiegła z parku, głośno płacząc. Audrey czuła się zdecydowanie lepiej po spotkaniu z Cornelem, ale jej uczucia były rozdarte. Nigdy nie przypuszczała, że sprawy tak się skomplikują, lubiła Cornela, nawet bardzo, ale wciąż jakaś cząstka jej duszy tęskniła za Georgem. Mimo tego co zrobił wciąż go kochała. Czy to jest możliwe, żeby zakochać się w aż dwóch osobach?- wciąż pytała samą siebie -W dodatku kiedy te osoby są rodzeństwem. W końcu po długich rozmyślaniach Audrey zasnęła.
Znów śnił jej się ten sam koszmar, w którym biegła przez las, znajdując ciało martwego mężczyzny. Była pewna, że skądś go zna. To ją bardzo niepokoiło. Już sama śmierć tamtego mężczyzny, którego znalazła w zaroślach bardzo ją poruszyła, a co dopiero mówić a nawet myśleć, że miała by przeżywać śmierć kogoś bliskiego.
- Tylko nie Cornel... tylko nie on- mamrotała przez sen.
- Audrey, Audrey- dziewczyna natychmiast się obudziła, okazało się, że to Sophie wołała ją po imieniu. Matka czarnowłosej siedziała na krawędzi łóżka.
- Już południe- powiedziała- długo spałaś, pospiesz się, masz niespodziewanego gościa, o którego się tyle martwiłaś.- dodała blondynka z uśmiechem.

   - George?- zdziwiła się Audrey wchodząc do kuchni już ubrana- co ty tu robisz?- dziewczyna patrzyła się na chłopaka zwężonymi oczami, jej matka przyglądała się tej scenie ze zdziwieniem.
- Może zostawię was samych.- stwierdziła wychodząc z kuchni i kierując się do salonu.
- Audrey...- zaczął chłopak z rękami w kieszeniach, patrząc na swoje buty- chciałem... chciałem cię przeprosić.- wydusił w końcu.
- Przeprosić?!- odezwała się wzburzona dziewczyna- Za co?! Za to, że wolisz tamtą dziewczynę zamiast mnie?- teraz jej twarz była pełna złości- Wszyscy się o ciebie martwili. Ja, Cornel, twoi rodzice, moi rodzice, wszyscy cię szukali, ciekawa jestem jak zareagował twój brat i rodzice.- teraz patrzyła na niego ze wzgardą.
- Byli wściekli, zwłaszcza Cornel, nie rozumiał jak mogłem ciebie zdradzić, pół dnia na mnie wrzeszczał, a teraz już w ogóle się nie odzywa.- mówiąc to podniósł twarz i spojrzał na dziewczynę ze szczerością w swoich zielonych oczach- Ta dziewczyna w parku, to była Victoria, moja była. Byłem głupi, to wszystko przez to, że ostatnio poczułem się jakiś rozdarty w uczuciach. Nie wiedziałem co robić, a kiedy ją spotkałem po tak długim czasie... - tu chłopak pokręcił głową, jakby nie wierzył własnym słowom- Chciałbym, żebyś mi wybaczyła, moglibyśmy spróbować jeszcze raz.- dodał. Audrey nie miała pojęcia co o tym myśleć, z jednej strony chciała do niego wrócić, ale z drugiej nie wiedziała czy może mu znowu zaufać. Postanowiła przynajmniej spróbować. Zanim jednak wyznała mu swoją decyzję, postanowiła też być z nim szczera.
- Po tym jak zobaczyłam cię w parku... Cornel mnie pocieszał- chłopak jakby rozumiał co miała na myśli mówiąc "pocieszał", jednak dla pewności, że George wie o co chodzi ciągnęła dalej- całowaliśmy się...- zapadła chwila ciszy- nie miej mu tego za złe, proszę.- szatyn pokiwał głową- Po prostu też byłam rozdarta.- stwierdziła.
- A nadal jesteś?- spytał jeszcze George.
- Trochę...- przyznała- ale mimo to myślę, że powinniśmy spróbować uratować ten związek.
- Czyli wszystko załatwione!- zaszczebiotała Sophie wpadając do kuchni jak strzała. Oboje podskoczyli na dźwięk jej głosu- Komu śniadanie?- spytała patrząc na parę z uśmiechem.

***

    Minęły trzy dni odkąd Audrey i George się pogodzili. Dziewczyna czuła się szczęśliwa, że wszystko znów jest tak jak dawniej. Martwiła się tylko trochę o Cornela. Obawiała się, że chłopak jest smutny z tego powodu. Jednak nawet jeśli tak było, w ogóle nie dawał tego po sobie poznać. Wciąż rozśmieszał ją i brata żartami i spędzał razem z nimi czas na drobnych wycieczkach na pola, czy do sadu. Audrey jednak wciąż czuła się odrobinę zagubiona w swoich uczuciach, ale wierzyła, że wkrótce będzie pewna co do nich i zdecyduje czy dalej będzie z Georgem.
Lipiec w niezbyt dużej miejscowości o nazwie Apple port, leżącej niedaleko Richmond w stanie Maryland, był pogodny i ciepły. Temperatura była w sam ras od 20 do 28 stopni Celsjusza. Audrey kochała tę miejscowość, była taka piękna, ale i tajemnicza, ponieważ nie było jej prawie na żadnej mapie. Dzięki temu dziewczyna czuła się, jakby mieszkała w miejscu nie widzialnym dla świata.
    Teraz czarnowłosa wyglądała przez otwarte okno swojego pokoju i przyglądała się błyszczącej tafli ledwo widocznego z za drzew jeziora Turquoise pearl. Dzisiaj znów umówiła się tam z Georgem.
 Dziewczyna wspominała też swój koszmar, który z każdym dniem stawał się coraz wyraźniejszy. Gdy opowiedziała o nim Georgowi, ten tylko poradził jej żeby go zlekceważyła, jednak kiedy powiedziała o nim Cornelowi, wyraźnie się zmartwił. On też rozumiał, że takie rzeczy nie śnią się kilkakrotnie bez powodu. Dlatego Audrey starała się być bardzo czujna. Kiedy w końcu nadszedł czas na umówione spotkanie, Audrey wybiegła od razu z domu, ubrana w wygodne szorty i miętową koszulkę. Chłopak jak zwykle uśmiechną się na jej widok i oboje pognali nad jezioro.
   Rozmawiali o swoich przemyśleniach i o ostatnich wycieczkach. Audrey ze smutkiem pomyślała, że Cornel już nie przychodzi nad jezioro w czasie gdy oni się tam spotykają. Wciąż o nim myślała, tak jak wciąż myślała o Georgu. Szatyn siedział na trawie z dziewczyną trzymając jej rękę i opowiadając o jakiejś wyjątkowo śmiesznej sytuacji. Jednak Audrey wydawała się nie słyszeć jego słów, jej myśli wciąż koncentrowały się na Cornelu. Kiedy wyobraziła go sobie jak siedzi zamknięty w swoim pokoju, zasmucony z jej powodu, poczuła poczucie winy, chociaż nie wiedziała, czy naprawdę tak czuje się Cornel. Dwie łzy pociekły jej po policzkach. Przed oczami staną jej ten roztrzepany chłopak o złotej czuprynie, który śmiał się do niej tyle razy.
- Hej co jest?- spytał George ocierając łzy z twarzy Audrey.
- Nic- stwierdziła tylko i wpatrzyła w taflę jeziora.
- Na pewno nie chcesz o tym pogadać?- spytał.
- Nie dzięki, wszystko w porządku- wstała uśmiechając się do swojego chłopaka, on też wstał. Patrzyli się na siebie. Po dłuższej chwili Audrey w końcu odwróciła wzrok od Georga i spojrzała na spokojną taflę jeziora po czym zmarszczyła brwi. Zobaczyła czyjeś buty wystające spośród pałek wodnych.
- George...- zaczęła, łapiąc go kurczowo za ramię. Chłopak spojrzał w tym samym kierunku, z zarośli powoli wypłynęła sylwetka mężczyzny zwróconego twarzą w mroczną toń jeziora. Audrey zatkała usta, po jej policzkach potoczyły się łzy.
- Halo?- usłyszała tylko poddenerwowany głos Georga - Policja?

***

  Kiedy policja przyjechała na miejsce zbrodni, funkcjonariusze wyciągnęli ciało z wody, Audrey bała się spojrzeć na twarz ofiary. Jej potężne obawy co do tożsamości tej osoby potwierdziły się, kiedy w końcu otworzyła oczy.
- Charly Honeytree lat trzydzieści sześć.- rzekł jeden z policjantów do drugiego, który wszystko zapisywał - brak ran i narzędzia zbrodni, przyczyna śmierci nie znana.
Do Audrey nie docierało to co widzi, była tak przerażona jak twarz jej ojca, leżącego w trawie bez życia.

***

    Audrey siedziała na sofie w salonie w swoim domu. George siedział obok niej i przytulał do siebie. Oboje trwali w milczeniu. Dziewczyna po tym co ujrzała nie była w stanie nawet płakać.
  Myślała wciąż o ojcu, który wychodził rano uradowany do pracy, nie wiedząc, że już nie wróci. George wydawał się być równie oszołomiony co dziewczyna. Wpatrywał się w ogień na kominku nie widząc niczego oprócz własnych myśli.

***

   Następnego ranka w domu Audrey zalegała cisza, która zdawała się obciążać powietrze wypełniające budynek, przez co nie można było pozbierać własnych myśli. Sophie od wczorajszego wieczoru nie odzywała się do córki i wciąż chodziła zamyślona, z twarzą pozbawioną wyrazu. Machinalnie wykonywała wszystkie domowe obowiązki.
    Czarnowłosa z kolei nie przespała całej nocy gapiąc się w sufit.
Kiedy nastał ranek, nawet nie pofatygowała się, żeby pójść pod prysznic, ubrać się a tym bardziej coś zjeść. W końcu ciszę w jej pokoju rozdarł dźwięk dobywający się z telefonu w kieszeni jej szortów, obwieszczający, że właśnie przyszedł sms. Dziewczyna niechętnie wyjęła komórkę i przeczytała wiadomość od Georga.
" Spotkajmy się za godz, pod jabłonią". Audrey powoli wstała i ruszyła do łazienki. Gdy tylko wzięła prysznic i założyła czyste rybaczki i liliowy top, zjadła na śniadanie kilka owoców i pognała na miejsce spotkania. Chłopak już czekał pod ulubionym drzewem Audrey. Nie uśmiechał się i nie patrzył na jej oczy, jak to robił codziennie, kiedy się spotykali. Jego twarz zwrócona była w niebo i wyrażała powagę. Widać było, że musiał podjąć jakąś ważną decyzję. Zaniepokojona takim powitaniem czarnowłosa powoli podeszła do chłopaka i spojrzała na niego. On zwrócił twarz ku niej, ale wciąż nie zdobył się na uśmiech.
- Audrey...- zaczął- pamiętasz jak przyszedłem pogodzić się z tobą kilka dni temu po tym jak pocałowałem Victorię?- dziewczyna pamiętała to aż nazbyt dobrze, kiwnęła głową w odpowiedzi. Chłopak westchną spojrzawszy na trawę pod swoimi stopami- Posłuchaj, ja... dokładnie przemyślałem to wszystko i doszłem do wniosku- ciągną dalej- że najlepiej dla nas obojga będzie jeśli się jednak rozstaniemy- rzekł w końcu i spojrzał na nią oczami wyrażającymi całkowitą pewność tego co mówił. Audrey przetwarzała jeszcze chwilę słowa które wypowiedział George.
- Ja...- zaczęła nie wiedząc jak sklecić zdanie- myślę, że rzeczywiście tak będzie lepiej.- dziewczyna nie czuła ulgi po potwierdzeniu słów chłopaka, nie czuła nawet bólu jaki powinien sprawić jej rozstanie. Ale coś jej mówiło, że George jednak nie jest tą jedyną, właściwą osobą. Powoli zaczęła rozumieć swoje uczucia.


To tyle na dziś :)
Wkrótce dodam szóstą część.
Do następnego posta!

1 komentarz: