czwartek, 29 stycznia 2015

Czarodziejka odc 24

  Cornel sam odstawił swojego konia do królewskiej stajni mimo że zwykle powinien zajmować się tym stajenny. Cornel był bardzo przygnębiony, ostatnio nie mógł spać w nocy. Ciągle śniły mu się koszmary, w których Audrey odchodzi w siną dal na swoim gepardzie, a on próbuje ją dogonić. Zawsze jednak ten sen kończy się tym, że Audrey jest coraz dalej i dalej, aż w końcu znika za horyzontem na zawsze. A on zostaje sam...
Cornel miał już dość tej rozłąki, ale jedyne co mógł zrobić, by temu zaradzić to rozmowa z ojcem, a na to nie miał wystarczająco dużo odwagi. Gdy Cornel opuścił stajnię na jego drodze stanął Fred:
-Możesz mnie przepuścić?- zapytał szorstko Cornel.
-Nie- odparł stanowczo Fred i pociągną Cornela za ramię. Złotowłosy próbował się wyrwać, ale Fred był silniejszy. Zaciągnął go na tyły stajni:
-Pogadałeś z Audrey?- spytał natychmiast.
-Nie.
-Dlaczego?
-Bo nie chciałem- wyjaśnił książę, przypominając sobie scenę, którą niedawno widział. „Audrey wyglądała na szczęśliwą w towarzystwie tego obwiesia” pomyślał.
-Daj spokój, obaj dobrze wiemy, że to nieprawda- Fred dalej go męczył.
-Zostaw mnie Fred, chcę zostać sam.- rzekł chłopak i zaczął lekko uciskać powieki. Oczy szczypały go ze zmęczenia. Fred przyglądał się mu uważnie. Twarz Cornela wszystko zdradzała, nie tylko jego samopoczucie psychiczne, ale także i fizyczne. Książę miał sińce pod oczami, był też blady. A na dodatek wyglądał na wypompowanego z sił:
-Człowieku, kiedy ty spałeś?- zaczął Fred- Jadłeś coś w ogóle? Wyglądasz jak zombie.
Cornel skrzywił się. Nie miał ochoty odpowiadać na którekolwiek z zadawanych mu pytań. Marzył o tym, by zaszyć się w jakimś zacisznym miejscu i spędzić trochę czasu na samotnych rozmyślaniach. Odepchnął więc Freda na bok i odszedł w stronę zamku.

***

Król Corian siedział na tronie w sali audiencyjnej. Przed nim stał jego syn Cornel:
-Wezwałem cię, ponieważ musimy porozmawiać.- zaczął, bacznie przyglądając się chłopakowi- Zależy mi na twoim szczęściu. Widzę, że coś się z tobą dzieje i nie jest to nic dobrego.- powiedział- Chciałbym wiedzieć o co chodzi.
Cornel milczał. Nie był gotów na tę rozmowę. Chciał zachować to co czuje dla siebie, przeboleć to, samemu sobie z tym poradzić i zacząć od początku.
-To jak?- zapytał Corian. Ojciec naprawdę się martwił i chciał pomóc swojemu synowi, ale Cornel postanowił się wywinąć:
-To nic takiego ojcze, mam bezsenność- stwierdził. Można powiedzieć, że w pewnym sensie było to prawdą. Przez swoje koszmary i pojawiające się co wieczór myśli o Audrey, rzeczywiście nie mógł spać. Corian wiedział, że stan syna leży w czymś więcej niż w zwyczajnej bezsenności:
-Bezsenność to poważna sprawa, zazwyczaj jej przyczyny tkwią w psychice człowieka. Możesz mi powiedzieć czym się tak martwisz?
Cornela zżerały nerwy. Z jednej strony nie chciał wyjawiać ojcu o co chodzi, ale w końcu to jego ojciec, który chce mu pomóc. Po za tym zapewne i tak to co czuje będzie musiało w końcu wyjść na jaw. Postanowił więc się przełamać:
-Chodzi o...- zamilkł.
-O?
-O Audrey- wydusił w końcu.
Corian westchnął, zwiesił głowę i ukrył twarz w dłoniach „Córka Sophie” pomyślał władca.
-Tato?- szepnął Cornel niepewnie.
-Synu- zaczął król- musisz coś wiedzieć, ale zanim ci powiem o co chodzi przysięgnij, że nikomu o tym nie powiesz- rzekł- Audrey także- dodał.
-Przyrzekam- bez wahania zgodził się Cronel „Cokolwiek mój ojciec mi powie, zniosę to i dotrzymam obietnicy”.
-Więc...- zaczął Corian- ty i Audrey nie możecie być razem...
Cornela zatkało.
-Nasza rodzina ma mroczną przeszłość.- ciągnął władca- Ciężko mi o niej mówić. I nie wiem jak to przyjmiesz.- Corian spojrzał prosto w oczy syna- Ale czegoś takiego nie można ukrywać przed własnym dzieckiem.
-Mów tato, jestem gotów na prawdę.

***
Następny dzień był bardzo pogodny. Brilliant stał na skraju Lasu Krystalitów. Naciągnął właśnie cięciwę swojego łuku i strzelił do najbliższego drzewa. Od dawna zacięcie trenował swoją celność. Była naprawdę dobra. Strzelił jeszcze kilkanaście razy. W końcu westchnął, naciągnął znów cięciwę i rzucił w powietrze:
-Wyłaź księciuniu! Przede mną się nie ukryjesz!
Usłyszał szelest „Tak jak myślałem” stwierdził, po czym puścił strzałę. W tym samym czasie zza drzewa wychynęła złota głowa. Strzała świsnęła nad złotą czupryną i trafiła w gałąź nad głową przybysza, który z zaskoczenia stracił równowagę i upadł na ziemię. Brilliant podszedł do chłopaka, pamiętając, by w obliczu spotkania z wrogiem nigdy nie puszczać broni. Stanął nad złotowłosym i wyciągnął do niego rękę. Cornel przyjrzał się Brilliantowi wzrokiem pełnym nieufności.
-No dalej!- odezwał się Brilliant- Zamierzasz leżeć tu cały dzień?
W końcu książę pozwolił sobie pomóc. Chwilę potem znów stał na nogach:
-Pamiętasz mnie prawda?- zapytał od razu Cornel, chciał szybko przejść do rzeczy, załatwić sprawę i wrócić do zamku.
-Oczywiście- przytaknął Brilliant- Jesteś Cornel, Książę Sentii, który skrzywdził Audrey.
-Tak ci powiedziała?
-Nie, sam to wywnioskowałem z obserwacji.
Cornel czuł coraz większą niechęć do Brillianta.
-Nie mówmy o tym- rzekł- Chciałem cie prosić o przysługę.
-Mnie? A dlaczego uważasz, że ci pomogę?
-Bo wiem, że Audrey jest dla ciebie kimś wyjątkowym- wyjaśnił Cornel. Brilliant uniósł pytająco brew.
-Wiem z obserwacji, jak ty- wytłumaczył.
-W takim razie niech będzie. O co chodzi?
-Ja i Audrey nie powinniśmy się widywać. Chciałbym abyś się nią zaopiekował...

***

Audrey siedziała naprzeciwko Celthali. Strażniczka Czasu zabrała ją na łąkę niedaleko Akademii Czarodziejek. To była pierwsza lekcja Audrey.
-Musisz zrozumieć, że czas jest wszędzie- tłumaczyła czarodziejka- Musisz poczuć go wokół siebie- Celthalia wzięła głęboki oddech i wypuściła powoli powietrze- Poczuj harmonię, która płynie wokół nas. Czas synchronizuje się w każdej cząsteczce tego świata. Jeśli się skoncentrujesz i zanurzysz umysł w głębi czasu, możesz coś nawet ujrzeć. Wizje przeszłości, albo nawet i przyszłości...
Audrey skoncentrowała się na naturze. Starała się wyczuć energie czasu w każdym drzewie, kwiecie i ździebełku trawy, w każdej grudce ziemi... Odniosła dziwne wrażenie... Jakby odlatywała gdzieś w dal. Poczuła się otoczona przez naturę, niby połączona z każdą cząstką świata. Niespodziewanie przed jej oczami ukazał się obraz. Bitwa, mnóstwo ofiar, pełno potworów. I ona stała w środku tej bitwy, bezczynnie stała, czuła ogromne załamanie. Przed sobą ujrzała jakąś postać. Mężczyznę o czerwonych jak rozżarzone węgle oczach i hebanowych włosach. Nagle mężczyzna ten uniósł rękę i Audrey ujrzała mknącą w jej stronę ognistą strzałę. Umrze? Nie, ktoś ją zasłonił. Ten ktoś wyglądał jak złote słońce... Audrey zemdlała.

***
Brilliant szedł korytarzem akademii w stronę sali szpitalnej. Gdy Audrey zemdlała, została tam przeniesiona. Ponoć nadal nie mogła wyrwać się z transu, w który zapadła. Blondyn niusł w ręce mały bukiecik różyczek z ogrodu rosnącego wokół Akademii Czarodziejek. Gdy już odnalazł właściwe drzwi, wkroczył do środka i od razu skierował się w stronę łóżka, na którym leżała jego przyjaciółka. Wyglądała jakby tylko spała. Obok łóżka stał stolik z wazonikiem. Chłopak włożył do niego kwiaty i usiadł na brzegu posłania:
-Jestem twoim partnerem, ochrona ciebie to mój obowiązek.- rzekł do siebie- Zaopiekuję się nią z własnej woli księciuniu....

***

Giniel galopowała na swoim koniu w stronę zamku. Gdy już tam dotarła, zgrabnie zeskoczyła z rumaka i rozejrzała się po dziedzińcu. Zobaczyła Dolyna opartego o kamienny mur zamku i Donnana ćwiczącego z boku szermierkę:
-Donnan! Walczmy!- krzyknęła, wyciągnęła swój miecz z pochwy i uniosła go do góry. Donnan obejrzał się w jej stronę i w odpowiedzi uniósł swój miecz:
-Zgoda! Ale tym razem to ja cię pokonam!- odkrzyknął.
-Akurat!- Giniel podbiegła do chłopaka, po czym zamachnęła się bronią z głośnym okrzykiem bojowym. Walczyła z determinacją. Dolyn przyglądał się im z zazdrością. Od dawna podobała mu się Giniel, ale nigdy nie miał z nią takiego kontaktu, jak jego brat. Spojrzał w stronę zamkowego ogrodu. Zauważył wśród rosnących tam róż księcia Sentii, Cornela. Rozmawiał tam z Mirielle. Dolyn był zdziwiony jego wyrazem twarzy. Cornel się uśmiechał. Wyglądał na odprężonego, spokojnego, a może i na szczęśliwego? „Dziwne” stwierdził chłopak w myślach „Ostatnio ciągle chodził ponury i wykończony, a teraz jest zupełnie inaczej. Może udaje?”
Giniel i Donnan dalej walczyli, więc Dolyn cicho ulotnił się z tego miejsca i skierował się w stronę ogrodu. Ukrył się w krzakach, niedaleko Mirielle i Cornela:
-To dla ciebie- rzekł książę i z uśmiechem podał dziewczynie ogromną białą różę- Pasuje do twoich oczu- stwierdził.
-Dziękuję- odparła Mirielle, po czym włożyła kwiat we włosy.
-Przyjdziesz tez jutro?- spytał Cornel.
-Oczywiscie.
-Dziękuję. Miło się z tobą rozmawiało. Czuje, że mnie rozumiesz.
-Tak, ja też tak czuję.
-W takim razie, do zobaczenia jutro.- Cornel skłonił się lekko i odszedł, a zachodzące słońce oblało wtedy cały zamek.



*KONIEC ROZDZIAŁU*

I kolejny rozdział za mną. Bardzo się cieszę z moich osiągnięć. Jeszcze nigdy w życiu moim całym nie napisałam tak długiego opowiadania. Gdyby ktoś mi powiedział np rok temu, że coś takiego stworzę to moja reakcja byłaby taka: ŻARTUJESZ?!
Przyznam, że ciężko mi się utrzymać przy jednym temacie chociaż przez np dwa rozdziały jakiegoś opowiadania. Zazwyczaj rzucam je po bardzo krótkim czasie i zaczynam zupełnie nowe, o czymś innym, co w ogóle nie nawiązuje do poprzedniego, ale Czarodziejka jest wyjątkiem. Oczywiście coraz bardziej zbliża się koniec tegoż opowiadania, ale zamierzam napisać jego kontynuację, więc nie ma co się martwić. Ale to wszystko plany na przyszłość, więc przestanę paplać.
Na dzisiaj to tyle, żegnam was i jeszcze tylko informuję, że odc 25 jest w trakcie tworzenia i jak w końcu się za siebie wezmę i siądę do pisania, to go skończę.
PA!

Ginamore :)

niedziela, 4 stycznia 2015

Czarodziejka odc 23

Audrey siedziała na fotelu w gabinecie Rose. Myślała o wczorajszej wizycie u dyrektorki. Ta komnata, w której wtedy była bardzo ją zafascynowała. Dyrektorka mówiła jej, że jest nazywana Komnatą Prawdy, ponieważ człowiek znajdujący się w środku nie potrafi skłamać. Interesujące. Audrey bardzo ciekawiło jak działa ten mechanizm. Rose siedziała za biurkiem, przeglądając mapy Sentii. W kilku miejscach były pozaznaczane krzyżyki:
-Co to jest?- zapytała Audrey. Rose nie odpowiedziała. Gorączkowo myślała i zaznaczała kolejne krzyżyki. Audrey postanowiła się nie dopytywać. Po tym jak udała się do twierdzy wroga i ledwo stamtąd uciekła, przez co Rose była na nią wściekła, wolała się jej bardziej nie narażać. Obserwowała więc pracę swojej mistrzyni. Później Rose odłożyła mapę na bok, wyprostowała się w siedzeniu i przyjrzała się swojej uczennicy:
-Teraz mnie posłuchaj- powiedziała- Udamy się w pewne bardzo ważne miejsce.
-Co to za miejsce?- zapytała czarnowłosa.
-Wczoraj po twoim powrocie dyrektorka rozmawiała z Radą Starszych- oznajmiła Mistrzyni.
Audrey mocniej zabiło serce. Czyżby miała otrzymać jakąś karę? Wyrzucą ją ze szkoły?
-Chcą cię widzieć- dokończyła Rose. Audrey zbladła. Dlaczego rada chce ją widzieć?
-Jajakto?- zapytała czarnowłosa drżącym głosem. 
-A tak to, dyrektorka wszystko im dokładnie opowiedziała. W Radzie Starszych zasiada jedyna żyjąca na świecie Strażniczka Czasu, zamierza cię sprawdzić.-wyjaśniła Rose. Audrey siedziała oniemiała. Prawdziwa Strażniczka Czasu zamierza ją sprawdzić?
-A co jak się okaże, że nie mam władzy nad czasem?
-A uważasz, że nie masz?-zapytała Rose. Audrey zamyśliła się. Udało się jej użyć tej mocy w twierdzy Mordheriona, więc może ma? A może to była inna moc?-Idziemy- rzekła mistrzyń, wstała z fotela i wyszła na korytarz, Audrey poszła za nią pogrążona w myślach. Prawdziwa Strażniczka Czasu, jaka ona jest? Stara? Młoda? Wszechpotężna? Jak zamierza sprawdzić Audrey, da jej jakieś trudne zadanie do wykonania? A może zamierza prześwietlić ja na wylot i sprawdzić, czy czas kryje się w jej ciele i umyśle? "Nie, to by było beznadziejne" stwierdziła w myślach "Może użyje jakiegoś czaru, by to sprawdzić". Nagle mistrzyni Rose zatrzymała się gwałtownie. Audrey zderzyła się z jej plecami:
-Audrey- zaczęła Rose- teraz nastąpi bardzo ważna chwila, spotkasz się z Radą Starszych, musisz się skupić tylko i wyłącznie na tym, co teraz będzie, nie możesz myśleć o jakiś głupotach. I pamiętaj jesteś strażniczką czasu, nie miej wątpliwości.
Pchnęła jakieś drzwi, chwyciła Audrey za ramię i wepchnęła do środka. Drzwi się zamknęły. Audrey rozejrzała się dookoła. Komnata była cała biała, nikogo w niej nie było:
-Co ona sobie myśli?- powiedziała cicho Audrey- Jak mogłabym teraz myśleć o jakiś głupotach? I gdzie ja jestem?
-Audrey?-odezwał się jakiś głos. Czarnowłosa podskoczyła. Przed nią pojawiła się jakaś kobieta, a przy niej stało sześć innych postaci. Wszyscy pojawili się znikąd.- Jestem Celthalia- przedstawiła się kobieta- Strażniczka Czasu.
Audrey przyjrzała się jej dokładnie. Celthalia była stara, miała długie, proste i siwe włosy, a skórę bladą. Jej oczy były koloru błękitu nieba, ubrana była w białe, gładkie szaty, tak jak cała reszta otaczających ją postaci.
-A to są czarodzieje i czarodziejki Rady Starszych, ja też jestem jedną z nich.
Audrey skłoniła się lekko. Zaszczytem było poznać Króla Sentii, ale spotkanie się z Radą Starszych to coś więcej niż zaszczyt:
-Audrey wiesz po co cię wezwano, prawda?- zaczęła Celthalia- Muszę sprawdzić, czy rzeczywiście jesteś strażniczką czasu.
Audrey czekała w napięciu:
-Użyję specjalnego zaklęcia, które mi na to pozwoli. Narysuję wokół ciebie krąg, aby odseparować twoją energię od naszej. W ten sposób będę mogła przeprowadzić dokładniejszą analizę, jeżeli wyczuję w tobie moc czasu, to będzie oznaczać, że jesteś strażniczką czasu.
-Nie rozumiem po co ten krąg Strażniczko Celthalio, bez niego nie wyczujesz mojej energii?
-Twoja moc jest słabo rozwinięta, a w tej sali znajduje się aż siedem osób na większym poziomie. W tej chwili nasza energia zakłóca twoją, dlatego muszę ją odseparować.- wyjaśniła. "To ma sens" pomyślała Audrey:
-Dobrze, jestem gotowa- czarnowłosa zamknęła oczy. Jeden ze starszych podał Celthali dziwną laskę. Rzeźbiony w dziwne znaki kij z kryształem umieszczonym na czubku. Audrey uchyliła powieki. Była zbyt ciekawa by nie patrzeć co robi strażniczka. Celthalia popatrzyła na Audrey:
-Możesz otworzyć oczy. Magia to żadna tajemnica.- kobieta odwróciła laskę i kryształem dotknęła podłoża. Audrey mocniej zabiło serce. Wbiła wzrok w czubek kryształu, który rozjarzył się niebieskim płomieniem. Celthalia zamruczała coś pod nosem. Jakieś słowa brzmiące jak melodia, trzymając laskę w ręku zaczęła obchodzić Audrey. Jej oczy były uniesione ku górze, tęczówki ledwo wystawały spod powiek. Wyglądało to trochę przerażająco. W końcu Celthalia zatrzymała się. Obróciła laskę i podała ją najbliższemu starszemu:
-Spójrz na posadzkę- rzekła do dziewczyny. Audrey schyliła głowę. Stała pośrodku błękitnego kręgu, jarzącego się jak świetlisty pierścień. Nagle  w środku tego kręgu zaczęły pojawiać się dziwne znaki. Audrey nie wiedziała co się dzieje. Poczuła się dziwnie. Stojąc na tych dziwnych znakach, wyglądających jak pewien rodzaj liter, nie mogła się ruszyć. Zupełnie, jakby jej całe ciało zdrętwiało. Nie mogła nawet wydusić choćby jednego słowa. Spojrzała na Celthalie:
-Spokojnie, teraz postaram się wyczuć twoja energię. Audrey zobaczyła, że krąg wytworzył wokół niej półprzezroczystą barierę. Zobaczyła jakby dziwne fale opływające powietrze, które wyciekały przez barierę. Każda była trochę inna. "Czy to energia Starszych opuszczająca krąg?" pomyślała. Celthalia wzięła głęboki wdech. Jakby coś w siebie wchłaniała. Stała tak przez chwilę wstrzymując oddech, aż w końcu powoli zamknęła oczy i wypuściła powietrze. Podeszła do bariery, wyciągnęła rękę, jej dłoń bez przeszkód przeniknęła przez magiczną ścianę. Zastygła na chwilę w bezruchu, potem chwyciła dłoń Audrey i pociągnęła czarodziejkę, uwalniając ją z objęć kręgu. Czar prysł:
-Witaj czarodziejko kosmosu, kolejna strażniczko czasu... moja następczyni, czekałam na ciebie...

***

    Sophie obudziła się w sali szpitalnej Akademii Czarodziejek. Jej wzrok był zamglony. Przed oczami widziała czyjąś rozmazaną twarz. Blask jadeitu i czarna grzywa. Jej wzrok nabierał ostrości. Blada twarz, szeroki uśmiech, duże oczy i piegi na nosie. To wszystko stawało się coraz wyraźniejsze:
-Audrey- szepnęła kobieta. Chciała wstać, ale jej córka powstrzymała ją:
-Nie mamo, odpoczywaj. Straciłaś dużo sił. Ledwo żyjesz. 
Sophie uśmiechnęła się blado:
-Cieszę się, że ty żyjesz- powiedziała do córki.
-A ja cieszę się, że ty żyjesz- odparła na to Audrey- Wiesz mamo, tyle się wydarzyło. Nie wyobrażasz sobie ile przegapiłaś.
-W takim razie, opowiedz mi o tym co przegapiłam- poprosiła blondynka. Audrey rozpromieniła się i z przejęciem zaczęła opowiadać o wszystkim ze szczegółami. Z każdym słowem córki Sophie była coraz bardziej zadziwiona i wciąż powtarzała "Naprawdę?", "Niesamowite!", "Zadziwiające!" itp. Była dumna ze swojej córki. Jeszcze nie zaczęła na dobre nauki, a już można było powiedzieć, że ocaliła Sentię:
-Czyli Cornel jest Księciem Sentii, a Corian jego ojcem, tak?- zapytała swoją córkę, jakby chcąc się upewnić.
-Tak- potwierdziła Audrey. W jej głosie słychać było pewne zawiedzenie, a może niechęć?
-Słuchaj- zaczęła Sophie- nie możesz być z Cornelem- powiedziała nagle. Audrey zdziwiła się tym słowom, chciała zapytać "Dlaczego?", ale nagle te skrywane myśli wyszły na wierzch "On jest Księciem Sentii, a ja? Zwykłą czarodziejką, która nie ma nic wspólnego ze szlachecką krwią... nie, nie mogę być z Cornelem, nie mogę."
-Wiem o tym- wydusiła w końcu Audrey. Sophie szybciej zabiło serce "Wie? Wie o tym? Skąd? Od kogo? Chyba, że od NIEGO..., ale po co on miałby jej o tym mówić?" Przyjrzała się swojej córce uważnie "Nie, ona nie wie, nie wygląda na Audrey, która by o tym wiedziała"... Sophie postarała się by jej twarz wyglądała na zatroskaną:
-Wiesz o tym? O czym?- spytała dość niewinnie- Martwi cię coś?- Audrey chwilę milczała. Nikomu jeszcze nie mówiła o tym co czuje:
-Ja... myślę, że nie możemy być razem, bo on jest następcą tronu całej Sentii, a ja? Nikim ważnym. Król nie pozwoliłby na taki związek, prawda?- Sophie milczała, jednak w końcu przyznała rację córce:
-Prawda- poczuła się podle. Miała wyrzuty sumienia, wiedziała, że nie może wiecznie ukrywać tego sekretu przed córką, ale nie czuła, że ta chwila jest odpowiednia by wszystko jej wyznać. Chciała by jej córka była gotowa przyjąć prawdę, dlatego postanowiła zachować tę tajemnicę dla siebie do czasu, aż uzna, że może ją przed nią odkryć. Audrey posiedziała jeszcze chwilę z Sophie, po czym pożegnała się z nią i opuściła salę szpitalną. Następnie ruszyła wzdłuż korytarza Akademii, chciała przejść się na spacer i poukładać myśli, ale w połowie drogi zatrzymał ją Brilliant:
-Audrey, szukałem cię!
-O co chodzi?- zapytała szorstko. Chłopak nie przejął się jej tonem. 
-Mistrzyni Rose kazała ci przekazać, że od jutra będziesz mieć prywatne lekcje z Celthalią! Nauczy cię korzystać z mocy czasu!
-Co?!- Audrey była zaskoczona- Naprawdę?
-Tak! A to jeszcze nie wszystko! Za trzy dni oficjalnie zostaniesz ogłoszona jej następczynią! Czy to nie cudowne?
-Tak, niesamowite...- przytaknęła smętnie Audrey. Brilliant przyjrzał się jej twarzy. Była pełna zmartwienia.
-O co chodzi? Nie wyglądasz na szczęśliwą...
-Co ty! Jestem bardzo szczęśliwa!- na jej twarzy pojawił się sztuczny uśmiech.
-Przestań- chłopak przyglądał się jej oczom- wszystko po tobie widać. Coś nie tak z Sophie?
-Nie, z nią wszystko w porządku, powoli dochodzi do siebie, tylko...
-Tylko?
-No... myślę, że ona coś przede mną ukrywa.
-Tak sądzisz?- Audrey kiwnęła głową:
-Tak, czuje się głupio, widzę, że coś ukrywa, a ona myśli, że tego nie zauważę...
-Może z nią o tym pogadasz?- zaproponował.
-Niby jak? Mam powiedzieć "Mamo wiem, że coś ukrywasz, mów natychmiast o co chodzi"? Nie, nie mogę tak, nie potrafię...
Brilliant westchną:
-Więc nigdy się nie dowiesz, co Sophie przed tobą ukrywa.
-Przestań! Ty nic nie rozumiesz! Myślisz, że to takie proste, a tak nie jest!
-Rozumiem i to dużo, ja też miałem trudności z porozumiewaniem się z moimi rodzicami, właściwie niekiedy nadal mam.
-Ale ja nie mam trudności- stwierdziła uparcie Audrey.
-Jesteś tego pewna?
-Tak... i nie wtrącaj się między mnie a moją mamę, sama to załatwię.
-W porządku, nie będę się wtrącał. Nie mam takiego zamiaru. Po prostu chciałem pomóc i tyle.
-To pomóż gdzieś indziej!
-Opanuj się Audrey, ja nie chciałem źle, zrozum to.
-Co ja mam zrozumieć?! Ty to zrozum!
-Ale co?!
-Nie ważne! Wiesz co? Idź sobie! Nie mam ochoty cię oglądać!- Audrey była coraz bardziej wkurzona.
-Dobra, ale zobaczysz, że więcej ci już nie będę pomagać.- Brilliant odwrócił się i ruszył korytarzem w głąb Akademii. Audrey usiadła na stopniu schodów, prowadzących z dużego pałacowego ganku na dziedziniec. Nagle poczuła się strasznie samotna. Zaczęła mówić do siebie:
-Dlaczego tak się wkurzyłam. Ale jestem głupia, głupia, głupia! Brilliant to...- poczuła ciepło w duszy- to... mój przyjaciel. Nie powinnam go tak traktować. Tyle dla mnie zrobił. Pomógł mi uratować matkę, a ja tak go potraktowałam. Jestem okrutna, bez niego nic by nie wyszło z naszej misji... muszę go przeprosić...- Wtedy Audrey zdała sobie sprawę, że tylko dzięki Brilliantowi udało jej się to wszystko osiągnąć. Bez niego nie dostałaby się do Twierdzy Mordheriona, nie uratowałaby matki, nie przeżyłaby tej wyprawy. To on podpowiadał jej co ma robić. Dzięki niemu udało jej się użyć mocy czasu. Dzięki niemu odkryła, że jest Strażniczką Czasu. Bez niego Audrey nie dowiedziałaby się o planach Mordheriona. Sentia byłaby skończona. Mordherion by wygrał. "To Brilliant jest prawdziwym bohaterem, nie ja..." pomyślała i zaczęły ją dręczyć potworne wyrzuty sumienia. Audrey już nie mogła wytrzymać. Jej myśli same wyszły na wierzch- Brilliant przepraszam, tak cię mocno przepraszam, strasznie mi przykro. Byłam wściekła, bo pierwszy raz widzę, że własna matka mnie okłamuje. Nigdy nie byłam w takiej sytuacji, przepraszam, ty chciałeś dobrze, a ja tylko cię obraziłam. Wyżyłam się na tobie, nie chce stracić cię z powodu tak głupiej kłótni. Jesteś moim przyjacielem, zależy mi na tobie, przepraszam... przepraszam... muszę cię przeprosić...
-Przeprosiny przyjęte!- Audrey podskoczyła. Gwałtownie się odwróciła, za nią stał Brilliant, uśmiechnięty od ucha do ucha. 
-Ty... ty tu byłeś przez cały czas?!- kiwną głową- I wszystko słyszałeś?
-Co do słowa.
-Oh ty! Jak to się stało, że nie usłyszałam, jak podchodzisz?
-Cóż, rok szkolenia na coś w końcu się przydał.
-Ale z ciebie łajdak, żeby tak się zakradać!- Audrey wyglądała na oburzoną, ale tak naprawdę była szczęśliwa, że udało jej się pogodzić z Brilliantem.
-Uwielbiam to robić! Można podsłuchać naprawdę ciekawe rzeczy!
-Przestań! Nie możesz tak! Ludzie potrzebują odrobinę prywatności.
-Wiem! Ale to się czasami opłaca! Raz podsłuchałem, jak Mistrz Silion mówił o tym, że zamierza zrobić mi sprawdzian ze strategi walki. Dzięki temu mogłem się przygotować i gładko zdałem egzamin.
-To nieuczciwe...
-Wcale nie, przecież się nauczyłem.
-Tak, ale wiedziałeś, że będziesz mieć sprawdzian i co na nim będzie.
-No to co? Chyba na tym polega zadanie czarodzieja śledczego, prawda? Na odkryciu nikczemnych planów wroga.
-Jakiego wroga?- Brilliant usiadł obok Audrey na schodku.
-Nie wiesz? Przecież nauczyciel to wróg ucznia, twoim zadaniem jest go pokonać, być lepszym od niego, jak możesz o tym nie wiedzieć?
-Serio? Ja nie mogę, to jedna z najgłupszych rzeczy jakie słyszałam, nauczyciel nie jest twoim wrogiem, on przekazuje ci swoją wiedzę.
-No i? Dla mnie Silion to wróg.
-O rany...
   Oboje długo jeszcze rozmawiali, żadne z nich nie zauważyło młodzieńca na koniu, stojącego przed bramą na dziedziniec. Jego włosy błyszczały złotem w słońcu, a mądre złote oczy przypatrywały się obojgu. Wkrótce Książę zawrócił konia i oddalił się od Akademii Czarodziejek...

***KONIEC ROZDZIAŁU***

Uff, nareszcie dodaję kolejny post,przepraszam, że tak długo, ale nie chciało mi się tego wszystkiego przepisywać. Kiedy piszę jakieś opowiadanie, to najpierw powstaje wersja papierowa, czyli pisana odręcznie, która potem zostaje przepisana na komputer, by później przejść korektę i trafić na bloga. A z tym rozdziałem miałam większą harówkę niż z innymi. Przepisałam całość jeszcze dziś w południe, ale wystarczyło, że wyszłam na chwilę do łazienki, żeby moja praca poszła w niepamięć (czytaj: mój tata dorwał się do kompa). Koszmar koszmarów. No ale już macie kolejny rozdział i niedługo będzie następny, bo tak się składa, że już mam wersję pisemną w zeszycie i postaram się by w najbliższym czasie tu trafiła :) Dzięki za uwagę, dobranoc!

Ginamore