wtorek, 5 sierpnia 2014

Czarodziejka odc 20

Dzisiaj mam dość krótki odcinek, ale to dlatego ,że nie mam na razie weny.

Złotowłosy chłopak siedział na pięknym, brązowym rumaku. Za nim maszerowała niewielka grupa czarodziei bojowych, a przed nim krzątała się czternastoletnia, jasnowłosa dziewczyna. Oglądała każdy krzaczek napotkany na ścieżce i każdą nisko osadzoną gałąź drzewa. Las krysztalitów był ogromny. Tak więc, mieli dużo terenu do przeszukania. Cornel czuł się dość niezręcznie. W końcu sam siedział na koniu, a dziewczyna, w dodatku młodsza od niego szła pieszo:
- Mirielle- zaczął chłopak- na pewno nie chcesz dosiąść mojego konia?
- Nie- powtórzyła już z setny raz odpowiedź na jego setne pytanie- Muszę iść pieszo. Jeżeli będę jechać konno, może mi umknąć mnóstwo śladów- stwierdziła, po czym zatrzymała się na chwilę i wzięła głęboki wdech- Tam - wskazała palcem na jakąś wąską ścieżynkę- kierują się na północ.
- Na północ?- odezwał się jeden z czarodziei bojowych- w takim razie muszą iść w stronę Góry Polarnej- rzekł.
- Masz rację Dolynie- potwierdziła Mirielle.
Szli dalej przedzierając się przez gęste gałęzie drzew. Liście błyszczały w świetle padających na nie promieni słońca.
- Już niedaleko- stwierdziła dziewczyna.
Szli jeszcze kilka minut, aż wyszli z lasu na dużą otwartą przestrzeń. Gdyby mieli moc dusz tak jak Brilliant, to zobaczyliby tłumy demonów wracających przez las w stronę góry osadzonej daleko na horyzoncie. Jednak to nie znaczy, że nic nie czuli. Demonom towarzyszyła aura czarnej magii. Powietrze było gęste:
- Czarna magia- stwierdziła Mirielle- nie podoba mi się to.
- Ani mnie- odparł Dolyn.
- Idziemy- rzekła jasnowłosa. Przeszli kilka kroków, gdy nagle ujrzeli biegnące ku nim dwa niewyraźne kształty, z każdą chwilą coraz bliższe.
- Co to?- spytał Cornel.
- Nie mam pojęcia- stwierdziła Mirielle.
Stali jeszcze kilka chwil patrząc się w stronę coraz bardziej wyraźnych kształtów.
- Gepardy- stwierdził Dolyn.
- Gepardy?- zdziwił się Cornel- same?
- Nie, chyba ktoś jedzie na jednym- rzekła Mirielle. Chwilę później mieli już odpowiedź.
- To Giniel!- stwierdził Dolyn - Ale skąd ona wytrzasnęła te gepardy? Rudowłosa dziewczyna, oraz Spiro i Aceiro dobiegali do grupy poszukiwawczej.
- Hej!- krzyknęła- Dolyn! Mirielle!
Dwa gepardy zatrzymały się przy nich. Giniel zgrabnie zeskoczyła z grzbietu Aceiro. Szybko skłoniła się przed Cornelem- Wasza wysokość- powitała księcia Sentii.
- Giniel, widziałaś dziś Brilliant'a w towarzystwie czarnowłosej dziewczyny?- spytała Mirielle.
- Chodzi ci o Audrey? Tak! Widziałam ich!- mówiła szybko czerwonowłosa- mają kłopoty! Są w twierdzy Mordheriona, chcą uratować matkę Audrey!
- Co?!!!- wykrzyknęła cała trójka. Na ich twarzach malowało się przerażenie.
- Nie mówisz poważnie- szepnęła Mirielle.
- To prawda! Sama tam byłam! Mordherion złapał mnie kiedy zobaczyłam jak wychodzi z portalu i...
- Co, co? Jeszcze raz- poprosił Dolyn- powoli i po kolei.
- No więc- Giniel była coraz bardziej zdenerwowana- Dziś rano pomyślałam, że wybiorę się na przejażdżkę. Wzięłam konia i dotarłam na skraj lasu, dokładnie tu, gdzie teraz jesteśmy. Zobaczyłam w oddali jakiś dziwny błysk, postanowiłam sprawdzić co to jest. To było u podnóża Góry Polarnej. Kidy byłam na miejscu, zsiadłam z konia i wtedy zobaczyłam portal.
- Portal? Jaki portal?- spytał Cornel.
- Portal prowadzący do kryjówki Mordheriona!- wypaliła Giniel. Cała trójka otworzyła szeroko oczy.
- On, Mordherion, wyłonił się z portalu i mnie zobaczył. Chciałam uciec, ale nie dałam rady. Złapał mnie i zamkną w lochu. Nie mogłam się wydostać! Brilliant i Audrey dostali się do twierdzy, przybyli do lochów i mnie uwolnili.- Giniel nabrała tchu i poczęła dalej opowiadać, o tym jak próbowali uciec i Mordherion zamkną ich w magicznej barierze, którą potem Brilliant przełamał magicznym ostrzem- potem rozstaliśmy się i ja uciekłam, a Brilliant i Audrey zostali w twierdzy aby uratować matkę Audrey- skończyła.
- No i co teraz?- spytała Mirielle patrząc to na Cornela, to na Dolyna.
- Musimy ratować Audrey- oświadczył Cornel.
- I Brilliant'a- dodał Dolyn.
- A więc- zaczęła Mirielle- musimy dostać się do kryjówki Mordheriona.

***

Audrey bezskutecznie szarpała za kraty. Pręty nawet nie zadrgały pod naporem jej ciała:
- Zrób coś!- zwróciła się do blondyna opierającego się o kamienną ścianę lochów.
- Robię, próbuję coś wymyślić- rzekł.
- Ty tylko myślisz, a tu trzeba działać- stwierdziła Audrey. Dziewczyna dalej szarpała kraty. Brilliant nie zwracał na nią uwagi, był głęboko zamyślony. Po chwili podszedł do celi Sophie:
- Krew to klucz czarnoksiężników- rzekł, po czym przesuną lewą ręką po kratach zostawiając na nich ciemne smugi czerwieni. Kraty drgnęły:
- Co ty zrobiłeś?- zapytała Audrey patrząc szeroko otwartymi oczami na podnoszące się do góry pręty.
- Otworzyłem celę- powiedział.
- Krwią?- czarnowłosa popatrzyła na niego z dziwnym wyrazem twarzy.
- Krew to klucz czarnoksiężników- powtórzył Brilliant- Silion mnie tego nauczył- chłopak pokazał Audrey magiczny sztylet, który trzymał w prawej dłoni i uniósł lewą rękę tak by mogła zobaczyć płytkie rozcięcie na wewnętrznej stronie jego dłoni.
- Fuj- podsumowała ten widok Audrey. Brilliant uśmiechną się półgębkiem.
- Lepiej zabierzmy stąd twoją matkę- rzekł i wszedł do celi.
- Jak uwolnimy ją z tych łańcuchów?- spytała czarnowłosa klękając koło znękanej kobiety. Brilliant obejrzał żelazne kajdany przytrzymujące ręce Sophie.
- Mają zamki, więc otworzymy je magią, tak jak w przypadku Giniel, myślę, że zadziała, sprónuj.
- Ja?- zdziwiła się Audrey- myślisz, że mogę to zrobić?
- No jasne- oznajmił Brilliant.
Audrey skupiła się, dotknęła kajdan Sophie  zebrała w sobie moc. Żelazne łańcuchy opadły na ziemię.
- Udało się!- ucieszyła się Audrey.
- Zabierzmy ją stąd. Ty podeprzyj ją z jednej strony, a ja z drugiej.
- ok- zgodziła się Audrey i przełożyła sobie ramię matki przez szyję.


Ginamore :)