wtorek, 29 kwietnia 2014

Czarodziejka odc 14

Przejdę od razu do rzeczy :)
Stwierdziłam, że ciągłe witanie się i pisanie co dziś dodaję jest bez sensu, w końcu już po tytule wiecie co będzie w danym poście:) Po prostu będę wam oddawać 
kolejne części opowiadania do czytania i tyle :)
Tak w ogóle to dzisiejsza część będzie trochę krótka.


Henriet przeciskała się wśród gości w stronę Cornela. Wszyscy tańczyli wśród magicznych kul światła latających po ogrodzie. Miedzianowłosa w końcu dotarła do księcia.
- Witaj...- powiedziała z uśmiechem.
- Witaj Henriet- rzekł młodzieniec upijając łyk złocistego napoju z kieliszka, który trzymał. Wcale nie patrzył na przybyłą. Był głęboko zamyślony.
- Słuchaj...- zaczęła- chciałam z tobą pogadać o Audrey.- powiedziała. Cornel odstawił kieliszek na stół z przekąskami.
- Słucham.- oświadczył, po czym spojrzał prosto w oliwkowe oczy damy.
- Wiesz, jej ciebie brakuje- wydusiła- dlaczego się z nią nie spotkasz, moglibyście razem spędzić trochę czasu.
- To nie takie łatwe jak myślisz.- stwierdził.
- To jest łatwe.- powiedziała- wystarczy że się spotkacie i trochę razem pogadacie.
- Henriet...- zaczął- ty nic nie rozumiesz.- rzekł- Audrey jest tylko zwykłą obywatelką tego królestwa. Nie wypada żeby książę miał dziewczynę z niższych sfer. Teraz rozumiesz?- spytał.
- Daj spokój! Kogo obchodzi co wypada a czego nie wypada robić. To tylko te głupie królewskie tradycje.- oburzyła się.
- Nadal nie rozumiesz. Audrey zapewne będzie się uczyć w akademii jak mniemam. Ona zostanie czarodziejką, a ja w przyszłości będę królem.- powiedział.
- Słyszałam od mojej przyjaciółki, że chce zostać czarodziejką śledczą- wyznała Henriet.
- Czarodziejką śledczą?- zdziwił się Cornel- Cóż... w takim razie nasze drogi tym bardziej się rozchodzą.- stwierdził ze smutkiem.

***

Audrey wyszła z zamku. Przeszła koło straży, udając, że idzie w stronę miasta. Jednak gdy tylko zniknęła im z oczu, cichaczem ruszyła na tyły zamku. Starała się stąpać jak najciszej potrafiła. Doszła na tyły ogrodu. Zaszyła się w krzakach. Chciała zobaczyć przynajmniej bal, wyprawiony na cześć Cornela. Z podziwem oglądała tych wszystkich wytwornie ubranych ludzi. Damy, Lordowie, Hrabiny... wszyscy sunęli w parach tańcząc w rytm muzyki granej przez królewskich skrzypków. Pośród połów sukien, Audrey starała się wypatrzeć Cornela albo Henriet. Jak na razie nie znalazła żadnego z nich. Zobaczyła tylko króla i królową w środku tej całej zabawy. Dziewczyna skupiła się więc na zielonej sukni przyjaciółki. Starała się ją w ten sposób odszukać. Metoda się powiodła. Znalazła nie tylko Henriet, ale i Cornela. Oboje stali na uboczu i rozmawiali. Henriet wyglądała na oburzoną. Po chwili, do obojga podszedł król Corian i z uśmiechem coś do nich powiedział. Cornel najwyraźniej korzystając z okazji do przerwania dotąd omawianego tematu, wyciągną rękę do miedzianowłosej, prosząc ją do tańca. Henriet ze zrezygnowaną miną zgodziła się i oboje ruszyli w stronę tańczących. Audrey stwierdziła, że nie ma sensu sterczeć w krzakach i oglądać tych wszystkich ludzi. Już miała się wycofać, gdy nagle spostrzegła, że za jednym z drzew ogrodowych ukrywa się jakaś zakapturzona postać. Przybysz obserwował Henriet. Czarnowłosej to się wcale nie spodobało. Skradła się ciut bliżej drzewa, chcąc mieć lepszy widok na podejrzanego. Obejrzała go dokładnie. Spod opadającej do ziemi brązowej peleryny z kapturem, nie było widać prawie niczego, oprócz tego łobuzerskiego uśmieszku, szczerzącego zęby. Audrey napełniło uczucie niepokoju. Intruz wyraźnie przyglądał się jej przyjaciółce.
Nagle dziewczyna ze zdumieniem stwierdziła, że Henriet ze złością na twarzy ruszyła w stronę zamku. Coraz bardziej oddalała się od bezpiecznego ogrodu, gdzie w razie czego byli ludzie gotowi jej pomóc.
- O nie.- szepnęła przerażona Audrey, gdy intruz ruszył za dziewczyną kryjąc się w cieniu drzew. Czarnowłosa podążyła za nimi. Stawiała kroki jak najciszej. Kiedy przybysz obracał głowę, by zobaczyć, czy ktoś go nie śledzi, ta natychmiast chowała się za drzewo, albo w krzak. Audrey zdała sobie sprawę, że właściwie los Henriet zależy tylko od niej. Postanowiła, że cokolwiek zbir będzie chciał zrobić jej przyjaciółce, najpierw będzie musiał się z nią zmierzyć. Henriet weszła bocznym wejściem do zamku. "Co za pech"- przyznała Audrey w duchu "Akurat tam nie ma straży". Czarnowłosa podążyła za wchodzącym do zamku intruzem. Henriet wchodziła po schodach, za nią szedł zbir, a za nim z kolei Audrey. Gdy miedzianowłosa dotarła do swojej komnaty, przybysz zaszył się za jedną ze zbroi stojących na korytarzu i czekał, aż jego ofiara wejdzie do środka. Henriet zamknęła za sobą drzwi swojego pokoju. Intruz powoli podszedł do wejścia. Teraz sięgną do skórzanego pokrowca przymocowanego w pasie i wyją długi sztylet. Audrey z przerażeniem uświadomiła sobie co przybysz ma zamiar zrobić. W jednej chwili wyrwała włócznię z uścisku najbliższej zbroi, po czym szybko podeszła do intruza. Ten jednak w ostatniej chwili uświadomił sobie, że ktoś go zauważył. Czarnowłosa porządnie grzmotnęła go kijem w głowę. Intruz upadł na twardą posadzkę, kaptur suną mu się z głowy. Dziewczyna ujrzała twarz młodzieńca, o bladej karnacji i niesamowitych srebrzysto- blond włosach. Oczy miał błękitne i figlarne. Patrzył się na nią z tym swoim łobuzerskim uśmieszkiem. To było bardzo irytujące. Audrey przyłożyła mu ostrze włóczni do gardła. To nie zrobiło na nim najmniejszego wrażenia.
- Czego tu szukasz?- wysyczała.
- Ciebie- odparł uśmiechając się jeszcze szerzej.


Ginamore :)

1 komentarz:

  1. O matko. Jestem potwornie ciekawa co to za koleś. Ale ma przerażającą pewność siebie. No no niech akcja dalej się rozkręca :>

    OdpowiedzUsuń