środa, 30 kwietnia 2014

Czarodziejka odc 15

  Audrey siedziała na łóżku w swojej komnacie, przyglądając się uważnie stojącemu na przeciwko niej chłopakowi, wciąż miał na twarzy ten swój głupi, łobuzerski uśmieszek. Czarnowłosa trzymała w rękach sztylet blondyna. Wolała go na wszelki wypadek rozbroić. Jednak nie czuła się przy nim pewnie, nawet mając w ręku jego broń. Odnosiła wrażenie, że chłopak ma coś jeszcze w zanadrzu.
- Dobrze...- zaczęła- chciałabym wiedzieć po co mnie szukałeś?- spytała stanowczym tonem.
- No tak...- rzekł blondyn- Pozwól, że najpierw ci się przedstawię.- powiedział- Nazywam się Brilliant.- wyznał- A ty jesteś Audrey.- dziewczyna westchnęła. Jednak nic nie powiedziała. Zdążyła się już przyzwyczaić, że większość osób, które poznaje, wiedzą kim ona jest.
- Tak, jestem Audrey- potwierdziła dziewczyna- A teraz może byś tak łaskawie odpowiedział na moje pytanie, co?
- Cóż...- zaczął Brilliant- To całe zajście, to był tylko twój sprawdzian.- rzekł z tym swoim uśmieszkiem.
- Sprawdzian?!- Audrey nie wiedziała jak mogła zapomnieć o tym liście z akademii, który wyraźnie zapowiadał, że czeka ją test.- Zdałam?- spytała chłopaka.
- Nie mam pojęcia. Myślę, że tak, ale to nie moja decyzja.- powiedział- Działałem wspólnie z mistrzynią czarodziejek śledczych, Rose. Wysłała ci list z potwierdzeniem zgłoszenia do akademii, prawda?- spytał.
- Tak prawda.- przyznała Audrey.
- No właśnie. Jeśli okaże się, że zdałaś test, to mistrzyni Rose nauczy cię jak być czarodziejką śledczą.- powiedział- A ja będę twoim partnerem.- dodał. Zapadła głucha chwila ciszy. Nagle do Audrey dotarły ostatnie słowa Brilliant'a.
- Co?! Jakim partnerem?- spytała zupełnie zbita z tropu. Jej matka nie mówiła nic o żadnych partnerach. Brilliant zaśmiał się krótko po czym jego twarz znów przybrała łobuzerski wyraz.
- Partnerem do pracy.- wyjaśnił- Każda czarodziejka i czarodziej śledczy mają partnera, który pomaga im w ich pracy. Zobaczysz będziemy tworzyć zgrany duet. W ogóle nie zauważyłem, że mnie śledzisz. Zorientowałem się dopiero wtedy kiedy mnie walnęłaś w głowę.- powiedział z uśmiechem. Audrey zamurowało.
- Ile ty masz lat?- zaciekawiła się i uniosła jedną brew.
- Siedemnaście- powiedział udając powagę.
- I uczysz się na czarodzieja śledczego?- spytała.
- Zgadza się.- potwierdził.
- Od kiedy?- zadała kolejne pytanie.
- Od jakiegoś roku.- odpowiedział.
- Już od roku? Ale ja dopiero zacznę naukę.- powiedziała.
- To nic, zostanę czarodziejem śledczym, dopiero jak ty ukończysz szkołę.- stwierdził.
- I nie złościsz się, że będziesz uczył się dłużej ode mnie?- zdziwiła się.
- Nie, a dlaczego miał bym się złościć? Przecież będę miał taką ładną partnerkę.- blondyn posłał jej swój zawadiacki uśmiech.
- Aha- rzuciła tylko zażenowana Audrey.- Wiesz, jesteś bardzo irytujący- wyznała.
- No tak, każdy mi to mówi- powiedział z udawanym smutkiem- Ale ja nigdy się tym nie przejmuję- rzucił, znów się uśmiechając do czarnowłosej i puszczając przy okazji oko.
- No tak...- zamyśliła się na chwilę- Ciebie też uczy mistrzyni Rose?- spytała.
- Nie- powiedział spoglądając na las za oknem- Mnie uczy mistrz
Silion- rzekł.
- Mistrz Silion?- zaciekawiła się.
- Tak, jeden z dwunastu największych mistrzów śledczych tego królestwa.- powiedział zadowolony, że trafił na tak dobrego nauczyciela.
- I on się zgodził, żebym została twoją partnerką?- zapytała.
- Właściwie, to on sam zaproponował mistrzyni Rose, że jego uczeń, czyli ja, zostanie partnerem jej wychowanka. Wkrótce po tym, Rose dostała twoje zgłoszenie i tak oto los nas połączył.- powiedział uradowany.
- Rozumiem.- rzekła- Pewnie wiesz jaką masz moc?
- Dusz- rzucił tylko.
- Dusz? To znaczy, że władasz duchami?- spytała zdziwiona.
- Można by tak rzec.- stwierdził- A ty jaką masz moc?
- Właściwie, to nie wiem.- wyznała zawstydzona.
- Nie martw się- powiedział- większość czarodziejek i czarodziejów dowiaduje się czym włada dopiero po rozpoczęciu nauki w akademii.
- Ty też się o tym dowiedziałeś w taki sposób?- zaciekawiła się.
 Brilliant usiadł koło niej na łóżku.
- Nie- zaczął- właściwie to już od dziecka zdarzało mi się słyszeć dziwne głosy.- powiedział- Rodzice na początku myśleli, że opętał mnie ktoś z zaświatów, bo rozmawiałem z niewidzialnymi dla nich duchami i opowiadałem im w jaki sposób te osoby umarły. To było dla nich nie do pojęcia. Pamiętam, że zaprowadzili mnie wtedy właśnie do mistrza Silion'a, a ten stwierdził, że muszę mieć jakąś nietypową moc. Rodzice odetchnęli, bo przynajmniej wiedzieli, że nie jestem opętany, ale i tak bali się tych moich kontaktów z umarłymi.- zakończył swoją opowieść.
- A teraz widzisz duchy?- spytała Audrey- No wiesz, w tym pokoju.- sprostowała. Chłopak spojrzał w przestrzeń, jego oczy wydawały się być zamglone, nieobecne.
- Widzę- stwierdził. Audrey ścisnęło w gardle.
- Kto to jest?- spytała ze strachem.
- Jakiś mężczyzna, ciągle się na ciebie gapi.- powiedział ze skupieniem na twarzy i jakby lekkim niepokojem. Blondynowi wcale nie podobało się zachowanie ducha.- Czego chcesz?- spytał patrząc się w ścianę. Audrey zżerał strach. Spojrzała na Brilliant' a, chłopak patrzył się wciąż w to samo miejsce. Wyglądał tak, jakby słuchał mowy ducha.
- Mówi, że jest duszą twojego zmarłego ojca.- wyjaśnił, po czym spojrzał na wystraszoną Audrey. Teraz był śmiertelnie poważny.
- Tata?- spytała zdumiona Audrey spoglądając w miejsce, gdzie spodziewała się zobaczyć czarnowłosego mężczyznę. Niestety nic nie zobaczyła.
- Jest bardzo zatroskany- powiedział Brilliant- mówi też, że twoja mama żyje.
- Naprawdę?- teraz Audrey poczuła ulgę, nie jeden raz zastanawiała się gdzie jest jej matka i czy Mordherion jej nie zabił.
- Tak- ciągną dalej chłopak- Powiedział, że jest uwięziona w twierdzy Mordheriona razem z innymi czarodziejkami i czarodziejami stróżującymi.
- Gdzie jest ta twierdza?- spytała Audrey. Koniecznie chciała się dowiedzieć, gdzie Mordherion przetrzymuje jej matkę. Teraz Brilliant jeszcze bardziej skupił wzrok na niewidzialnym przybyszu. Minęła dłuższa chwila zanim znów się odezwał.
- Nie potrafi tego dokładnie wyjaśnić. Twierdzi, że znajduje się po za czasem i przestrzenią, jednak wie jak można się tam dostać.- odpowiedział chłopak.
- Jak?- Audrey musiała to wiedzieć.
- Jutro o północy, Mordherion wyśle swoje demony na zwiady do królestwa Sentii, otworzy portal u podnóży góry Polarnej, prowadzący do jego siedziby, aby je wypuścić.- powiedział śmiertelnie poważnym głosem.
- Musimy tam iść!- zakomunikowała czarnowłosa- Ktoś musi uwolnić te wszystkie czarodziejki!
- Myślisz, że damy radę?- spytał.
- Nie wiem, ale nie dowiemy się jeśli nie zaryzykujemy- zauważyła.
- No tak, a ja bardzo lubię ryzykować.- Brilliant znów uśmiechną się łobuzersko.

Ginamore :)

wtorek, 29 kwietnia 2014

Czarodziejka odc 14

Przejdę od razu do rzeczy :)
Stwierdziłam, że ciągłe witanie się i pisanie co dziś dodaję jest bez sensu, w końcu już po tytule wiecie co będzie w danym poście:) Po prostu będę wam oddawać 
kolejne części opowiadania do czytania i tyle :)
Tak w ogóle to dzisiejsza część będzie trochę krótka.


Henriet przeciskała się wśród gości w stronę Cornela. Wszyscy tańczyli wśród magicznych kul światła latających po ogrodzie. Miedzianowłosa w końcu dotarła do księcia.
- Witaj...- powiedziała z uśmiechem.
- Witaj Henriet- rzekł młodzieniec upijając łyk złocistego napoju z kieliszka, który trzymał. Wcale nie patrzył na przybyłą. Był głęboko zamyślony.
- Słuchaj...- zaczęła- chciałam z tobą pogadać o Audrey.- powiedziała. Cornel odstawił kieliszek na stół z przekąskami.
- Słucham.- oświadczył, po czym spojrzał prosto w oliwkowe oczy damy.
- Wiesz, jej ciebie brakuje- wydusiła- dlaczego się z nią nie spotkasz, moglibyście razem spędzić trochę czasu.
- To nie takie łatwe jak myślisz.- stwierdził.
- To jest łatwe.- powiedziała- wystarczy że się spotkacie i trochę razem pogadacie.
- Henriet...- zaczął- ty nic nie rozumiesz.- rzekł- Audrey jest tylko zwykłą obywatelką tego królestwa. Nie wypada żeby książę miał dziewczynę z niższych sfer. Teraz rozumiesz?- spytał.
- Daj spokój! Kogo obchodzi co wypada a czego nie wypada robić. To tylko te głupie królewskie tradycje.- oburzyła się.
- Nadal nie rozumiesz. Audrey zapewne będzie się uczyć w akademii jak mniemam. Ona zostanie czarodziejką, a ja w przyszłości będę królem.- powiedział.
- Słyszałam od mojej przyjaciółki, że chce zostać czarodziejką śledczą- wyznała Henriet.
- Czarodziejką śledczą?- zdziwił się Cornel- Cóż... w takim razie nasze drogi tym bardziej się rozchodzą.- stwierdził ze smutkiem.

***

Audrey wyszła z zamku. Przeszła koło straży, udając, że idzie w stronę miasta. Jednak gdy tylko zniknęła im z oczu, cichaczem ruszyła na tyły zamku. Starała się stąpać jak najciszej potrafiła. Doszła na tyły ogrodu. Zaszyła się w krzakach. Chciała zobaczyć przynajmniej bal, wyprawiony na cześć Cornela. Z podziwem oglądała tych wszystkich wytwornie ubranych ludzi. Damy, Lordowie, Hrabiny... wszyscy sunęli w parach tańcząc w rytm muzyki granej przez królewskich skrzypków. Pośród połów sukien, Audrey starała się wypatrzeć Cornela albo Henriet. Jak na razie nie znalazła żadnego z nich. Zobaczyła tylko króla i królową w środku tej całej zabawy. Dziewczyna skupiła się więc na zielonej sukni przyjaciółki. Starała się ją w ten sposób odszukać. Metoda się powiodła. Znalazła nie tylko Henriet, ale i Cornela. Oboje stali na uboczu i rozmawiali. Henriet wyglądała na oburzoną. Po chwili, do obojga podszedł król Corian i z uśmiechem coś do nich powiedział. Cornel najwyraźniej korzystając z okazji do przerwania dotąd omawianego tematu, wyciągną rękę do miedzianowłosej, prosząc ją do tańca. Henriet ze zrezygnowaną miną zgodziła się i oboje ruszyli w stronę tańczących. Audrey stwierdziła, że nie ma sensu sterczeć w krzakach i oglądać tych wszystkich ludzi. Już miała się wycofać, gdy nagle spostrzegła, że za jednym z drzew ogrodowych ukrywa się jakaś zakapturzona postać. Przybysz obserwował Henriet. Czarnowłosej to się wcale nie spodobało. Skradła się ciut bliżej drzewa, chcąc mieć lepszy widok na podejrzanego. Obejrzała go dokładnie. Spod opadającej do ziemi brązowej peleryny z kapturem, nie było widać prawie niczego, oprócz tego łobuzerskiego uśmieszku, szczerzącego zęby. Audrey napełniło uczucie niepokoju. Intruz wyraźnie przyglądał się jej przyjaciółce.
Nagle dziewczyna ze zdumieniem stwierdziła, że Henriet ze złością na twarzy ruszyła w stronę zamku. Coraz bardziej oddalała się od bezpiecznego ogrodu, gdzie w razie czego byli ludzie gotowi jej pomóc.
- O nie.- szepnęła przerażona Audrey, gdy intruz ruszył za dziewczyną kryjąc się w cieniu drzew. Czarnowłosa podążyła za nimi. Stawiała kroki jak najciszej. Kiedy przybysz obracał głowę, by zobaczyć, czy ktoś go nie śledzi, ta natychmiast chowała się za drzewo, albo w krzak. Audrey zdała sobie sprawę, że właściwie los Henriet zależy tylko od niej. Postanowiła, że cokolwiek zbir będzie chciał zrobić jej przyjaciółce, najpierw będzie musiał się z nią zmierzyć. Henriet weszła bocznym wejściem do zamku. "Co za pech"- przyznała Audrey w duchu "Akurat tam nie ma straży". Czarnowłosa podążyła za wchodzącym do zamku intruzem. Henriet wchodziła po schodach, za nią szedł zbir, a za nim z kolei Audrey. Gdy miedzianowłosa dotarła do swojej komnaty, przybysz zaszył się za jedną ze zbroi stojących na korytarzu i czekał, aż jego ofiara wejdzie do środka. Henriet zamknęła za sobą drzwi swojego pokoju. Intruz powoli podszedł do wejścia. Teraz sięgną do skórzanego pokrowca przymocowanego w pasie i wyją długi sztylet. Audrey z przerażeniem uświadomiła sobie co przybysz ma zamiar zrobić. W jednej chwili wyrwała włócznię z uścisku najbliższej zbroi, po czym szybko podeszła do intruza. Ten jednak w ostatniej chwili uświadomił sobie, że ktoś go zauważył. Czarnowłosa porządnie grzmotnęła go kijem w głowę. Intruz upadł na twardą posadzkę, kaptur suną mu się z głowy. Dziewczyna ujrzała twarz młodzieńca, o bladej karnacji i niesamowitych srebrzysto- blond włosach. Oczy miał błękitne i figlarne. Patrzył się na nią z tym swoim łobuzerskim uśmieszkiem. To było bardzo irytujące. Audrey przyłożyła mu ostrze włóczni do gardła. To nie zrobiło na nim najmniejszego wrażenia.
- Czego tu szukasz?- wysyczała.
- Ciebie- odparł uśmiechając się jeszcze szerzej.


Ginamore :)

sobota, 26 kwietnia 2014

Czarodziejka odc 13

  Po wielu trudach przy wypytywaniu o drogę przypadkowych przechodniów, Audrey dotarła do akademii. Był to duży pałac, przy którym kręciło się mnóstwo młodych czarodziejek i czarodziejów. Dziewczyna ruszyła dziedzińcem do wejścia. Kiedy przekroczyła duże, zdobne drzwi, znalazła się w holu, gdzie było jeszcze więcej przyszłych uczniów akademii. Czarnowłosa postanowiła stanąć gdzieś na uboczu. Wkrótce  w holu pojawiła się jakaś wysoka kobieta i kazała wszystkim ustawić się w kolejce. Audrey musiała czekać niemiłosiernie długo, aż nadejdzie jej kolej. Kiedy w końcu przyszedł jej czas, uśmiechnęła się szeroko do kobiety. Ta tylko uniosła w górę brew. Jej twarz przybrała wyraz zdumienia. 
- Jak się nazywasz?- spytała swoim władczym tonem.
- Audrey Honeytree.- odpowiedziała czarnowłosa ze zrzedła miną.
- Cóż panno Honeytree...-ciągnęła kobieta- Jaki kierunek wybrałaś? Albo raczej na jaką czarodziejkę według ciebie mogłabyś się uczyć?- zapytała swoim dziwnym tonem, wyrażającym wyższość nad innymi.
- Właściwie...-zaczęła onieśmielona Audrey- właściwie... to jeszcze nad tym nie myślałam...- wyznała dziewczyna. "Jak mogłam zapomnieć o tak ważnej rzeczy?"- pomyślała- "Przecież kierunek to podstawa!"
- Ha!- zaśmiała się kobieta- I ty chcesz się tu zapisać!- powiedziała- Nie przyjmujemy takich patałachów.- oznajmiła ze złośliwością. "Patałachów?!" pomyślała Audrey. Nagle czarnowłosa przypomniała sobie słowa swojej matki- "Możesz zostać czarodziejką stróżującą jak ja i bronić ziemi przed wrogami..."
- Może czarodziejka stróżująca?- powiedziała Audrey bez przekonania. Pomyślała, że powinna pójść w ślady matki, ale coś jej jednak mówiło, że nie tędy droga. Tak samo myślała ta kobieta.
- Stróżująca?! Ha!- zaśmiała się znów- Nie wydaje mi się żebyś miała do tego wystarczający potencjał. Twoja moc raczej wielka nie jest sądząc po twojej niewiedzy na temat akademii. Jedyne na co się możesz nadawać, to zaszywanie się w krzakach, jak te śledcze szmaty!- powiedziała. "To było bardzo obraźliwe"-stwierdziła Audrey. Zaraz usłyszała za sobą ciche chichoty innych czarodziejek. " W sumie to czemu nie?"- pomyślała czarnowłosa. Wnet przyjęła dumną, wyprostowaną postawę. Wstyd na jej twarzy zastąpiła głęboka stanowczość.
-  Hmmm...- zaczęła - właściwie to wydaje mi się, iż ten kierunek nazywa się trochę inaczej- odrzekła rzeczowym tonem- Niech będzie, zostanę czarodziejką śledczą.- skwitowała zadowolona z siebie- Myślę, że skoro pani tak nazwała tych ludzi, musi pani czuć do nich zawiść. Zapewne sama pani chciała zostać taką szmatą, ale widać brak było pani odpowiednich kwalifikacji? Nie mylę się?- tym razem Audrey poczuła, że się lekko zagalopowała. Szósty zmysł podpowiadał jej, że należy szybko złożyć podpis na dokumencie potwierdzającym zgłoszenie i się wynosić.

***

  Następnego ranka, Audrey dostała list z pieczęcią akademii. Zastanawiała się czego on może dotyczyć. "Może odrzucili moje zgłoszenie?"- pomyślała. Przełamała pieczęć. Dziwnie się wtedy czuła. Jakby grała w jakimś filmie, gdzie fabuła dzieje się w jakiś średniowiecznych czasach. Wyjęła z koperty elegancko złożony list i przeczytała " Panno Honeytree, w imieniu akademii, pragnę powiadomić, iż pańskie zgłoszenie zostało przyjęte. Jednak zanim uczeń wstąpi w szeregi naszej szkoły, musi przejść sprawdzian praktyczny. W związku z tym, proszę się spodziewać go w każdej chwili. Przez następne kilka dni, będzie pani nieustannie obserwowana. Z poważaniem, mistrzyni Rose."
Audrey nic nie rozumiała. Przeczytała pismo jeszcze kilka razy. Z treści listu wyraźnie wynikało, że w dosłownie każdej chwili czeka ją sprawdzian praktyczny, który ma zadecydować, czy zostanie przyjęta do akademii, w charakterze przyszłej czarodziejki śledczej. "Przez następne kilka dni, będzie pani nieustannie obserwowana..."- przeczytała jeszcze raz Audrey, po czym rozejrzała się dookoła zamkowej komnaty, w której sypiała. "Trzeba się mieć na baczności"- pomyślała.

***

 Dwa dni później, czarodziejkę już zżerały nerwy. Była wyczulona dosłownie na każdy podejrzany ruch, ze strony jakiejkolwiek osoby, nawet swoich przyjaciół kręcących się wciąż po zamku. Audrey myślała o tym prawie nieustannie. Czasami robiła sobie przerwy, by pomyśleć o Cornelu, którego nie widziała ani razu, odkąd dowiedział się, że jest księciem Sentii. Gdzieś w głębi duszy, wiedziała, że nie będzie mogła z nim przebywać tyle czasu jak kiedyś. Chłopak zapewne miał teraz mnóstwo na głowie. Jutro miała się odbyć oficjalna koronacja Cornela na księcia Sentii. Zostanie wyprawiony wielki bal na jego cześć,  na  który zostanie zaproszona sama elita królestwa Sentii. Czarnowłosa nie spodziewała się być jedną z tych szczęśliwych osób, która będzie mogła uczestniczyć w tym wydarzeniu. Pomyślała jednak, że mogłaby się gdzieś przyczaić i obejrzeć uroczystość z ukrycia, jednak nie przychodziło jej na myśl, żadne miejsce w sali audiencyjnej, gdzie mogła by się schować, a to właśnie tam miała się odbyć koronacja. Audrey powlokła się wykończona myśleniem do swojej komnaty. Kiedy zamknęła za sobą drzwi, padła na łóżko i zasnęła.

***

  Cornel wyglądał przez zamkowe okno. Widok był bardzo piękny. Za szybą rozciągały się ogromne lasy krysztalitów. Promienie słoneczne padające na drzewa odbijały się od liści tworząc rozmigotany pejzaż, albo przedzierały się przez gałęzie złocąc ziemię. "Oto twój nowy dom Cornelu" powiedział sobie w duchu chłopak. Złotowłosy już od kilku dni szykował się do koronacji. Prawie cały czas kręciła się koło niego służba i jego rodzice. Krawcy przygotowywali mu niesamowite szaty, a nauczyciele uczyli, jak ma się zachować podczas bankietu. Cornel wcale nie marzył o takim życiu. Tęsknił za fotografią i swoją gitarą. Tęsknił za Audrey. "Ciekawe co ona teraz robi"- pomyślał.

***

  Henriet założyła fantazyjną zieloną, satynową suknię, uczesała włosy w wytworny kok i pognała do sali audiencyjnej. Jako córka z rodu Valor-fairy, dostała zaproszenie na uroczystość koronacyjną. Chciała zobaczyć się z Cornelem i pogadać z nim o Audrey. Współczuła im obojgu. Wiedziała ile nawzajem dla siebie znaczą. Wiedziała też, że księciu Sentii nie wypada spotykać się z kimś z poza szlachty. Audrey nie była szlachetnie urodzona, więc jej szanse na dalsze utrzymywanie kontaktu z Cornelem, były nikłe. Miedzianowłosa zbiegała po schodach na parter, kiedy nagle wpadła na jakąś dziewczynę. "O wilku mowa"- pomyślała spoglądając na Audrey.
- Witaj Audrey- przywitała się- Nie dostałaś zaproszenia, prawda?- spytała spoglądając w jej jadeitowe oczy. Stwierdziła, że ostatnio są jeszcze bardziej świetlisto- niebieskie niż wcześniej. Mina dziewczyny zrzedła. Henriet nie musiała pytać, żeby wiedzieć jak brzmi odpowiedz.
- Przekazać coś od ciebie Cornelowi?- spytała jeszcze.
- Nie, nie trzeba. Książę Sentii ma za dużo na głowie, żeby zawracać ją jeszcze moją osobą.- powiedziała ze smutkiem.
- Oj przestań!- oburzyła się Henriet- Może i ma dużo na głowie, ale dla ciebie zawsze znajdzie czas.
Audrey tylko uśmiechnęła się kącikiem ust.
- Nie sądzę.- odparła, po czym ruszyła schodami w górę.

***

Uroczystość zaczęła się. Król wstał z tronu i spojrzał na swój lud.
- Moi przyjaciele- odezwał się król Corian- Zebraliśmy się tu, ponieważ właśnie dziś mój syn Cornel, oficjalnie zostanie koronowany na księcia Sentii. Zanim jednak to nastąpi, pragnę podziękować wam wszystkim za to, że razem ze mną cieszycie się powrotem Cornela do naszego królestwa.
 Henriet nie słuchała dalszej przemowy króla. Rozglądała się po sali, szukając jakiś znajomych twarzy. Dostrzegła swoją ciotkę Nidie. Jak zwykle miała dumną postawę i taki sam wyraz twarzy. Nidia dostrzegła jej spojrzenie, skarciła siostrzenicę wzrokiem. Henriet natychmiast się odwróciła i dostrzegła , że przed królem klęczał już Cornel. Klęczał ze zdobnym diademem na głowie. Książę wstał i odwrócił się do poddanych. Na jego twarzy zagościł uśmiech, jednak jego oczy wyrażały udrękę.

Do następnej notki :)

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Czarodziejka odc 12

Witajcie :)
Dzisiaj oddaję wam do przeczytania dwunastą część opowiadania.

Cała piątka wypadła z domu. Na ulicach chodzili zgarbieni ludzie. "A więc czar Mordheriona zaczął działać"- pomyślała Audrey. Wszyscy wyglądali jak zombi. Mieli poszarzałe twarze, a ich oczy jarzyły się czerwienią, pełną grozy. Audrey i jej przyjaciele starali się być niezauważeni. Nikt z nich nie chciał, żeby któryś z zombi-ludzi dowiedział się, że tu są. Jakoś udało im się cicho przejść przez wąską ulicę i skryć wśród drzew. Wszyscy pobiegli w stronę jeziora Turqoise pearl. Kiedy dotarli na brzeg, Audrey wyciągnęła rękę przed siebie, i zamknąwszy oczy wyszeptała zaklęcie, będące kluczem do królestwa czarodziejek- Wrota Sentii otwórzcie się.
Nagle tafla jeziora zadrżała. Woda zaczęła formować się w wir, który kręcił się coraz szybciej i szybciej, aż w końcu się zatrzymał i zamiast wody pojawiła się niebieska poświata wypełniająca głębokie jezioro. Światło rozlewało się na polanę. Audrey spojrzała na swoich towarzyszy. Zadziwieni i oczarowani pięknem błękitnego światła wpatrywali się w portal.
- Kto pierwszy?- spytała Audrey.
- Ja pójdę- oznajmiła Henriet. Dziewczyna postąpiła kilka kroków do przodu. Weszła w poświatę, przeszła jeszcze kilka centymetrów, zanurzając się coraz głębiej, aż w końcu zniknęła. Za nią podążyła cała reszta. Na końcu portal przekroczyła Audrey. Wrota zamknęły się, gdy tylko zniknęła w jadeitowej otchłani.
Cała piątka krzyczała, lecąc magicznym tunelem. Audrey czuła potworne zimno, jakby nagle przeniosła się z gorącej plaży na Antarktydę. Czarnowłosa prawie nic nie widziała. Pociekło jej kilka łez, przez wiatr, który szczypał w oczy. Nagle wszyscy wylądowali z impetem na gęsto porośniętej trawą ziemi. Zimno ustało, a wiatr przestał wiać. Dopiero po kilku chwilach, Audrey zrozumiała, że udało jej się przenieść przyjaciół. Spojrzała w bok. Zobaczyła duży kamienny łuk, wewnątrz którego kłębiły się błękitne obłoczki formujące się w wir. To musiała być druga strona portalu. Dziewczyna chciała już wstać, ale coś ostrego przygważdżało ją do ziemi.
- Nie ruszaj się!- usłyszała jakiś kobiecy głos.- Po co tu przybyliście?!
- Mamy ważną wiadomość- wykrztusiła przerażona Audrey.- Mordherion zawładną Ziemią i zmanipulował ludzi!- wyjaśniła- czarodziejki stróżujące zostały porwane przez wroga, nie mogą chronić Ziemi.
- Wysłać gońca do pałacu.- oznajmiła czarodziejka przytrzymująca Audrey jakimś szpikulcem z dwoma szeroko rozstawionymi ostrzami.- Niech zaniesie wiadomość królowi, natychmiast!- rozkazała kobieta, po czym wypuściła Audrey. Czarnowłosa wstała z ziemi. Zobaczyła, że jej przyjaciele też byli przytrzymywani, przez inne kobiety, ale gdy tylko przywódczyni wypuściła czarnowłosą, pozostali też zostali uwolnieni. Dziewczyna rozejrzała się. Wokół niej i jej przyjaciół stała grupa strażniczek pilnujących portalu. Każda z nich miała na sobie zbroję, a w rękach dzierżyła coś w rodzaju trójzębów, tylko, że z dwoma ostrzami. Nagle wśród nich pojawiła się postać ubrana w długi brązowy płaszcz, był to młody mężczyzna, mniej więcej dwudziestoletni, który rozmawiał teraz z przywódczynią. Kiedy skończyła mówić, pokiwał głową ze zrozumieniem, po czym przeszedł przez krąg strażniczek. Następnie pobiegł przed siebie, tak szybko, że w powietrzu widać było tylko brązową smużkę, która  jak spadający meteor w jednym mgnieniu oka zniknęła. Audrey przyglądała się ze zdumieniem w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał gończy czarodziej. Nagle przywódczyni znów przemówiła, tym razem do swoich strażniczek.
- Weźcie wierzchowce, niech każda z was weźmie na swojego konia jednego z przybyszów i zawiezie go do pałacu. Ja i Dorania zostaniemy na straży.- rozkazała. Strażniczki nie czekały długo z wypełnieniem polecenia. Jedna z nich pociągnęła Audrey  za rękę w stronę brązowego konia.
- Wsiadaj- powiedziała tylko. Czarnowłosa posłusznie wsiadła na rumaka. Strażniczka usiadła za nią i ruszyła przodem pięcio-konnego orszaku.
  Wierzchowce gnały przez przepiękny las. Drzewa, które go tworzyły, były nadzwyczaj piękne. Ich liście wyglądały jak kryształy o różnych kształtach w kolorze zimnej zieleni.
- To las krysztalitów- powiedziała strażniczka, najwyraźniej widząc, że jej pasażerka przygląda się uważnie drzewom.
Po jakimś czasie, orszak wynurzył się z lasu i znalazł na otwartej przestrzeni. Na horyzoncie widać było wysokie wieże zamkowe, przebijające chmury. Mury budowli były białe, a dachy wykonane z jakiś niesamowicie błyszczących w słońcu kamieni. W królestwie Sentii była przepiękna pogoda. Na niebie było tylko kilka chmurek. Wkrótce wierzchowce dotarły do bram zamku. Wrota otworzyły się i strażniczki wjechały na dziedziniec. Wszystkie zatrzymały swoje konie, po czym zsiadły z nich. Ich pasażerowie zrobili to samo.
- Ruszaj- powiedziała strażniczka do Audrey. Wszyscy weszli do zamku przez ogromne rzeźbione wrota i znaleźli się w wielkiej sali audiencyjnej. Z wysokiego sufitu, podpartego kolumnami zwisały kryształowe żyrandole. Na końcu sali znajdowało się marmurowe podium, na którym stały dwa duże trony, na których siedział król i królowa i jeden ciut mniejszy, ale pusty. Królowa była kobietą niezwykle urodziwą. Posiadała przepiękne złote włosy, spływające kaskadą loków aż po kolana i duże, zielone oczy. Ubrana była w niesamowitą suknię, z trenem wykonaną z brązowego jedwabiu, z mnóstwem koronek. Natomiast król, cechował się dumną postawą i poważnym wyrazem twarzy. Jednak w jego bursztynowych oczach widać było prawdziwe dobro jego duszy. Audrey skądś znała te oczy. Nie mogła sobie tylko przypomnieć skąd.
-Uklęknijcie przed Królem Corianem!- zawołała jedna ze strażniczek. Cała piątka posłusznie oddała pokłon.
- Powstańcie.- powiedział król ciepłym głosem, po czym sam podniósł się z tronu. Zszedł z podium i podszedł do Audrey.
- Jak się nazywasz?- spytał. Audrey podniosła wzrok.
- Jestem Audrey Honeytree wasza wysokość- odpowiedziała. Gdy tylko król spojrzał jej w twarz, zmrużył oczy i zamyślił się. Najwidoczniej coś zauważył, ale nie chciał się podzielić swoimi myślami.
- Kim są nasi pozostali goście?- zapytał.
- Wasza wysokość!- to była Henriet- Jestem Henriet Valor-fairy.- oznajmiła. Twarz króla nabrała szacunku- Córka jednego z największych rodów szlacheckich naszego królestwa? Cóż, witaj w domu Henriet.- rzekł- A kim są twoi towarzysze?
- Jestem Fred a to mój kuzyn Eliot wasza wysokość- powiedział szatyn wskazując na chłopaka.
- A ja jestem- zaczął ostatni z przybyszów- Jestem Cornel, miłościwy królu.- przedstawił się, po czym spojrzał prosto w twarz króla Coriana. Królowa przyłożyła obie dłonie do ust tłumiąc okrzyk. Najwyraźniej dopatrzyła się czegoś w twarzy młodzieńca. Król też wyglądał na zdumionego. Oto patrzył w perfekcyjną kopię swoich bursztynowych oczu.
- Cornel...- wyszeptał król.
- Panie? Czy coś nie tak?- spytała jedna ze strażniczek.
- Masz na imię Cornel?- spytała królowa drżącym głosem.
- Zgadza się, Pani- potwierdził złotowłosy.
- To cud...- zdążyła tylko wykrztusić, po czym z jej oczu pociekły łzy. Zakryła twarz rękoma i poczęła cicho łkać. Ze szczęścia.
- Cornelu...- zaczął król- ile masz lat?
- Piętnaście, wasza wysokość- oznajmił chłopak, zupełnie zbity z tropu.
- Urodziłeś się dwunastego Czerwca?- spytał znowu władca.
- Zgadza się- powiedział złotowłosy.
- Znasz Sarah Weapon-warrior?- dociekał król.
- Mówiono mi, że to moja ciotka, ale podobno zginęła zaraz po moich narodzinach, Królu.- odpowiedział Cornel.
- Cornelu- władca podszedł do chłopaka i położył mu rękę na ramieniu- To może być dla ciebie trudne do przyjęcia, ale musisz wiedzieć, że piętnaście lat temu, zaraz po zapieczętowaniu Mordheriona, jego sługusi, potężne demony, zaatakowały nasze królestwo.- powiedział- Moja żona urodziła wtedy syna, któremu nadała imię Cornel...- wyjawił. Cornela zamurowało.- Moja siostra Sarah zabrała cię na Ziemię, ponieważ przebywając tutaj groziło Ci wielkie niebezpieczeństwo. Demony niszczyły nasz kraj i zabijały czarodziejki i czarodziejów. Musieliśmy cię chronić.- zakończył.
- To znaczy...- chłopak nie dowierzał temu co usłyszał- że jestem waszym synem?- spojrzał w oczy swojemu prawdziwemu ojcu.
- Szukaliśmy cię- król uściskał Corela- ale ponieważ Sarah zginęła z ręki jednego z demonów zaraz po powrocie do naszego królestwa, nie wiedzieliśmy gdzie cię umieściła.- wyznał.
- To niemożliwe- wycedził chłopak. Król wypuścił go z objęć.
 Cornel spojrzał na królową.
- To twoja matka, synu, Emerain- król Corian wskazał ręką zapłakaną królową, która wstała z tronu.
- A co z czarodziejką Emily White-horse? Ona nie jest moją matką?- spytał. W oczach królowej Emerain pojawił się smutek.
- Jest twoją ziemską matką, ale twoimi prawdziwymi rodzicami jesteśmy my.- orzekł król. Cornel zrobił krok do tyłu, po czym ukląkł na jednym kolanie.
- Wybacz królu, ale muszę to wszystko dogłębnie przemyśleć- powiedział, po czym ze łzami w oczach odwrócił się i szybko wymaszerował z auli. Te łzy, spływające po jego policzkach zauważyła tylko Audrey.

***

   Audrey leżała na łóżku w jednej z zamkowych komnat. Myślała o tym wszystkim co wydarzyło się poprzedniego dnia. Cornel okazał się być zaginionym księciem Sentii. A cała reszta nie mogła już wrócić do domu na Ziemię, bo zawładną nią Mordherion. Ten zły gość, który porwał jej matkę i nie wiadomo, co z nią zrobił. Może nawet zabił. Audrey starała się nie dopuszczać do siebie tej myśli, jednak nie mogła tego tak po prostu wykluczyć. Mordherion, przez którego tyle czarodziejek i czarodziejów pożegnało się z życiem. Dziewczyna wstała z łóżka i podeszła do lustra, opatrzonego w rzeźbioną ramę ze srebra. Spojrzała w swoje odbicie. Jej twarz była śmiertelnie poważna. Audrey podjęła decyzję. Zostanie pełnoprawną czarodziejką. Czarnowłosa wyszła z komnaty i pognała w stronę schodów. Gdy znalazła się już na samym dole w auli, wyszła na dziedziniec zamkowy. Chciała skierować się do akademii, jednak najpierw trzeba było dowiedzieć się gdzie ona jest.

***

  Cornel stał na dziedzińcu zamkowym, zobaczył, że Audrey opuszcza zamek i kieruje się w stronę miasta. Kochał tę dziewczynę, chociaż teraz, gdy uświadomił sobie kim jest, nie widział jej w swojej przyszłości. Coś mu podpowiadało, że będą musieli się rozstać. Ruszył do ogrodu na tyłach zamku. Tam czekali na niego jego prawdziwi rodzice.

I co sądzicie?
Czekam na opinie w komentarzach.

Do następnej notki :)

wtorek, 15 kwietnia 2014

Czarodziejka odc 11

Witajcie :D
Jak zapowiadałam, dzisiaj jedenasta część opowiadania.
Miłego czytania :)

Następnego dnia, Audrey z przykrością musiała stwierdzić, że piękna pogoda w Apple port zbyt szybko się psuje. Na horyzoncie widać było czarne, kłębiaste, ciężkie chmury, wyraźnie zwiastujące burzę. Dziewczyna patrzyła jeszcze przez chwilę na widok za oknem. Sophie usiadła na podłodze na przeciwko córki i położyła między nią a sobą jakąś dużą, podniszczoną, brązową księgę.
- To jest moja księga czarów.- powiedziała. Audrey przyglądała się teraz książce.
- Czarów?- zdziwiła się czarnowłosa- Będziemy się uczyć formułek, tak jak w Harrym Potterze?- spytała lekko rozbawiona tą myślą.
- Tak, zgadza się- potwierdziła jej matka- Znajdziesz tu wiele przydatnych zaklęć, np na wzmocnienie siły woli, albo przemienienie się w zwierzę.
- Wzmocnienie siły woli?- zdziwiła się Audrey- A czy nie mówiłaś czasem, że czarodziejki opierają na niej swą moc?- spytała.
- Tak, mówiłam...- przyznała Sophie.
- No właśnie. Czy to czasem nie jest zbyt niebezpieczne zaklęcie? Przecież jeżeli jakiś wróg będzie wiedział jak ono brzmi, to użyje go na sobie i zwiększając swoją siłę woli, zwiększy swoje magiczne możliwości. Prawda?- spytała Audrey.
- To tak nie działa, zwiększając siłę woli, stajesz się mniej podatna na ataki od strony wroga, ale to zaklęcie i tak długo nie trwa, po za tym nie jest ono zalecane do częstego użytku. Nie dobrze jest za dużo majstrować przy swoim umyśle.- wyjaśniła blond włosa- Może to spowodować niechciane konsekwencje.
- Jakie to konsekwencje?- zaciekawiła się dziewczyna.
- Możesz dostać amnezji, albo nawet osłabić działanie swoich czarów.- odpowiedziała Sophie.
- Aha, czyli nie warto go używać- skwitowała czarnowłosa.
- Warto, tylko najlepiej jest robić to w nagłych przypadkach.- oznajmiła kobieta.
- Ok, warto. Mam teraz inne pytanie, skąd wziąć taką księgę?- ciągnęła jej córka.
- To pytanie wymaga szerszej odpowiedzi. Na pewno chcesz ją poznać?- spytała Sophie.
- No jasne, że chcę.- skwitowała Audrey.
- Dobrze. Zanim odpowiem ci na twoje pytanie, musisz wiedzieć skąd wzięły się czarodziejki- Audrey słuchała w skupieniu- Otóż każda z nas pochodzi z magicznego królestwa o nazwie Sentia. Ten kraj istnieje od wieków, i to właśnie z niego wywodzi się magia.- czarnowłosa była coraz bardziej zaciekawiona- Do tego królestwa można dostać się tylko z ziemi, dlatego właśnie istnieją czarodziejki, które chronią ją przed zniszczeniem. Są to czarodziejki stróżujące i ja jestem jedną z nich.- Audrey uniosła brwi w zdumieniu.- Każda czarodziejka stróżująca musi mieszkać na ziemi, żeby ją chronić i na bierząco informować o najdrobniejszych niebezpieczeństwach Radę Starszych.
- Radę Starszych?- dziewczyna była już kompletnie zadziwiona- Co to jest?- spytała.
- Rada Starszych to grupa najsilniejszych i najstarszych czarodziejek i czarodziejów w całym królestwie.- wyjaśniła Sophie.- Ale przejdźmy do twojego pytania o księgę. I tym razem mi nie przerywaj, zgoda?- Audrey przytaknęła ruchem głowy.- Dobrze. Więc pytałaś skąd mam tę księgę. Otóż każda czarodziejka i każdy czarodziej, żeby rozwinąć swoją moc musi udać się do czarodziejskiej akademii, znajdującej się w królestwie Sentia. Na początek nauki każdy otrzymuje swoją księgę czarów, taką jak ta- tu Sophie wskazała ręką na swoją brązową księgę.
- Rozumiem- powiedziała Audrey.- Mam kolejne pytanie.- zakomunikowała.
- Słucham.-Sophie już zdążyła się przyzwyczaić do ciągłych pytań swojej córki o  świat czarodziejek.
- Czy ja też będę mogła zapisać się do tej akademii?- spytała.
- Możesz się zapisać, tyle tylko, że aby to zrobić musiałabyś zrezygnować z nauki w liceum i przeprowadzić się na co najmniej kilka lat do królestwa Sentii.- odpowiedziała blond włosa. Audrey zrzedła mina. "Przeprowadzić się do królestwa Sentii, bez Cornela?" pomyślała. Nie uśmiechała jej się ta wizja.
- Apropo akademii- zaczęła jej matka- Ucząc się w niej masz do wyboru kilka kierunków- powiedziała.
- Kierunków? Jakich?- znów spytała Audrey.
- Możesz zostać czarodziejką stróżującą jak ja i bronić ziemi przed wrogami, możesz też być np czarodziejką gończą, która zajmuje się dostarczaniem ważnych wiadomości, w taki sposób, by nawet na terytorium wroga nikt nie mógł jej przechwycić, ale możesz też np zostać czarodziejką bojową i uczestniczyć w różnych bitwach w królestwie, jednak myślę, że takim najciekawszym kierunkiem, jest czarodziejka śledcza, której zadaniem jest śledzić wrogów i odgadywać ich niecne zamiary.- wytłumaczyła jej matka.
- Tylko tyle jest kierunków?- zdziwiła się Audrey.
- O nie, skądże, kierunków jest mnóstwo, masz do wyboru do koloru, ja podałam ci tylko cztery przykładowe opcje, które według mnie są najciekawsze.- powiedziała.
- Aha.- Audrey spojrzała znów za okno. Chmury już przykryły większość nieba, tyle tylko, że były nienaturalnie czarne, zupełnie jak smoła.
- Jak można dostać się do królestwa Sentii?- spytała wciąż wpatrując się w niepokojące niebo.
- Przez jeziora.- powiedziała matka. Audrey zaskoczyła ta odpowiedz.
- Przez jeziora?- zdziwiła się unosząc jedną brew.- Takie jak np Turqoise pearl?
- Tak, wystarczy tylko wypowiedzieć odpowiednie zaklęcie, wtedy na wodzie utworzy się portal.- wyznała Sophie.
- A jak brzmi to zaklęcie?- spytała znów.
- Wystarczy powiedzieć- Wrota Sentii otwórzcie się- i tyle.- odpowiedziała. "Wrota Sentii otwórzcie się" powtórzyła Audrey w myślach, żeby zapamiętać formułkę.
- A jak brzmi formuła na zwiększenie siły woli?- spytała znów czarnowłosa.
- Siło umysłu, potęgo ma, wzmocnij się,nie przepuść zła- wyrecytowała jej matka. Audrey znów powtórzyła formułkę. Niebo zrobiło się już całkowicie czarne i teraz w pokoju zapanował dziwny półmrok. Sophie zmarszczyła brwi. Podeszła do okna i wyjrzała na zewnątrz. Rozejrzała się dookoła wąchając przy tym powietrze, jakby spodziewała się wyczuć coś dziwnego.
- Nie podoba mi się to- stwierdziła, wciąż stojąc w oknie- W powietrzu wyraźnie czuć mroczną energię.- Lekki wiaterek wpadł do pomieszczenia niosąc za sobą jakiś nieprzyjemny swąd. W dodatku powietrze w pokoju jakoś dziwnie zgęstniało. Audrey zmarszczyła nos.
- Czujesz?- spytała Sophie wciąż oglądając niebo.
- Tak.- przytaknęła dziewczyna- Mamo mam złe przeczucia. Może zamknij już to okno.
- Dobrze.- Jednak zanim Sophie zdążyła cokolwiek zrobić w ciągu jednej milisekundy z nieba runęły wodospady wody. Brudnej obrzydliwej wody.
-Mamo!- krzyknęła Audrey podbiegając do okna. Jej matka upadła na podłogę cała mokra.
- Zamknij - wyszeptała Sophie do córki. Audrey z wielkim trudem zamknęła okno.
- Mamo nic ci nie jest?!- przeraziła się czarnowłosa opadając na kolana przed pobladłą matką opartą o ścianę.
- Ten deszcz- wycedziła- osłabia magiczną energię. Nie wychodź z domu dopóki nie przestanie padać.- wyjaśniła coraz bardziej tracąc głos.
- Mamo?- Audrey była potwornie przerażona stanem matki.
- Czarodziejki stróżujące już dawno przewidywały, że coś podobnego może się wydarzyć.- stwierdziła, wciąż mówiąc szeptem- Mordherion chce przejąć Ziemię- wyjaśniła córce- zesłał na nią burzę osłabiając każdą magiczną istotę, która mogła by mu w tym przeszkodzić- tłumaczyła dalej- czarodziejki stróżujące nie mogą nic na to poradzić. Ktoś musi ostrzec królestwo Sentii.- powiedziała- Musisz to zrobić Audrey. Czuję, że ta magia wkrótce porwie mnie do samego Mordheriona. Chce pozbyć się wszystkich stróżujących czarodziejek. Potem zawładnie ludźmi, a następnie będzie chciał zaatakować królestwo Sentii. Musisz ich ostrzec...- Sophie z każdym słowem po prostu zanikała. Na oczach Audrey znikała z powierzchni Ziemi. "Jak to możliwe?"- pomyślała czarnowłosa.
- Mamo... ty znikasz.- wycedziła przerażona.
- Mordherion przechwytuje mnie magią. Zabiera mnie stąd. Musisz ostrzec królestwo Sentii...- powiedziała kobieta.
- Mamo!- krzyknęła Audrey w panice próbując zatrzymać matkę na miejscu. Chciała chwycić ja za nogi, za rękę, uczepić się czegokolwiek byleby tylko powstrzymać tego Mordheriona. Jednak Sophie już tam nie było.

***

  Pierwszą rzeczą, którą zrobiła było to, że chwyciła telefon i wybrała numer do Cornela. Po kilku sygnałach chłopak odebrał.
- Cześć Audrey, co słychać?- spytał.
- Mamy poważną sytuację.- powiedziała przerażonym tonem.
- Co się stało?- spytał Cornel poważnym głosem.
- Moją mamę porwał wróg czarodziejek, Mordherion. Zresztą porwał wszystkie czarodziejki, które chronią ziemię.- wyjaśniła.
- Natychmiast do ciebie jadę.- oznajmił
- Nie!- Audrey jeszcze bardziej się przeraziła- Nie rób tego. Ten deszcz za oknem, osłabia ludzi. Nie wychodź z domu, dopóki nie przestanie padać! Zrozumiałeś?!

***

    Kiedy tylko deszcz przestał padać, Cornel wyruszył do domu Audrey, aby zbadać dokładniej całą sytuację. Zabrał ze sobą Freda, Eliota i Henriet, bo akurat kiedy czarnowłosa do niego zadzwoniła ten spędzał z nimi wtedy czas.
 Dziewczyna była zdziwiona, że po wytłumaczeniu wszystkim całej sytuacji, okazało się, że nawet Fred i Eliot byli wtajemniczeni w fakt istnienia czarodziejek.
- Więc mamy dotrzeć do jeziora Torquoise pearl i przenieść się z pomocą zaklęcia do królestwa Sentii, żeby ostrzec czarodziejki o tym co tu się wydarzyło?- spytał Fred, żeby się upewnić.
- Jeżeli chcecie iść ze mną to tak, ale nie musicie tego robić.- powiedziała Audrey.
- Żartujesz?- zaczęła Henriet- Jasne, że chcemy. Urodziłam się w Sentii i moim obowiązkiem jest pomóc moim rodakom. Tak samo zresztą postawiona jest twoja sytuacja, Audrey. Każda czarodziejka przyszła na świat w Sentii i dlatego musimy pomóc tym ludziom.
- Każda?- zdziwiła się Audrey.
- Każda- potwierdziła Henriet.- To kiedy ruszamy?- spytała czarnowłosą.
- Jak tylko wzmocnie wasze siły woli.- oznajmiła dziewczyna.
- Po co?- spytał Eliot.
- Żeby czary Mordheriona nie mogły wami zawładnąć- oznajmiła- ustawmy się w kółku i chwyćmy się za ręce- powiedziała. Wszyscy zrobili tak jak mówiła. Audrey skupiła się na tym co chce zrobić, po czym wypowiedziała szeptem formułę, czując przy tym przepływającą przez nią moc - Siło umysłu, potęgo ma, wzmocnij się, nie przepuść zła.
Wszyscy poczuli się jakby w ich umyśle wytworzyła się jakaś magiczna bariera.
- Ruszamy- zakomunikowała Audrey.

I jak wam się podoba?
Wkrótce dwunasta część.

Do następnej notki :)

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Czarodziejka odc 10

Hello!
Dzisiaj dodam odc (już) 10 Czarodziejki :)
Mam nadzieję, że będzie się podobać.

 Dzisiaj słońce świeciło bardzo jasno, a po wczorajszym deszczu na niebie nie została ani jedna chmurka. Audrey pakowała do małego plecaka ręcznik, jedzenie i wodę. Cornel zaprosił ją na wypad do portu należącego do Apple port. Wybierał się tam z dwoma kolegami, jednym z nich był Fred a drugiego ponoć nie znała. Audrey podejrzewała, że ten drugi gościu musi ją znać, tak jak prawie wszyscy znajomi Cornela. Postanowiła jednak się tym nie przejmować. Kiedy się spakowała, wyjrzała przez okno i zobaczyła, stojący na poboczu czerwony jeep Freda. "A więc już są"- pomyślała. O samochód opierał się Cornel, spoglądając na ganek.
Dziewczyna uśmiechnęła się na jego widok. Czarnowłosa wyszła z pokoju, pożegnała się z mamą i wybiegła z domu.
- Cześć!- powitała Cornela.
- Cześć- chłopak rozpromienił się.- Zanim pojedziemy chciałbym ci przedstawić kuzyna Freda.- powiedział i wskazał na okno od strony pasażera, przez które wyglądał szatyn o oczach w kolorze głębi jeziora Turqoise pearl. Audrey zamurowało.
- Eliot?!- zdziwiła się dziewczyna. Chłopak wyszczerzył zęby na powitanie.
- Siemasz Audrey, co słychać?- spytał jak gdyby nigdy nic.
- Eeee...- Cornel wydawał się być zbity z tropu- To wy się znacie?- spytał zdziwiony.
- No... twoja dziewczyna pierwsza powitała mnie w nowym domu.- wyjaśnił.
- Aha.- Cornel miał dziwną minę, wciąż nie mógł połapać się w tej sytuacji. Audrey nie mogła wydusić z siebie słowa. Teraz wszystko było już jasne. Wyjaśniło się skąd Cornel zna Eliota. Był kuzynem Freda, a Fred to przecież najlepszy kumpel Cornela. Eliot wciąż szczerząc zęby nasuną na oczy okulary przeciwsłoneczne.
- Jedźmy już, nie mogę się doczekać zaplanowanej zabawy.
Cornel otworzył dziewczynie tylne drzwi od samochodu. Dziewczyna usiadła i zapięła pas. Za chwilę koło niej usiadł Cornel.
- To co, jedziemy.- oznajmił Fred. Samochód ruszył ulicą.
- Skąd znasz Cornela?- spytała Audrey Eliota.
- Przyjechałem tu raz na wakacje, ale tylko na kilka dni, może dlatego nigdy mnie nie poznałaś.- wyjaśnił chłopak wciąż szczerząc zęby w tym swoim głupkowatym uśmieszku.
- Może- przyznała Audrey. Samochód Freda pędził ulicą. Wiatr wpadający przez otwarte na całą szerokość okno od strony Eliota rozwiewał wszystkim włosy. Szatyn wydawał się być bardzo wyluzowany. Opierał głowę o oparcie fotela i napawał się chłodzącym powietrzem. Audrey nie bardzo lubiła, kiedy ktoś przebywający w jej towarzystwie miał założone okulary przeciwsłoneczne. Nie mogła wtedy określić na co patrzy się towarzysz. Teraz jednak czuła, że Eliot miał oczy zamknięte, więc postanowiła również nieco wyluzować. Fred zmierzwił czuprynę swojemu kuzynowi.
- Fajne masz włosy- powiedział. Widocznie chciał nieco rozśmieszyć towarzystwo pogrążone w milczeniu.
- No weź! Układałem je z godzinę- zaprotestował Eliot.
- I tak wiatr ci je rozwiał, więc czym się przejmujesz?-   powiedziała rozbawiona Audrey. Eliot mrukną coś pod nosem i zamkną okno, po czym zaczął układać z powrotem rozczochrane kosmyki.
- Pokaż- powiedziała Audrey. Dotknęła włosów Eliota. Ciemne brąz kosmyki były jedwabiste w dotyku i w dodatku bardzo miło pachniały. Dziewczyna zręcznie ułożyła niesforną czuprynę chłopaka. Cornel przyglądał się temu uważnie.
- Dzięki- powiedział Eliot, kiedy czarnowłosa skończyła, znów szczerząc zęby w jej kierunku. Audrey uśmiechnęła się do szatyna. Czuła, że go polubi.
- Ekhym- dziewczyna usłyszała odchrząknięcie Freda- Wiecie, wyczuwam zazdrość w powietrzu, więc może zajmijcie się oboje czymś innym.- zakomunikował szatyn. Eliot i Audrey spojrzeli na raz w stronę Cornela. Chłopak zawstydził się.
- Może trochę zwolnisz Fred?- złotowłosy zmienił szybko temat- Mam wrażenie, że przekroczyłeś prędkość.- poinformował kąśliwie swojego kumpla, który tak po prostu go wydał.
- Po co?- Fred nie zamierzał dać się złapać- Przecież chcemy jak najszybciej być w porcie, a tutaj prawie w ogóle nie jeździ policja, więc żaden mandat nam nie grozi- skończył szatyn.
- Nam?- tym razem to Eliot wyraził swoje zdziwienie- Chciałeś powiedzieć tobie nie grozi.- zauważył- Ja nie zamierzam płacić za twoje mandaty.- dokończył.
- Serio?- powiedział Fred.
- Chłopaki uspokójcie się- zaczęła Audrey- kłótnie nie są nam potrzebne- skończyła.
- Ależ my się tylko przekomarzamy- oświadczył Eliot dumnym tonem- Prawda kuzynie?- dodał kąśliwie. Audrey wzniosła oczy ku niebu "Ci chłopcy"- pomyślała.
- Prawda, prawda...- Fred najwyraźniej chciał mieć już z głowy tą całą rozmowę. Samochód znów przyśpieszył. Wkrótce cała czwórka była już na miejscu. Fred zaparkował i wszyscy wysiedli z czerwonego jeepa. Audrey spojrzała w stronę portu. Na wodzie dryfowały statki przycumowane do pomostów, które raz po raz zalewały fale oceanu Atlantyckiego.
- To gdzie te skutery?- spytał Eliot obu chłopaków.
- Niedaleko- powiedział Fred i ruszył wzdłuż plaży. Cała czwórka zaplanowała sobie przejażdżkę skuterami wodnymi a potem rejs łodzią. Oczywiście Audrey była bardzo podekscytowana, bo jak dotąd nie robiła żadnej z tych dwóch rzeczy. Kiedy w końcu doszli do miejsca, gdzie zacumowano kilka niebiesko- czerwonych skuterów, Fred poszedł do właściciela zapłacić za wypożyczenie dwóch pojazdów. Audrey w tym czasie przyglądała się dalekiemu horyzontowi.
- Piękny widok- zauważył Eliot widząc, że czarnowłosa wpatruje się w ocean- Właściwie, to dzięki za te ostatnie odwiedziny- rzucił do dziewczyny- przemyślałem sprawę i doszłem do wniosku, że tu może być naprawdę fajnie. Trzeba tylko umieć dobrze rozplanować czas.- powiedział szczerząc zęby do Audrey, dziewczyna odwzajemniła uśmiech. Cieszyła się, że udało jej się jakoś mu pomóc. Nagle Cornel zarzucił obojgu ręce na ramiona. Uśmiechną się szeroko, spoglądając to na jedno to na drugie.
- Spodoba wam się na skuterach- powiedział, po czym zwrócił się do czarnowłosej- Audrey, potowarzyszysz mi na skuterze, nie?
- Jasne- zgodziła się.
- Ale ja też chcę, żebyś odbyła ze mną przejażdżkę- wścibił się Eliot- ok?- spytał.
- Ok.- rzuciła tylko znów wznosząc oczy ku niebu.
- Znowu?!- oburzył się Fred, który najwyraźniej już zapłacił- Ludzie proszę was. W Apple port jest tyle fajnych dziewczyn, a wy widzicie tylko Audrey.- dodał wzburzony, jednak czarnowłosa wiedziała, że cała ta sytuacja bardzo go bawi.
- Sugerujesz, że rywalizujemy o nią?-spytał Eliot.
- Na to wygląda- stwierdził Fred- Właściciel skuterów dziwnie na was patrzył, kiedy wydawał mi resztę. Na pewno doszedł do takiego samego wniosku.- teraz kuzyn Eliota uśmiechał się szeroko.
- Wcale ze sobą nie rywalizujemy- zaprzeczył Cornel.
- Doprawdy?- Fred spojrzał z uniesioną brwią na swojego kumpla.
Obaj chłopcy zawstydzili się nieco. Audrey spojrzała z wdzięcznością na Freda, miała serdecznie dosyć ich zachowania. Szatyn mrugną do niej porozumiewawczo. Cała czwórka doszła do wynajętych dwóch skuterów, które teraz czekały na piasku odcumowane od innych pojazdów. Wszyscy przebrali się w stroje kąpielowe i nałożyli kamizelki ochronne. Rzeczy zostawili u wynajemcy. Audrey jak obiecała, najpierw usiadła na skuterze z Cornelem. Eliot siadł za Fredem i dwa pojazdy ruszyły , rozbryzgując wokół siebie wodę. Audrey była strasznie przejęta. Nawet bała się, że w każdej chwili może wpaść do wody, bowiem złotowłosy robił różne nagłe skręty i wykręty. Dziewczyna kurczowo trzymała się chłopaka. Jednak w pewnej chwili, gdy Cornel gwałtownie skręcił, Audrey z krzykiem wpadła do wody. Zanurzyła się na kilka sekund, ale kamizelka wypchała ją na powierzchnię. Dziewczyna zaśmiała się, gdy zobaczyła wystraszoną minę Cornela. Później odbyła podobny rejs razem z Eliotem.
W końcu wszyscy wysuszyli się, ubrali i oddali skutery, a następnie ruszyli w stronę jednego z promów.
- Tam jest restauracja, więc przy okazji coś zjemy.- powiedział Fred. Kilkanaście minut po tym, cała czwórka siedziała już na pokładzie, przy jednym ze stołów i zajadała się jakimś rybim specjałem. Kiedy zjedli, podziwiali widoki ze statku. Audrey nawet stwierdziła, że nie ma choroby morskiej, a w sumie to tego najbardziej się dzisiaj obawiała.
 Wkrótce jednak rejs się skończył i wszyscy musieli wracać do domu. Fred oczywiście był potwornie zmęczony po zmaganiach z Eliotem i Cornelem, więc znów przekroczył prędkość, żeby znaleźć się jak najszybciej w swoim domu i wskoczyć do wygodnego wyrka.
- Cześć Audrey!- pożegnał się Cornel, machając z okna w samochodzie.
- No cześć!- dołączył się Eliot, wychylając się z okna od strony kierowcy i przygważdżając przy tym Freda. Audrey zaśmiała się.
- Cześć!- rzuciła tylko w odpowiedzi i weszła do domu, mażąc o odrobinie snu.


Tyle :)
Jutro dodam jedenastą część, w której akcja się trochę w końcu rozkręci.

Do następnej notki :)

piątek, 11 kwietnia 2014

Czarodziejka odc 9

Witam!
Dzisiaj dodaję część dziewiątą Czarodziejki :)
Zapraszam do czytania.

  Audrey pokazała wczoraj swojej matce co udało jej się wyczarować. Okazało się, że jest to kryształ, w którym zamknęła energię meteorytu. Dziewczyna zrobiła to pod wpływem impulsu. Po prostu pomyślała, że ta moc jest tak piękna i wspaniała, że warto byłoby ją uwiecznić. Cokolwiek to znaczyło. Sophie była dumna z córki, stwierdziła też, że moc Audrey musi być jakoś powiązana z kosmosem. Kosmos, miejsce, gdzie wszystko ma wyznaczony swój czas istnienia. Wszystko co powstanie, kiedyś w końcu zanika. Niezależnie od tego, czym to jest, czy gwiazdą, planetą, a  nawet całą galaktyką.
 Dziewczyna szła w stronę domu Cornela. Dziś rano pomyślała sobie, że go odwiedzi. Jak dotąd bywała tam kilka razy kiedy chciała odwiedzić Georga. Ale teraz powodem jej wizyty był jego młodszy brat. Czarnowłosa zbliżała się właśnie do jakiegoś domu pomalowanego na ciemną czerwień. Przed budynkiem stała ciężarówka do przeprowadzek, z której wysiadali mężczyźni niosący duże pakunki i pudła.- Ktoś się wprowadza- pomyślała Audrey. Spojrzała na ganek domu. Na schodkach siedział chłopak, o ciemno-brązowych  włosach i turkusowych oczach.- Te oczy wyglądają jak głębia jeziora Turqoise pearl- przyznała w myślach. Chłopak wyglądał może na piętnaście- szesnaście lat i nie wydawał się być radosnym. Głowę opierał na rękach, a wzrok utkwił w butach. Ubrany był w ciemne dżinsy i flanelową koszulę w kolorze zielono-modrym, który niesamowicie podkreślał jego ciemne oczy. Audrey przystanęła. Oparła się o płot domu i przyjrzała się posiadłości. W ogrodzie rósł duży kasztanowiec a gdzieniegdzie były rabatki bratków. Chłopak wyczuł obecność obcej osoby i podniósł wzrok. Zdziwił się lekko na widok czarnowłosej dziewczyny. Audrey zauważyła, że ten się jej przygląda. Właściwie na to czekała. Uśmiechnęła się do szatyna.
 - Synku witanie naszych nowych sąsiadów w ten sposób jest wysoce niekulturalne.- powiedziała jakaś kobieta, która właśnie wyszła z domu. Miała szare oczy i blond włosy ciasno związane w wyskoki koński ogon. Najwyraźniej była to matka chłopaka. Jej syn mrukną tylko coś pod nosem w odpowiedzi, po czym wstał i podszedł do Audrey.
- Cześć- powiedział wyciągając rękę przez płot, żeby się przywitać. Chłopak wydawał się być obojętnym wobec sytuacji- Jestem Eliot- przedstawił się.
- Cześć, ja jestem Audrey- powiedziała czarnowłosa i uścisnęła rękę Eliota- zazwyczaj nowym sąsiadom mówię- Witaj w Apple port, ale widzę, że nie jesteś zbyt zadowolony, więc zgaduję, że wolałbyś wrócić tam skąd przyszedłeś- oznajmiła dziewczyna. Eliot uśmiechną się kącikiem ust.
- Masz wyczucie- stwierdził.
- Domyślam się też, że twoi rodzice nie chcieli słuchać twojego zdania na temat przeprowadzki- dodała wciąż się uśmiechając.
- To też zgadłaś.- powiedział.
- Czyli jesteś tu wbrew swojej woli- skwitowała Audrey- Przekonasz się, że to miasteczko wcale nie jest takie złe.- dodała. Chłopak uniósł jedną brew.
- Mówię serio. Mieszkam tu od jakiś dziesięciu lat i wiem co nieco o tym miejscu. Jest naprawdę fajne.
- Dziesięciu?- zdziwił się Eliot.
- Tak.- potwierdziła czarnowłosa- kiedy miałam sześć lat, przeprowadziłam się tu z moimi rodzicami. To rodzinne miasteczko mojego taty.- powiedziała.
- Serio? I on też uważa, że tu jest super?- spytał Eliot. Audrey posmutniała.
- Właściwie, to uważał- wyznała. Eliot dopiero po chwili zrozumiał znaczenie tych słów. Zmieszał się strasznie, popełnioną przez siebie gafą.
- Wybacz, nie wiedziałem.- wytłumaczył się.
- Spokojnie, to jasne, że nie wiedziałeś, przecież dopiero co się wprowadziłeś.- powiedziała Audrey. Zapadła chwila ciszy.
- Muszę już iść- stwierdziła Audrey- szłam kogoś odwiedzić, więc... na razie Eliot!- rzuciła tylko i ruszyła dalej chodnikiem. Chłopak wodził za dziewczyną wzrokiem, dopóki nie zniknęła mu z pola widzenia.
- Posłuchaj, kochany- odezwała się nagle jego matka- nieładnie się tak gapić na ludzi. Trochę manier.
Eliot wzniósł oczy ku niebu.

***

 Audrey dochodziła już do domu Cornela. Miała już wchodzić na podwórko, gdy usłyszała jakiś dźwięk. Ktoś grał na gitarze. Dziewczyna wkroczyła do ogrodu i zobaczyła Cornela, który siedział na dużym kamieniu z jakąś dziewczyną. Mimo wszystko Audrey poczuła lekkie ukłucie zazdrości. Nagle dziewczyna odwróciła się, dzięki czemu czarnowłosa mogła się jej lepiej przyjrzeć. Miała długie falowane włosy w kolorze miedzi i piękne oliwkowe oczy.
- Ty na pewno jesteś Audrey- stwierdziła uśmiechając się do czarnowłosej. "Świetnie"- pomyślała Audrey- "kolejna osoba, która zna mnie a której ja nie znam."
Audrey westchnęła. Cornel też się odwrócił. Uśmiechną się.
- Cześć Audrey- powiedział, po czym odłożył gitarę i wstał z kamienia- To moja kuzynka Henriet- przedstawił dziewczynę.
Audrey poczuła ulgę i w końcu zdobyła się na uśmiech.
- Cornel mi o tobie opowiadał- powiedziała Henriet- Mówił, że jesteś czarodziejką.- dodała. Audrey spojrzała na Cornela, ten rzucił przepraszające spojrzenie.
- Jaką mocą władasz?- ciągnęła Henriet- ja kontroluję faunę i florę- wyznała. Audrey zamurowało. Kolejna czarodziejka w Apple port. To nie może być przypadek, że jest ich aż tyle.
- Nie wiedziałam, że w Apple port jest tyle czarodziejek- powiedziała czarnowłosa nie zważając na zadane przez dziewczynę pytanie.
- Cóż, zdziwiłabyś się ile czarodziejek mieszka w większych miasteczkach i miastach.- wyjaśniła Henriet.
- Henriet przyjechała tu z Nowego Jorku. Chce koniecznie chodzić ze mną do szkoły.- powiedział Cornel.
- Ta, długo nie widziałam Cornela i pomyślałam, że spędzę z nim trochę czasu.- powiedziała.
- Aha.- Audrey wydawała się być zaskoczona. Henriet patrzyła to na nią to na swojego kuzyna i w końcu stwierdziła- To może pójdę już do domu- miedzianowłosa wstała z kamienia i weszła do środka.
- Wybacz, że jej o tym powiedziałem. Ale kiedy się dowiedziałem, że ona też jest czarodziejką, pomyślałem, że przydałaby jej się jakaś pokrewna dusza. Tobie zresztą też.- wyjaśnił
- W porządku- powiedziała czarnowłosa.
- Wejdziesz do środka?- spytał Cornel.
- Jasne.- Audrey uśmiechnęła się. Oboje weszli do domu.
- Mamo!- zawołał chłopak- przyszła Audrey.- oznajmił zaglądając do kuchni. Jego matka, Emily właśnie gotowała obiad.
- Witaj Audrey- powitała dziewczynę z uśmiechem.
- Chodźmy- rzucił Cornel i pociągną ją za sobą do swojego pokoju.
Dziewczyna pierwszy raz widziała pokój chłopaka. Jego ściany pomalowano na niebiesko, a do pomieszczenia wstawiono meble z białego drewna. Jednak najbardziej zainteresowało dziewczynę to, że do ścian poprzyklejano taśmą mnóstwo fotografii, głównie związanych z przyrodą. Nagle zdała sobie sprawę jak wiele rzeczy jeszcze nie wie o Cornelu.
- Interesujesz się fotografią?- spytała.
- Tak- powiedział Cornel z uśmiechem.
- I grasz na gitarze?- spytała znów spoglądając w kąt pokoju, gdzie chłopak przed chwilą ustawił instrument.
- Zgadza się- potwierdził.
- Czym jeszcze się zajmujesz?- zaciekawiła się.
- Dużo szkicuję, po zatym lubię czytać.
- Fajnie- Audrey rozpromieniła się, po czym podeszła do jednej ze ścian, żeby przyjrzeć się fotografiom. Oglądała zdjęcia lasów, kwiatów, zwierząt. Wszystkie były naprawdę ładnie skomponowane.
- Od jak dawna zajmujesz się fotografią?- zapytała wciąż wpatrując się w zdjęcia.
- Od jakiś dwóch lat.- przyznał Cornel- To bardzo ciekawe zajęcie.-powiedział- Wymaga tylko trochę pracy, bo ciężko jest zrobić dobre zdjęcie, które będzie miało odpowiednią ostrość i jakość. Zwłaszcza jeżeli chodzi o zdjęcia zwierząt.- wyznał
- No tak- Audrey wciąż nie mogła się nadziwić talentem chłopaka.
- Cornel!- krzyknęła Emily z dołu- Chodź mi pomóc!- zawołała.
- Poczekaj tu.- rzucił tylko chłopak i wyszedł z pokoju.
Dziewczyna oglądała teraz fotografie wszystkich przyjaciół Cornela. Na wielu zdjęciach był Fred a czasami nawet Eliot. Oczywiście Audrey zdziwiła się trochę na widok tego blondyna na kilku fotografiach. Widocznie Cornel go znał. Większość jednak zdjęć dotyczyła jej wspólnych wypadów z Georgem i Cornelem. Nad jeziorem, nad morzem, w sadzie, gdzie George pomagał jej zrywać jabłka. Nie obyło się też bez zdjęć Henriet, ale była tylko na jakiś trzech fotografiach, wszystkie były zrobione na tle jakiegoś dużego miasta. "To pewnie Nowy Jork"- pomyślała Audrey.
Po kilku minutach złotowłosy chłopak znów pojawił się w pokoju.
- Moja mama już naszykowała obiad. Zjesz z nami?- zaproponował.
- Jasne- powiedziała i poszła za chłopakiem do jadalni.
Duży sześcioosobowy stół został nakryty dla trzech osób. Audrey usiadła obok chłopka. Jego mama usadowiła się naprzeciwko nich.
- Smacznego- powiedziała i wszyscy troje zabrali się za konsumpcję. Z początku dziewczyna zdziwiła się, że nie ma ojca Cornela, ale zaraz zdała sobie sprawę, że musi być w pracy. Najdziwniejsze jednak było to, że George wciąż nie wrócił do domu.
- Ma pani może jakieś wieści od Georga?- spytała i zaraz pożałowała, bo z twarzy Emily spęłz uśmiech i pojawiła się zasmucona mina.
- Niestety nie.- powiedziała kobieta
- Nie możecie zadzwonić na policję?- spytała Audrey.
- Rozważałam to z mężem, ale postanowiliśmy wstrzymać się jeszcze ze dwa dni. George przed odejściem wyraźnie dał nam do zrozumienia, że nie chce być szukany i że niedługo wróci.- wyznała Emily.
- Brakuje go nam...- oznajmił Cornel- bardzo.
- Mnie też.- przyznała dziewczyna- jest wspaniałym przyjacielem.
Zapadła długa cisza. Po skończonym obiedzie, Emily postanowiła zmienić temat.
- A co u ciebie słychać Audrey?- spytała.
- W porządku- odpowiedziała czarnowłosa.
- Słyszałam od twojej mamy, że powiedziała ci o czarodziejkach.- rzekła kobieta.
- Ta, niby w to wierzę, ale ten fakt jakoś wciąż jest dla mnie zaskakujący.- przyznała Audrey.
- Przyzwyczaisz się, zobaczysz.- powiedziała matka Cornela- Po za tym jak na razie to tylko jeden taki fakt, który musisz wiedzieć. Jest jeszcze wiele rzeczy, których się dowiesz z czasem.- oznajmiła.
- Jakich rzeczy?- spytała dziewczyna.
- Na razie musisz do końca uporać się z tym, że jesteś czarodziejką, dopiero potem będziesz mogła zmierzyć się z innymi ważnymi faktami. Cierpliwości- doradziła Emily.
- Pójdziemy nad jezioro?- spytał nagle Cornel.

***

   Oboje przyglądali się błyszczącej w słońcu tafli wody. Audrey wciąż zastanawiała się co też jeszcze kryją przed nią te wszystkie czarodziejki. Nie dawało jej to spokoju. Cornel próbował już kilka razy nawiązać jakąś rozmowę, ale nic z tego nie wychodziło, bo dziewczyna wciąż była zajęta rozmyślaniem. Na niebie zaczęły gromadzić się chmury.
- Chodź, pokażę ci takie jedno miejsce.- rzekł chłopak i pociągną czarnowłosą za sobą. Dziewczyna w końcu wyrwała się myślom.
- Gdzie idziemy?- spytała. Cornel nie odpowiedział, uśmiechną się tylko, najwyraźniej ucieszony, że osiągną swój cel. Szli brzegiem jeziora Turqoise pearl. Chłopak skierował się w stronę ogromnej wierzby, której gęste bardzo długie gałęzie zanurzały się w wodzie. Odsłonił pęk liściastych lian i ich oczom ukazał się mały wodospadzik, tworzący strumyk, który zasilał wody jeziora. Na trawie rosło mnóstwo polnych kwiatów.
- Wow- zachwyciła się Audrey- nigdy tu nie byłam- odparła. Oboje minęli wodospadzik, łączący się z rzeką i ruszyli brzegiem czystej, szybko płynącej wody.
- Patrz- chłopak wskazał dziewczynie jakąś grotę. Zaczęło padać, więc weszli do środka. Cornel zarzucił na Audrey swoją skórzaną kurtkę i oboje usiedli na ziemi. Wciąż trzymali się za ręce.


Koniec na dzisiaj :)
I jak wam się podoba ten odcinek?

Do następnej notki

sobota, 5 kwietnia 2014

Czarodziejka odc 8

Hej!
Dziś dodaję ósmy odc, w którym rozszerzę wątek magiczny, co prawda nie wiele, ale...


 - Coraz więcej ludzi zostaje zamordowanych w taki sam sposób. W naszym kraju odnotowano już trzysta dwadzieścia cztery osoby, które jak podejrzewają policjanci, po prostu umarły ze strachu.- prezenter porannych wiadomości wydawał się nie dowierzać tym informacjom.
- Akurat!- Sophie przysłuchiwała się paplaninie prezentera.
- Funkcjonariusze nie znaleźli żadnych śladów dotyczących tych ofiar. Kto lub co stoi za serią tych tajemniczych mordów? Zapraszamy po przerwie.
- Mamo, skoro Mordherion powraca, to trzeba będzie znów go pokonać, prawda?- spytała Audrey swoją matkę siedzącą obok niej na sofie w salonie.
- A więc postanowiłaś jednak uwierzyć w czarodziejki?- powiedziała Sophie.
- No nie do końca, ale w końcu ktoś musi zabijać tych ludzi, a jak na razie nie widzę innego wytłumaczenia niż to, że zabił ich ten jakiś Mordherion.- oświadczyła Audrey.
- Aha.- matka nie wydawała się tym zachwycona.
- Czyli zakładając, że to wszystko jest prawdą, to czarodziejki muszą pokonać tego złego gościa i będzie spokój, tak?- zapytała Audrey.
- Wiesz, to nie jest takie proste. Czarodziejki, które mu się przeciwstawią muszą być silne i doświadczone.- powiedziała Sophie.
- Będziesz z nim walczyła?- spytała Audrey. Sophie zamyśliła się.
- Tego nie wiem, ale na pewno nie będę siedzieć z założonymi rękami.- oznajmiła.
- A co będzie ze mną?- dziewczyna spojrzała na blond włosą.
- Ty musisz nauczyć się bronić.- rzekła Sophie.
- Bronić?- zdziwiła się Audrey- to znaczy, że będę się uczyć jakiś tajnych sztuk walki?
- Właściwie to raczej chodziło mi o to, że powinnaś nauczyć się używać swojej mocy.- sprostowała matka.
- Mocy?- Audrey już nie wiedziała co o tym myśleć. Kręciła tylko głową w niedowierzaniu. Wyobraziła sobie jak czaruje kolorowe iskierki, jak jakieś wróżki z bajek. Potrząsnęła głową, chcąc wyzbyć się tej wizji ze swoich myśli. 
- I pewnie dostanę różdżkę ze złotą gwiazdką na czubku, która będzie rzucać iskierki w powietrze, tak?- powiedziała Audrey.
- Nie, takich różdżek nie mamy, prawdziwe czarodziejki opierają swą moc na sile woli. Nasza magia tkwi głęboko zakorzeniona w naszych duszach, nie w jakiś czarodziejskich patykach.- wyznała kobieta- Powinnaś też wiedzieć, że każda czarodziejka ma swoją odrębną magię.- dodała.
- Czyli?- zainteresowała się jej córka.
- Czyli każda włada inną mocą, ja np posługuję się grawitacją- odpowiedziała blond włosa.
- Grawitacją? To znaczy, że możesz podnosić umysłem przedmioty jak jakiś jedi?- dla Audrey to wszystko brzmiało coraz bardziej niewiarygodnie.
- Jedi?- matka zdziwiła się tym porównaniem- Można by tak rzec, gdyby nie to, że dzięki tej mocy mogę również latać.- dodała.
- To nie wszystkie czarodziejki potrafią latać?- Audrey jakoś tego nie rozumiała.
- Latać potrafią tylko te czarodziejki, których moce jakoś się wiążą z tą umiejętnością.- odpowiedziała Sophie.
- A ja mogłabym latać?- Audrey wyobraziła sobie siebie lecącą w chmurach.
- Tego nie wiem, to zależy jaką moc posiadasz.- rzekła kobieta.
Audrey nie miała pojęcia co o tym sądzić. Sophie mówiła o tym wszystkim tak stanowczo i rzeczowo. Głupi już dawno uwierzyłby, że to prawda. Jednak dziewczyna jakoś nie mogła tego do siebie przyjąć. "Siła woli, która daje czarodziejkom władzę nad żywiołami?" Audrey spojrzała na drugi koniec pomieszczenia. Pod ścianą stał duży czerwony wazon. "Jeżeli to wszystko jest prawdą, to naczynie się uniesie."- pomyślała dziewczyna, po czym mocno skupiła wzrok na przedmiocie. "Masz się unieść, masz się unieść" nakazywała mu w myślach. Sophie jakby spostrzegła co córka próbuje zrobić. 
- To wymaga ćwiczeń- powiedziała patrząc na twarz czarnowłosej napiętą z wysiłku. Dziewczyna opadła na oparcie sofy.
- Beznadzieja. Staram się tobie uwierzyć mamo, ale jakoś nie mogę.- wyznała.
- To normalne. W końcu nie tak łatwo jest uwierzyć w coś co jak dotąd uważało się za bajkę.- Kobieta spojrzała na wazon po czym Audrey na własne oczy zobaczyła jak czerwone naczynie się unosi, przelatuje przez pokój i opada na podłogę w innym kącie pokoju. Dziewczyna przetarła oczy. 
- Jak ty to zrobiłaś?!- jej córka wciąż nie dowierzała w to co przed chwilą zobaczyła.
- Po prostu- Sophie uśmiechnęła się na widok totalnego zdziwienia na twarzy Audrey, która wciąż siedziała bez ruchu wpatrując się w wazon. Blond włosa wstała z sofy- Jeśli chcesz mogę udzielić ci paru lekcji- oznajmiła.

***

     Audrey cały ranek ćwiczyła siłę woli, a teraz spacerowała chodnikiem, mijając kafejki, sklepy i inne miejsca. Próbowała po drodze unosić jakieś przedmioty, jednak nie udało jej się unieść niczego nawet o milimetr w górę. 
- Porażka- stwierdziła zrezygnowana. Telefon zawibrował w kieszeni jej szortów. Dziewczyna wyciągnęła aparat i uśmiechnęła się do ekranu. Dzwonił Cornel.
- Cześć Cornel! Co słychać?- spytała.
- W porządku.-odpowiedział chłopak- Chciałem zapytać czy umówimy się na dziś wieczór- dodał.
- Wieczór?- zdziwiła się Audrey.
- Dzisiaj ma być deszcz meteorytów, więc pomyślałem, że może chciałabyś go ze mną oglądać.- wyjaśnił.
- Jasne- Audrey rozpromieniła się- Możemy spotkać się po zmroku na łące niedaleko mojego domu. Stamtąd będzie dobry widok na niebo.- powiedziała.
- Ok, to do zobaczenia.- pożegnał się.
- Pa.- Audrey rozłączyła się i powróciła do ćwiczeń.

***

  Dochodziła dwudziesta druga. Audrey miała już wychodzić z domu, kiedy Sophie zapytała:
- Na pewno nie chcesz oglądać gwiazd w ogrodzie?
Pomimo tego, że łąka była niedaleko domu, w którym obie mieszkały, kobieta nie była pewna, czy wychodzenie z domu i pójście tam o tak późnej porze jest dobrym pomysłem.
- Mamo, już to przerabiałyśmy.- Audrey miała już dość tego pytania, które jej matka zadała chyba już z setny raz- Z łąki lepiej widać niebo niż z ogrodu. Po zatym nie masz się czym martwić, przecież będzie ze mną Cornel.- dziewczyna posłała Sophie szczery uśmiech, po czym wyszła z domu. Na ganku czekał już złotowłosy chłopak. 
- No dobrze...- rzekła Sophie, wychodząc za córką - ale...- zwróciła się do Cornela - masz mieć ją cały czas na oku.- kobieta zmrużyła oczy patrząc na niego. Chłopak nie przeją się jej złowieszczym wyrazem twarzy, który zresztą i tak był udawany. Uśmiechną się tylko- Oczywiście. 
  Oboje ruszyli w kierunku łąki porośniętej polnymi kwiatami. Znaleźli sobie odpowiednie miejsce i usiedli na trawie. 
- O której mają spadać te meteoryty?- spytała czarnowłosa.
- Już spadają, ale na razie tylko pojedynczo.- oznajmił- prawdziwy deszcz zacznie się ok dwudziestej trzeciej.
- No to mamy jeszcze trochę czasu.- stwierdziła dziewczyna. Zapadła chwila ciszy.
- Chciałam ci coś wyznać.- powiedziała w końcu.
- Co takiego?- spytał Cornel i spojrzał na nią.
- To może głupio zabrzmieć...-  zaczęła- w ogóle to co teraz powiem jest głupie, ale nic na to nie poradzę.
- No dobra, to co to za głupia rzecz?- spytał.
- No bo, ja i moja mama...- urwała - my... jesteśmy czarodziejkami.- wyrzuciła z siebie. Niemal natychmiast odczuła ulgę, miała już za sobą najgorsze. Chłopak spojrzał w niebo, które właśnie przeszył meteoryt.
- Moja mama też- powiedział.
- Mówisz poważnie?- spytała- dlaczego nic nie mówiłeś?
- Bo nie wiedziałem, jak na to byś zareagowała, a po zatym nie wiem czy moja mama by sobie tego życzyła.- odpowiedział.
- No tak- Audrey też spojrzała w niebo- Od jak dawna wiesz, że twoja mama jest...- nie dokończyła pytania.
- Czarodziejką? Prawdę mówiąc to dopiero od jakieś tygodnia.- stwierdził.
- A ja od wczoraj.- wyznała. Znów zapadła cisza. Na niebie pojawiało się coraz więcej meteorytów, lśniących błękitem.
Wkrótce niebo wypełniło się całą chmarą szybko spadających niebieskich pasm. Audrey wpatrywała się w zjawisko ze skupieniem. Nagle usłyszała coś dziwnego. Jakby ktoś do niej szeptał, ale nie mogła zrozumieć co takiego. Te szepty wypełniały jej duszę. Były delikatne i melodyjne. Dziewczyna wiedziała, że te dźwięki jakimś cudem dochodzą do niej od tych meteorytów. Nie miała pojęcia skąd to wie, ale była tego pewna. Czuła jakby potęga tych skał wpływała w jej duszę i umysł.
- Ty tego nie słyszysz, prawda?- spytała nie odrywając wzroku od spadających gwiazd.
- Czego?- zdziwił się chłopak.
- Szeptów tych meteorytów, ich wielkiej potęgi, magii, która tkwi w ich pięknie- szepnęła.
- Nie- stwierdził z uśmiechem i spojrzał w błękitne oczy dziewczyny, w których odbijały się niebieskie smużki. Audrey wstała z trawy. Po czym rozłożyła szeroko ramiona i zamknęła oczy. Cornel przypatrywał się czarnowłosej.
- Co robisz?- spytał, po czym też wstał.
- Zobaczysz- rzuciła tylko, nie odwracając się do niego. Złotowłosy spojrzał w niebo. Jeden z meteorytów zatrzymał się w miejscu. Nagle rozjaśnił się niebieską poświatą, która spłynęła na ziemię oświetlając Audrey. Wydawało się przez chwilę, że meteor spada prosto na nią, ale tak nie było. Zamiast tego zamienił się w srebrzysto- błękitne światełko, które powoli i spokojnie spłynęło na dłonie czarnowłosej. Teraz jadeitowa poświata oświetlała ręce dziewczyny. 
- Co to?- spytał, po czym spojrzał na jej dłonie.
- Kryształ- powiedziała Audrey.


I jak wam się podoba?

Do następnego posta!

piątek, 4 kwietnia 2014

Czarodziejka odc 7

Witam :)
Dzisiaj dodam odcinek siódmy czarodziejki.
Zapraszam do czytania.


   Audrey wstała wcześniej niż zwykle. Kiedy się ubrała, zeszła na dół na śniadanie. Jej matka już tam czekała. 
- Proszę- powiedziała podając córce talerz.
- Dzięki mamo- rzekła Audrey rozpromieniona.
Sophie usiadła naprzeciwko córki i przyglądała się jak je posiłek.
Kiedy dziewczyna skończyła, podziękowała i umyła po sobie naczynie. 
- Zaczekaj- powiedziała Sophie, kiedy Audrey miała już wychodzić z kuchni - usiądź. Mam Ci coś do powiedzenia.
Audrey posłusznie usiadła z powrotem na krześle. 
- O co chodzi?- spytała dziewczyna zdziwiona tą prośbą. Matka zamyśliła się, nie wiedząc od czego zacząć, pomyślała, że najpierw zapyta o coś innego.
- Gdzie byłaś wczoraj?- spytała patrząc podejrzliwie na córkę.
- W parku- powiedziała wzruszając ramionami.
- Byłaś w parku aż do dwudziestej drugiej?- zdziwiła się matka odpowiedzią córki.
- Eeee- Audrey nie wiedziała jak się wytłumaczyć- byłam też w lesie- powiedziała w końcu z uśmiechem.
- W lesie?- Sophie dziwiła się coraz bardziej- Tak późno?
- No tak jakby.- przyznała Audrey.
- Sama?- blondynka dalej dopytywała się córki.
- No nie do końca- oznajmiła Audrey.
- To z kim?- Sophie zadała kolejne pytanie uśmiechając się.
- Czy to takie ważne?- zaczęła Audrey. 
- Widziałam przez okno jak Cornel odprowadzał cię do drzwi- wyznała- a właściwie niósł- dodała. Audrey zamurowało. 
- Spotkałam go w parku...- Audrey chciała się z tego jakoś 
d wytłumaczyć- poszliśmy na spacer i po prostu się zmęczyłam.
- Dobrze, nie musisz się tłumaczyć. Chciałam tylko powiedzieć- A nie mówiłam? Podoba Ci się.- Sophie puściła oko do córki.
- Dobra niech Ci będzie. Podoba mi się.- przyznała Audrey
- A co na to George?- spytała Sophie unosząc brew.
- On?- Audrey zrzedła mina- My... rozstaliśmy się- wydusiła.
- Myślałam, że chcecie być razem.- zdziwiła się matka- czyli to jednak była tylko nastoletnia miłość- dodała. Zapadło milczenie.
- Mogę już iść?- spytała po chwili Audrey.
- Jeszcze chwila.- powiedziała Sophie, przypominając sobie o prawdziwym celu rozmowy.
- Kochanie- zaczęła kobieta- wczoraj, kiedy byłaś z Cornelem, odwiedziła mnie moja stara przyjaciółka. Amy Greenmountain.
- Kto to jest?- spytała czarnowłosa.
- Ważniejsze jest z jakiego powodu mnie odwiedziła.- ciągnęła dalej - To co teraz usłyszysz może wydać ci się totalną głupotą, ale cóż ja na to poradzę.
- Co to za głupota?- spytała Audrey wpatrując się w matkę z oczekiwaniem.
- Widzisz, nie powiedziałam Ci o czymś ważnym.- zaczęła- Nie wiem jak zacząć, więc po prostu to powiem.- Audrey siedziała w skupieniu przysłuchując się słowom matki.
- Jesteśmy czarodziejkami.- wyznała w końcu. Pierwsze co Audrey sobie pomyślała, to to że się przesłyszała. 
- Słucham?- Dziewczyna uniosła obie brwi w wyrazie zdumienia.- chyba się przesłyszałam- dodała.- powiedziałaś, czarodziejkami?
- Tak czarodziejkami.- Sophie spodziewała się podobnej reakcji, więc zdążyła już wcześniej przygotować się na to psychicznie.
- Ale... przecież to jakieś bzdury- Audrey nie dowierzała swojej matce.
- To nie są bzdury.- powiedziała Sophie ze spokojem- To prawda. Mówię to dlatego, że szesnaście lat temu ziemię zaatakował wróg, o imieniu Mordherion, miałam wtedy dwadzieścia lat. On zabijał ludzi wysysając z nich energię życiową. Dzięki temu stawał się coraz silniejszy, gdyby nie czarodziejki, dzisiejszy świat by nie istniał.- wyznała Sophie.
- Ale... to nieprawdopodobne- Audrey zdawała się bronić przed prawdą. Sophie jakby nie słysząc dalszego niedowierzania córki, ciągnęła dalej- Ostatnie mordy to jego sprawka.
- Czyli, że ten koleś nie został pokonany?- spytała czarnowłosa
- Został zapieczętowany szesnaście lat temu. Niestety jakimś cudem się wydostał.- odpowiedziała matka.
- Aha. Wiesz mamo chciałabym Ci uwierzyć, ale to jest po prostu dziwne.- oznajmiła dziewczyna.
- Cóż, myślę, że wkrótce sama się przekonasz, że to prawda.- rzekła matka wstając i wychodząc z kuchni. Audrey nie ruszyła się z miejsca. Gapiąc się w ladę, nawet nie dosłyszała, że Sophie właśnie wpuściła kogoś do domu.
- Co słychać?- spytał Cornel, zaglądając do kuchni.
- Cześć, w porządku- odpowiedziała dziewczyna, wstając z krzesła. 
Sophie weszła do kuchni.
- Może chcesz coś zjeść Cornel?- spytała uśmiechając się do chłopaka.
- Nie dziękuję. Przyszedłem tylko porwać Audrey, jeżeli tylko się Pani zgodzi- powiedział uśmiechając się do Sophie. 
- No tak- Sophie odwzajemniła uśmiech- Dobrze, ale wródźcie oboje przed dwudziestą drugą.- powiedziała.
- Dziękuję.- chłopak spojrzał na Audrey. Dziewczyna pognała do drzwi wejściowych.
- Do widzenia.- rzucił tylko Cornel, zanim Sophie zamknęła drzwi.
- Ok, to gdzie idziemy?- spytała czarnowłosa.
- Zobaczysz- powiedział tylko i wsiadł na rower, który wcześniej stał pod ogrodzeniem ogrodu Audrey. 
 Chwilę później oboje już jechali poboczem. Dziewczyna obserwowała okolicę, siedząc na kierownicy roweru. W końcu zatrzymali się koło dużego domu ze stajnią i wybiegiem dla koni. 
- Konie?- Audrey przyglądała się wierzchowcom, pasącym się na trawie.
- Tak.- przyznał złotowłosy- Chodź- powiedział, po czym zostawił rower pod drzewem, chwycił rękę Audrey i pociągną ją  za sobą w kierunku domu. Kiedy znaleźli się przy drzwiach, chłopak zastukał w nie mosiężną kołatką, w kształcie podkowy. Drzwi się otworzyły i w wejściu staną jakiś wysoki chłopak o prostych brązowych włosach opadających na łopatki i orzechowych oczach. Wyszczerzył zęby do Cornela.
- No jesteś- rzekł, jakby się go spodziewał. Audrey przyjrzała się lepiej chłopakowi. Miał na sobie kraciastą koszulę z podwiniętymi rękawami i długie spodnie wsadzone w kowbojki.
- No i kogo my tu mamy- szatyn spostrzegł Audrey.
- Audrey, to jest Fred, mój kolega- zwrócił się Cornel do dziewczyny.
- Kolega?- mina Freda zrzedła- Ej no, stary! Przecież my jesteśmy kumplami, co nie?- spojrzał na Cornela, po czym zarzucił mu ramię na szyję- I to najlepszymi na świecie- dodał teraz kierując słowa do czarnowłosej i znów szczerząc zęby. 
- Ta- Audrey patrzyła na tę scenę z rozbawieniem.
- No dobra- zaczął Fred uwalniając Cornela- ale co będziemy tak stać w progu. Wchodźcie.
Oboje weszli do środka.
- Mamo!- wykrzykną chłopak - Przyszedł Cornel i jego dziewczyna!
Audrey zdziwiła się na dźwięk tych słów. Co jak co, ale oficjalnie jeszcze nie była dziewczyną Cornela. Złotowłosy spojrzał przepraszająco na Audrey.
- Jejku!- z kuchni wypadła niezbyt wysoka, kobieta o długich złocistych włosach - Tak się cieszę, że mogę cię poznać Audrey.- kobieta z rozmachem uścisnęła dłoń dziewczyny, po czym wyszczerzyła do niej zęby, zupełnie jak jej syn. 
- To moja matka, Mary.- powiedział Fred.
- Audrey!- do Freda podbiegła jakaś mała dziewczynka z roześmianymi oczami.
- A to moja młodsza siostra Lucy- dodał Fred uśmiechając się do dziewczynki. 
- Miło mi was poznać- powiedziała lekko zdezorientowana dziewczyna. 
- Zjecie coś?- spytała Mary.
- Nie dziękujemy- powiedział Cornel.
- W takim razie chodźcie- powiedział Fred, Cornel pociągną Audrey za rękę.
- Czy wszyscy tutaj wiedzą jak mam na imię?- spytała chłopaka
- Powiedziałem o tym tylko Fredowi- powiedział- ale on zawsze musi coś wygadać.
- Powiedziałeś mu, że jestem twoją dziewczyną?- Audrey spojrzała na Cornela. 
- Właściwie to nie, po prostu dużo mu o tobie opowiadałem.- wyjaśnił. 
Cornel i Audrey wyszli za Fredem z domu tylnym wejściem.
- Będziemy jeździć konno?- spytała dziewczyna, kiedy zobaczyła, że Fred prowadzi ich w stronę stajni. 
- No jasne, a co myślałaś?- powiedział Fred.
- Jak nie chcesz to nie musisz- rzekł Cornel.
- Żartujesz sobie?- Audrey spojrzała na chłopaka- Uwielbiałam to robić gdy byłam mała.
Wszyscy troje weszli do stajni, i teraz dziewczyna mogła zobaczyć jakie wierzchowce hoduje rodzina Freda. Szatyn otworzył boks dużego białego konia z czarnymi cętkami.
- To Speed, mój ulubiony koń z naszej hodowli.
- Bardzo ładny- powiedziała Audrey. Fred wyprowadził konia do zagrody na zewnątrz. Audrey przechadzała się wzdłuż stajni i oglądała całą resztę koni. Cornel głaskał jakiegoś srokatego konia o biało brązowym umaszczeniu.
- Piękny wierzchowiec- przyznała, podchodząc do chłopaka.
- Tak. Chciałem mieć konia, ale moi rodzice nie mają stajni, dlatego mieszka tutaj.- wyznał
- To twój koń?- Audrey wpatrywała się w zwierzę.
- Zgadza się. Wabi się Willy.- powiedział Cornel.
- Twój Paint Horse zjadł wczoraj mnóstwo paszy. To prawdziwy łakomczuch.- przyznał Fred wchodząc do stajni.
Cornel otworzył boks Williego i wyprowadził konia. 
- Trzymaj!- Fred rzucił złotowłosemu siodło. Po chwili Cornel szybko i sprawnie założył je na swojego konia. Fred już wyprowadzał kolejnego wierzchowca. Pięknego, całkiem białego konia o jedwabistej grzywie. 
- Możesz go dosiąść- rzucił Fred do Audrey.
- Jak ma na imię?- zapytała przyglądając się zwierzęciu.
- Wróżka- stwierdził Fred.
- Wróżka?- Audrey spojrzała na Freda.
- Tak wiem, moja siostra to wymyśliła. Głupie nie?- wyjaśnił osiodławszy klacz. Audrey wcale nie uważała, że to głupie, po prostu skojarzyło jej się to z rozmową, którą odbyła dziś rano ze swoją matką. 
- Mogę ją wyprowadzić?- spytała Freda.
- Jasne.- zgodził się szatyn. Audrey chwyciła lejce i spokojnie wyprowadziła klacz na dwór. Cornel prowadził Willego tuż za nią.
- Ok- Fred jednym susem wskoczył na Speeda- To co, trochę się przejedziemy.- powiedział do konia. Cornel też już dosiadł wierzchowca. Pozostała Audrey. Dziewczyna wspięła się na grzbiet Wróżki. 
- Dokąd pojedziemy?- spytała obu chłopaków.
- Przejedziemy się po okolicznych wzgórzach, może nawet urządzimy wyścig, co nie Cornel?- zwrócił się Fred do złotowłosego.
- Jasne.- odpowiedział.
 Wszyscy troje ruszyli powoli do przodu. Skierowali się w stronę zielonych wzgórz. Audrey, zdążyła już zapomnieć jak to jest jeździć konno. Ile to daje radości. Wiatr rozwiewał jej czarne włosy i bujną grzywę Wróżki, która najwyraźniej też lubiła galopować. 

***

     Cornel i Audrey już wracali do domu dziewczyny. Słońce chyliło się ku zachodowi. Chłopak prowadził rower a czarnowłosa szła obok niego. 
- Zapomniałem- Cornel wyją ze swojej torby jakieś nieduże brązowe pudełeczko i podał je Audrey.
- To dla mnie?- zdziwiła się dziewczyna biorąc od niego prezent.- Z jakiej okazji?- spytała.
- Przecież dzisiaj są twoje urodziny- powiedział Cornel patrząc na dziewczynę- zapomniałaś?
 Audrey przystanęła na chwilę. Rzeczywiście, miała dziś urodziny.
- Ale ten czas leci- przyznała- kto by się spodziewał, że zapomnę o swoich szesnastych urodzinach.
- No nie?- Cornel się uśmiechną. Dziewczyna otworzyła wieczko pudełeczka. W środku była skórzana bransoletka do zawiązania na rękę, wyszywana błękitnymi koralikami. 
- Cornel...- zaczęła- naprawdę nie musiałeś się fatygować- oświadczyła, po czym wyjęła upominek z opakowania i przyjrzała się ozdobie. 
- To nic wielkiego-  stwierdził
- Dziękuję- powiedziała z uśmiechem.
   Pod domem czekała już na nich Sophie, przyglądając się, jak się w siebie wpatrują.
- Wchodźcie zakochani.- powiedziała gdy Cornel zostawił swój rower pod ogrodzeniem.
- Mamo.- szepnęła Audrey do Sophie. Ona tylko się uśmiechnęła.
Kiedy oboje weszli do domu, blond włosa kobieta zamknęła drzwi. 
- Chodźcie do kuchni- powiedziała. 
Na stole stał duży tort w czekoladowej polewie z szesnastoma zapalonymi świeczkami.
- Jeju, mamo kiedy ty zdążyłaś to zrobić?- spytała jej córka.
- Kiedy was nie było. Umyjcie ręce i zrobimy sobie małą uroczystość. Kilka chwil później wszyscy troje siedzieli już przy stole i jedli smakowity tort. 
- Doskonała robota mamo- przyznała Audrey, zjadłszy swój kawałek.
- Tak, bardzo dobre ciasto- przyznał Cornel.
- Dziękuję wam.- Sophie rozpromieniła się.
- Będę musiał lecieć- oświadczył Cornel, spoglądając na swój zegarek i wstając z krzesła.
- Odprowadzę cię do drzwi- zaproponowała Audrey.
- Do zobaczenia Cornel- powiedziała Sophie.
Audrey odprowadziła chłopaka do drzwi.
- Dzięki za dzisiejszy dzień.- powiedziała. Cornel uśmiechną się w odpowiedzi.
- Nie ma za co.- powiedział złotowłosy. Audrey wyciągnęła z kieszeni spodni skórzaną bransoletkę. 
- Zawiążesz mi?- spytała podając mu ją. Cornel wziął od dziewczyny ozdobę i zawiązał wokół nadgarstka. 
- Dzięki- Audrey uśmiechnęła się, po czym zarzuciła mu ręce na szyję.
- Do jutra- powiedział, po czym wsiadł na rower. Audrey pomachała mu na pożegnanie, gdy odjeżdżał.

No i jak wam się podoba?
Czekam na opinie.

Do następnej notki :)

czwartek, 3 kwietnia 2014

Czarodziejka odc 6

Witajcie!
Dzisiaj dodaję kolejną część Czarodziejki,
w której pojawi się pewien magiczny wątek (chociaż mały).
Gdyby coś  z niego było nie zrozumiałe (a pewnie tak będzie), 
to śmiało można pytać w komentarzach :)


Minęły dwa dni. Do dziewczyny powoli dochodziło znaczenie ostatnich wydarzeń. Rozstała się z Georgem a jej ojciec nie żyje.
Starała się przyjąć jakoś oba te fakty, ale nie bardzo jej to wychodziło. Sophie wciąż nie rozmawiała z córką. Audrey nie miała jej tego za złe dobrze rozumiała, co matka musi teraz czuć, zdruzgotanie, załamanie, rozpacz... Czarnowłosa spędziła cały wczorajszy dzień na płakaniu, a dzisiaj myślała o Cornelu. Chciałaby się z nim zobaczyć. Po całych godzinach przemyśleń, doszła do wniosku, że bardzo go lubi. Bardziej niż kiedyś.
  Teraz szła parkową alejką rozmyślając o tym wszystkim. Ludzie beztrosko toczyli rozmowy i miło spędzali czas wokół pięknych drzew. Przechodząc koło fontanny, zauważyła, że na jednej z ławek siedzi złotowłosy chłopak i wpatruje się swoimi bursztynowymi oczami w wodę wypełniającą fontannę. To był Cornel, Audrey od razu zrobiło się ciepło w duszy na jego widok. Jednak zanim podeszła do niego, zdążyła zauważyć, że ma poważną minę i jest pogrążony w myślach. Dziewczyna się zawahała, zastanawiała się, czy powinna usiąść obok niego, czy zostawić go jego rozmyślaniom. Sprawa jednak sama się rozwiązała, bo chłopak już zdążył odwrócić wzrok w jej stronę, podczas gdy ona próbowała podjąć decyzję. Uśmiechną się od ucha do ucha gdy ich spojrzenia spotkały się. Czarnowłosa odwzajemniła uśmiech i ruszyła w jego stronę. Usiadła na ławce koło chłopaka i spojrzała na niego. Nawet jeżeli czymś się zamartwiał, to nie dawał tego po sobie poznać.
- Cześć- wydusiła w końcu.
- Cześć- odpowiedział tylko wpatrując się w jej rozpromienioną twarz.
- Jak leci?- zagaiła.
- Cóż- zaczął chłopak- George dwa dni temu oświadczył moim rodzicom, że musi odejść na kilka dni i poukładać sobie sprawy. Nie mam pojęcia o co mu chodziło.- wyznał, najwyraźniej czując ulgę, że komuś się w końcu wygadał.
- To pewnie z powodu rozstania.- wyjaśniła, spojrzawszy na fontannę.
- Jakiego rozstania?- spytał zaskoczony Cornel. Audrey nie odpowiedziała. Jednak chłopak po chwili zrozumiał o co chodzi. Popatrzył na dziewczynę z niedowierzaniem.
- Rozstaliście się?- spytał jakby chciał się upewnić, czy zrozumiał poprawnie.
- Tak- powiedziała.
- Dlaczego?- spytał Cornel wciąż nie dowierzając.
- Po prostu...- zaczęła- nie jesteśmy dla siebie stworzeni- wyjaśniła krótko. Chłopak zamyślił się na chwilę.
- Rozumiem- powiedział tylko i nie wypytywał o inne powody.
- Wiesz- Audrey znów się odezwała- zrobiłam to też dlatego- tu spojrzała na chłopaka- że wciąż myślę o jednej osobie.- jej spojrzenie zdawało się wymawiać jego imię.
- Ale...- Cornel wiedział, że chodzi o niego. Zanim jednak zdążył dokończyć, dziewczyna wzięła chłopaka za rękę i oparła głowę o jego ramię. Zamknęła oczy. Zaskoczony Cornel  zarumienił się i spojrzał na nią, po czym lekko się do niej przysuną. Oboje siedzieli tak w milczeniu jeszcze przez bardzo długi czas.

***

    Sophie właśnie zamiatała podłogę w kuchni, gdy ktoś zadzwonił do drzwi.
- Już idę!- rzuciła tylko, po czym odłożyła miotłę i skierowała się do niewielkiego korytarzyka. Otworzyła drzwi. W  wejściu stała wysoka kobieta o rudych włosach w odcieniu żurawiny i zielonych jak trawa oczach. To była Amy Greenmoutain. Jej stara przyjaciółka.
- Witaj Sophie- przywitała się- minęło tyle lat- dodała.
- Tak, witaj Amy, co cię sprowadza w moje skromne progi?- spytała zdziwiona tą nagłą wizytą.
- Rada starszych- Amy pracowała jako pośredniczka dla Rady Starszych wszystkich czarodziejek żyjących na ziemi.
- Aha. Wejdź- blondynka zaprosiła kobietę do środka.
- Rozgość się- powiedziała wskazując gościowi kanapę w salonie- ja pójdę zrobić herbatę.
- O nie, nie trzeba- rzekła natychmiast kobieta- wpadłam tylko na chwilę z ważną informacją, później muszę ją jeszcze przekazać reszcie czarodziejek z tego miasteczka.
- No dobrze, mów- powiedziała Sophie siadając na fotelu stojącym, naprzeciwko sofy.
- Otóż...- zaczęła- Starsi wyczuli w powietrzu mroczną energię.- Sophie słuchała Amy w skupieniu.- Podejrzewają, że...- ciągnęła dalej-... że Mordherion powraca.-dokończyła. Sophie zamurowało. Potężny wróg czarodziejek, żywiący się energią życia ludzi, który kiedy miała dwadzieścia lat zabił dziesiątki tysięcy osób z całego świata i stał się tak potężny, że o mało nie zniszczył czarodziejek i ludzkości, powraca.
- Niemożliwe- Sophie nie chciała wierzyć- przecież został zapieczętowany przez czarodziejki szesnaście lat temu.
- Widocznie zdołał się uwolnić, Rada zdołała tylko wyczuć, że jest zbyt słaby, żeby walczyć, dlatego zabija ludzi. W naszym kraju zginęło już około stu pięćdziesięciu osób z takimi samymi wyrazami przerażenia na twarzach jak ofiary sprzed szesnastu lat.- Sophie pomyślała o swoim mężu i o tym mężczyźnie, którego znalazła jej córka.
- W naszej okolicy zginęły tylko dwie osoby- powiedziała blond włosa kobieta- jednak wciąż nie rozumiem jak on to robi. Nasza moc pozbawiła go ciała.
- Starsi mówią, że mógł zawładnąć czyimś ciałem za pomocą swoich demonicznych mocy- wyznała Amy.
- To mogła być tylko czarodziejka, prawda?- spytała Sophie.
- Prawdopodobnie, nie wiemy jednak tego do końca, w końcu na świecie jest wiele czarodziejów.
- Tak, ale tylko czarodziejka mogłaby ostatecznie odpieczętować demona.- zauważyła Sophie.
- Starsi też tak mówili.- powiedziała ruda kobieta- Ale ja i tak nie jestem tego pewna. Zresztą jak większość społeczności czarodziejskiej.- dodała.
- W takim razie czas wyznać prawdę Audrey.- stwierdziła Sophie
- Najwyższy czas.- podsumowała Amy.

***

Cornel trzymał ręce w kieszeniach swoich dżinsów, a Audrey uczepiła się jego ramienia. Razem szli tak powoli lasem i podziwiali przyrodę.
- Zobacz, sowa- szepną nagle złotowłosy chłopak, wskazując jakiś biały punkcik siedzący wysoko na gałęzi jednego z drzew. Audrey spojrzała w tamtym kierunku. Stworzonko spało uczepione gałęzi.
Dziewczyna westchnęła. Idąc tak z Cornelem leśną ścieżką czuła się naprawdę szczęśliwa. Chłopak spojrzał na nią. Zamknęła oczy i oparłszy głowę na jego ramieniu, uśmiechnęła się rozmarzona.
- Aż tak kojąco na ciebie wpływam?- spytał żartobliwie uśmiechając się na taki widok,
- No- rzekła przeciągle Audrey nie otwierając oczu.
- Miło to słyszeć- stwierdził. Czarnowłosa otworzyła swoje połyskujące jadeitem oczy i spojrzała na chłopaka, którego twarz rozświetlał niesamowity uśmiech.
- Zmęczyłam się- stwierdziła po chwili.
- Serio?- powiedział wciąż patrząc się w jej rozpromienioną twarz.
- Zatrzymamy się na chwilę?- spytała.
- Jasne- zgodził się Cornel. Dziewczyna usiadła pod dębem i spojrzała w prześwitujące przez korony drzew niebo, które powoli ciemniało. Chłopak przysiadł koło niej. Podążył za jej wzrokiem.
- Trochę późno- stwierdził- niedługo trzeba będzie zawrócić.
- Nie chcę wracać do domu,- zaczęła Audrey- wolę zostać z tobą-  powiedziała patrząc na niego.
- Jasne, tylko nie licz, że oddam ci swoją bluzę, żebyś mogła się okryć kiedy będzie ci zimno- znów zażartował. Audrey zrobiła minę w podkówkę. Chłopak patrzył się chwilę na jej wyraz twarzy, po czym nie mogąc wytrzymać, roześmiał się. Dziewczyna jeszcze chwilę wytrwała przy swojej minie, po czym też się roześmiała. Oboje śmiali się nie wiadomo z czego, ale w końcu się uspokoili. W towarzystwie Cornela, Audrey czuła się tak swobodnie. Spojrzeli na siebie. Przez dłuższy czas nie mogli oderwać od siebie wzroku. W końcu pocałowali się. Trwało to kilka długich chwil, zanim się od siebie oderwali. Cornel wstał i wyciągną rękę w stronę Audrey. Następnie ta chwyciła jego dłoń i chłopak pomógł jej wstać. Dziewczyna otrzepała spódniczkę.
- Wskakuj- rzekł Cornel odwracając się tyłem do niej. Audrey wspięła się na plecy chłopaka, uczepiła nogami wokół jego bioder i zarzuciła mu ręce na szyję. Złotowłosy niósł dziewczynę aż pod jej dom. Na niebie pojawiały się już pierwsze gwiazdy.
- Dzięki- Audrey zeskoczyła z pleców chłopaka, po czym przytuliła się do niego na pożegnanie. Cornel mocno uścisną ją wtulając twarz w jej pachnące kwiatami włosy.
- Do jutra?- spytał.
- Jasne.- odpowiedziała. Pocałowała go w policzek, uśmiechnęła się i weszła do domu.


To tyle.
Czekam na opinie :)

Do następnego posta!