poniedziałek, 29 września 2014

Czarodziejka odc 22

Kolejny rozdział pojawił się "trochę" wcześniej niż planowałam. Zazwyczaj dodaję coś raz na miesiąc, ale dopadła mnie wena (w końcu!) i po 21 rozdziale zaczęłam od razu pisać 22. Mam nadzieję, że ten stan weny utrzyma się jeszcze przynajmniej na kilka kolejnych rozdziałów. Zapraszam do czytania :)

Cornel siedział zrezygnowany na kamieniu, obok Dolyna. Giniel rozmawiała po cichu z Mirielle. Jasnowłosa dziewczyna pocieszała przyjaciółkę. Giniel bardzo martwiła się o Brilliant'a. Oczywiście o Audrey też, ale Brilliant był jej przyjacielem. Audrey też mogłaby zostać jej przyjaciółką, tylko czy oni oboje przeżyją? "Boże błagam, żeby im się udało wydostać" pomyślała. Chwilę potem została wysłuchana. Rozległ się trzask i w powietrzu pojawiła się czarna otchłań. Giniel zadrżała pod wpływem ziejącej z portalu zimnej aury. "To demony czy ONI?" Czekała z szeroko otwartymi oczami, serce biło jej jak młotem. Nagle z czerni wyskoczył blondyn o niebieskich oczach z jakąś kobietą na plecach:
- Brilliant!- ucieszyła się Giniel i od razu podbiegła do chłopaka, pomogła mu położyć zmaltretowaną kobietę na trawie:
- Kto to?- spytała z troską w głosie.
- Matka Audrey- powiedział patrząc się wyczekująco w portal. "Iść po nią, czy nie iść?" zastanawiał się. Nagle z portalu wyłoniła się jedna noga:
- Audrey!- zakrzykną Brilliant i ruszył w jej stronę. Coś ją trzymało, jednak chwilę potem, dziewczyna oswobodziła się i wyskoczyła z portalu tak gwałtownie, że prawie by się wywróciła, gdyby Brilliant jej nie podtrzymał. Cornel przyjrzał się Brilliant'owi:
- W porządku?- zapytał Brilliant swoją partnerkę.
- Tak- popatrzyła w dół. Zobaczyła postrzępiony skrawek płaszcza. Mirielle zmarszczyła brwi, podeszła do Audrey:
- Jestem Mirielle, siostrzenica twojej nauczycielki, Mistrzyni Rose- przedstawiła się i podała rękę. Audrey uścisnęła dłoń Mirielle.
- A ja Audrey- odpowiedziała na to.
- Czy to- jasnowłosa wskazała postrzępiony skrawek płaszcza Audrey- zrobiły demony?
- Chyba tak, jeden z nich złapał mnie jak przechodziłam przez portal.
- To źle- stwierdziła Mirielle- Mając skrawek twojego ubrania mogą zrobić wiele rzeczy, np. cię śledzić, albo rzucić za jego pomocą zaklęcie, które z pewnością ci zaszkodzi.
- Nie możemy tam wrócić- powiedział Brilliant- drugi raz może nam się nie udać uciec.
W tym momencie odezwał się Cornel:
- A co będzie, gdy rzucą na Audrey zaklęcie?- spojrzał chłodno na Brilliant'a- powinniśmy tam się dostać.- Brilliant odwzajemnił chłodny wzrok Cornela, pokręcił przecząco głową:
- Nie- zaczęła Audrey- Nie możemy, nie ma na to czasu, jest coś o wiele ważniejszego od tego. Cała Sentia jest w niebezpieczeństwie, musimy iść do akademii!
Wszyscy, oprócz Brilliant'a spojrzeli na nią zdziwieni.
- Jak to w niebezpieczeństwie?- powiedziała Giniel.
- Jest coś gorszego od uwolnienia się Mordheriona?- spytał Dolyn. Audrey dopiero teraz go zaóważyła- Jestem Dolyn, czarodziej bojowy- zmieszał się, w końcu zapomniał się przedstawić. Audrey nie przejęła się tym zbytnio:
- Oczywiście, że jest! Mordherion planuje zaatakować Sentię!
Wszyscy zaniemówili... Gdyby nikt się o tym nie dowiedział, plany Mordheriona z pewnością by wypaliły, Sentia nie byłaby przygotowana na wojnę, a wtedy z całego królestwa zostałaby tylko kupa gruzu i wszystko pogrążyłoby się w mrocznej, demonicznej magii Mordheriona:
- Na co my jeszcze czekamy?!- przerwał ciszę Brilliant.

***

Audrey i reszta biegli przez korytarz akademii. Najpierw skierowali się do gabinetu Mistrzyni Rose, ale gdy Audrey otworzyła drzwi, okazało się, że była tam tylko sprzątaczka:
- Mistrzyni Rose jest w gabinecie Mistrza Silion'a- powiedziała, przyglądając się zziajanej grupie.
- Za mną- rzucił Billiant i skierował się do pokoju swojego Mistrza. Cornel skrzywił się nieznacznie. Brilliant zaprowadził ich prosto do Silion'a, gdy otworzył drzwi do jego gabinetu, wszyscy zobaczyli rozmawiających ze sobą mistrzów. Nagle oboje przerwali rozmowę i z poważnymi minami odwrócili się do drzwi:
- Audrey!- wykrzyknęła Mistrzyni Rose- Gdzieś ty się podziewała?!- spojrzała surowo na uczennicę.
- Mistrzyni Rose! Mam ważne informacje do przekazania!
- Pytałam się, gdzie byłaś?
- To skomplikowane- Audrey zauważyła, że Brilliant i Silion świdrują się spojrzeniami. Zupełnie jakby przewiercali się nimi na wylot. Milczeli, to było dziwne. Jakby się porozumiewali bez słów.
- Audrey, mówię do ciebie- Rose zaczynała tracić cierpliwość- Gdzie byłaś?
- W twierdzy Mordheriona- wypaliła, po czym zdała sobie sprawę z tego co zrobiła.
- CO?!- Rose była wściekła- Audrey, co ty sobie myślisz! Tak po prostu to mówisz... Mogłaś umrzeć!
- Wiem- Audrey próbowała wybrnąć jakoś z tej sytuacji- Ale musiałam, chciałam uratować swoją matkę, która została uwięziona, a po za tym dowiedziałam się czegoś bardzo ważnego. Od tej informacji zależy los całej Senti...
- Co to za informacja?- spytała Rose.
- Za siedem dni Mordherion zaatakuje z północy armią demonów.
- Dziecko... o czym ty mówisz?- Rose nie dowierzała własnym uszom. Stała przez chwilę w osłupieniu. Zaraz potem podeszła do dziewczyny, chwyciła ją za ramię i pociągnęła za sobą, opuszczając gabinet Siliona:
- Gdzie idziemy?- zapytała Audrey.
- Do dyrektorki- oznajmiła Rose. "Nie wieży mi?" pomyślała czarnowłosa. Rose zaprowadziła Audrey pod duże, zdobne drzwi na drugim piętrze, wyglądały jak witrażowe okno. Mistrzyni nie musiała pukać, ani prosić o pozwolenie na wejście:
- Wejdź Rose- odezwał się głos dobiegający  z wnętrza pomieszczenia. Drzwi same się otworzyły ukazując okrągłe pomieszczenie z wysokim sufitem. Okna były zrobione z kolorowego szkła, przez co cały pokój był wypełniony kolorowym światłem słonecznym. Pod ścianami stały dopasowane do nich kształtem wysokie regały z księgami, a naprzeciwko drzwi, pod oknem stało biurko ze stertą zwojów, piór i ksiąg. Za biurkiem, na wysokim, wyściełanym atłasem krześle, siedziała kobieta, o poważnej minie i skupionym spojrzeniu. Wyglądała na jakieś pięćdziesiąt pięć, sześćdziesiąt lat, ale jej włosy nie były siwe. Miała kasztanowe loki upięte w niedbały kok i bursztynowe oczy:
- Co cię do mnie sprowadza?- zapytała. Mistrzyni Rose zamknęła drzwi i ciągnąc za sobą Audrey podeszła do biurka dyrektorki. Nie owijała w bawełnę:
- Moja uczennica, Audrey, właśnie powiedziała mi, że była w twierdzy Mordheriona, gdzie dowiedziała się, że zamierza on nas zaatakować.
- Hmm- dyrektorka nie wyglądała na zaskoczoną- Coś jeszcze?- spytała  przyglądając się Rose. Audrey już chciała coś dodać, ale dyrektorka uniosła dłoń w geście uciszenia.
- Coś jeszcze Rose?- powtórzyła.
- Audrey mówiła, że atak nastąpi z północy, za siedem dni.
- Dobrze- dyrektorka mówiła spokojnym, zrównoważonym głosem. Wyglądała jakby w ogóle jej to nie interesowało. Jakby nikt właśnie jej nie powiedział, że Sentie czeka zagłada. Chwilę milczała- Zostaw nas same- odezwała się do Rose.
- Oczywiście- mistrzyni odwróciła się na pięcie i wyszła. Audrey przyglądała się dyrektorce, kobieta zabrała się za papiery. Wzięła pióro  zaczęła pisać coś drobnym maczkiem. Zaglądała do kilku ksiąg i znów pisała i tak w kółko, przez kilka minut. Audrey nie wiedziała co robić "Przerywać jej czy nie?"
- Pani...- zaczęła, ale dyrektorka znów uniosła rękę w uciszającym geście. Dalej pisała i przeglądała księgi. Audrey postanowiła zaczekać. Dopiero po jakiś dziesięciu minutach dyrektorka skończyła i wstała z krzesła:
- Chodź za mną Audrey- powiedziała nie patrząc na czarnowłosą. Podeszła do jednego z regałów, pchnęła go lekko dłonią. Ten otworzył się jak jakieś drzwi, ukazując tajną komnatę.
- Wejdź- powiedziała dyrektorka. Audrey weszła za nią. Pomieszczenie było okrągłe, tak jak gabinet. Ściany były pokryte dziwnymi, niebieskimi, świetlnymi refleksami. Na środku stał marmurowy stolik i dwa zdobne, srebrne krzesła. Regał zamkną się za nimi. Pomieszczenie nie miało okien. Oświetlało je tylko nikłe, niebieskawe światło bijące ze ścian:
- Usiądź- powiedziała dyrektorka. Audrey usiadła na srebrnym krześle, dyrektorka zrobiła to samo. "Pomieszczenie, które uspokaja" stwierdziła w myślach Audrey. Dyrektorka wyjęła z kieszeni swojego eleganckiego żakietu pryzmat. Położyła go na marmurowym stoliku i dotknęła wierzchołka kryształu czubkiem palca wskazującego. Pryzmat uniósł się ponad ich głowy. dyrektorka zamknęła oczy i skupiła się. Sprawiła, że nad pryzmatem pojawiła się kula białego światła. Pryzmat rozszczepił je na siedem promieni o różnych kolorach, które padały na ściany:
- Niesamowite- zachwyciła się Audrey.
- Prawda? Światło to prawdziwa magia- powiedziała dyrektorka przyglądając się rozanielonej uczennicy.
- Audrey, chcę, żebyś opowiedziała mi o wszystkim, co przeżyłaś w twierdzy Mordheriona. Skąd w ogóle wiedziałaś jak się tam dostać?
- To dzięki Brilliant'owi, ma moc dusz, widział mojego ojca, który powiedział jak można się tam dostać.
- Doprawdy?- dyrektorka pstryknęła palcami i w jej ręce pojawiła się nieduża fiolka z fioletowym płynem w środku- Miałabyś ochotę na herbatę?- zapytała. Audrey zbiło to z tropu:
- Tak- powiedziała wolno- chętnie.
Dyrektorka odkorkowała fiolkę i przechyliła ją tak, żeby na stolik skapnęły dwie krople fioletowego wywaru. Gdy tak się stało, krople zaczęły formować się w dwie filiżanki z gorącą herbatą. Audrey siedziała oniemiała.
- Fantastyczny eliksir- stwierdziła dyrektorka, przysuwając do czarnowłosej jedną z filiżanek- Kontynuujmy.
- Więc mój ojciec powiedział, że musimy udać się do podnóży Góry Polarnej, ponieważ Mordherion stworzył tam portal, by wysłać demony na zwiady. Gdy nadeszła północ, ja i Brilliant wyruszyliśmy by przejść przez ten portal.
- Przypuszczam, że celem tej wypraw było ocalenie twojej matki Sophie?
- Tak- przyznała Audrey- znaleźliśmy lochy, gdzie Brilliant odnalazł swoją przyjaciółkę Giniel, która również była uwięziona- Audrey wypiła łyk herbaty- Uwolniliśmy ją, ale nas przyłapano.
- I zostaliście uwięzieni- domyśliła się dyrektorka. Audrey przytaknęła kiwnięciem głowy.
- Potem jednak Brilliant nas uwolnił. Kazał Giniel uciekać, a my wróciliśmy po moją matkę. Uwolniliśmy ją, prawie przy tym nakrył nas Mordherion, ale udało nam sie wymknąć. Następnie znaleźliśmy kryształ, w którym zapisany był plan Mordheriona.- Audrey dokładnie powtórzyła to co powiedział jej kryształ i to co jej ukazał w formie wizji.
- Rozumiem- dyrektorka zamyśliła się - mówisz, że użyłaś do tego magii strażnika czasu?
- Tak.
- To bardzo ciekawe- stwierdziła dyrektorka, ale nic o tym już nie wspomniała. Przeszła do innego pytania- I Mordherion planuje zabić własnego brata?
- Tak- znów potwierdziła.
- Jego bratem jest król Sentii, Corian Weapon-warrior.- powiedziała kobieta ni stąd ni zowąd.
- Naprawdę?- Audrey była zaskoczona tym faktem.
- Zgadza się.

To tyle :)

Ginamore

środa, 24 września 2014

Czrodziejka odc 21

Więc dzisiaj dodaję odc 21, wiem, że rzadko dodaję kolejne posty, ale nie mam tyle czasu żeby pisać, sorki :)
Ten odcinek zaczęłam pisać tydzień temu, ale skończyłam dopiero dzisiaj (leniuch ze mnie).
Miłego czytania :)

 Audrey i Brilliant jakoś doszli na szczyt schodów:
- Co teraz?- zapytała Audrey.
- Trzeba się stąd wydostać- powiedział Brilliant.
Nagle usłyszeli głosy:
- Nie wyciągną jej tak szybko, schodzimy- to był Mordherion.
- Boże Brill szybko!- przeraziła się Audrey, zaciągnęli Sophie za zakręt korytarza i wstrzymali oddechy.
- Tamta nam uciekła, ale ona nic nie wie, nie zaszkodzi nam- mówił dalej Mordherion- Najbardziej interesuje mnie czarnowłosa, trzeba ją złapać... i zabić. Hmmm...
Audrey odważyła się wystawić z za ściany pół oka. Mordherion skupił umysł i sprawił, że w wyjściu z korytarza stanęła ściana:
- To uniemożliwi im wyjście z twierdzy- rzekł i ruszył schodami w dół do lochów, za nim szły jego widzialne demony. Gdy kroki ucichły, Brilliant szepną do Audrey:
- Pójdziemy lewym korytarzem.
- Ale to nie jest droga do wyjścia- zdziwiła się Audrey.
- Mimo to czuję, że muszę tam iść.- rzekł - Coś mi to mówi w duchu.
- Dobrze- niechętnie zgodziła się Audrey. Oboje podtrzymując nieświadomą niczego Sophie, ruszyli korytarzem. Szli i szli, aż w końcu dotarli do schodów wiodących tym razem w górę:
- Nie damy rady tam wejść z moją mamą- stwierdziła Audrey.
- Więc ty pójdziesz, ja zostanę- powiedział Brilliant.
- Mam cię tu zostawić samego? Nie ma mowy.
-Audrey, to ważne. Wiem, że tam znajduje się coś naprawdę ważnego, może nawet dla całej Sentii. Proszę idź...- zapadła chwila ciszy.
- No dobrze- Audrey spojrzała na Sophie, potem na Brilliant'a, po czym weszła na pierwszy stopień:
- Uważaj na siebie- powiedział Brilliant.
- Ty też.

***

Dolyn i Mirielle wsiedli na Spiro i pojechali za Cornelem i Giniel w stronę Góry Polarnej. Gdy dotarli na miejsce zsiedli z wierzchowców:
- Portal jest zamknięty- powiedziała Giniel- Nie umiem go otworzyć- spojrzała na Mirielle.
- Ja też nie- przyznała jasnowłosa.
- Więc co teraz?- zapytał Dolyn.
- Pozostaje nam czekać. Być może ktoś z drugiej strony go otworzy- odpowiedziała Mirielle i rozsiadła się na trawie.

***

Audrey zeszła z ostatniego stopnia. Znalazła się w dziwnej okrągłej komnacie. Na samym środku, w powietrzu unosił się kryształ. Oświetlał pomieszczenie nikłym, krwistym blaskiem.
Nagle Audrey poczuła dokładnie to samo co Brilliant. Jakąś dziwną pewność, że w tym unoszącym się przedmiocie coś jest. Tylko co? Zbliżyła się do czerwonego kamienia. Był sporych rozmiarów. Większy od jej głowy. Położyła na nim obie dłonie. Pomyślała, że spróbuje jakoś użyć magi do wydobycia tej ważnej rzeczy. Tylko jak? Zamknęła oczy skupiła umysł. Postanowiła działać tak jak jej mówił szósty zmysł. Mogłoby się to wydawać głupie czy dziwne ale ona na to nie zważała. Zaczęła zadawać pytania:
- Co ukrywasz?- nic się nie działo.
- Jaka jest twoja tajemnica?- znowu nic. Audrey zastanowiła się. Postanowiła spróbować inaczej:
- Ja strażniczka czasu, rozkazuję ci zdradzić swój sekret- poczuła ciepło przepływające przez jej palce. Kryształ rozjarzył się jaskrawą czerwienią. W głowie Audrey powstał obraz. Plany Mordheriona. Audrey ujrzała wojnę, wojnę i zniszczenie. Ogromne wojska demonów nadchodzące z północy i atakujące Sentie. Umierających ludzi, walące się miasto. Ruiny zamku. Martwą rodzinę królewską, martwego Cornela... a potem w jej głowie rozległ się głos, straszliwy, demoniczny głos Mordheriona:
- Już wkrótce zaatakuję Sentie, zniszczę wszystkich, nie oszczędzając nikogo, nawet własnego brata. Za siedem dni nadejdzie zagłada. Sentia ulegnie, a ja stanę się królem tego królestwa i całej Ziemi...
Audrey nie czekała ani chwili dłużej. Od razu ruszyła po schodach w dół:
- Brilliant szybko, uciekajmy stąd!
- Czego się dowiedziałaś?- zapytał.
- Później! Mordherion nie może nas złapać!- usłyszeli przeraźliwy krzyk. Pełen złości i nienawiści:
- Już wie! Szybko!- pospieszała go Audrey. Brilliant wzią Sophie na plecy i pobiegł za Audrey ile sił w nogach. Doszli do końca korytarza, skręcili w prawo, potem minęli schody prowadzące do lochów, skręcili w lewo i biegnąc prosto przed siebie dotarli do wyjścia. Audrey pchnęła mocno drzwi, te łatwo ustąpiły. Obydwoje z wielka ulgą wybiegli z twierdzy, starali się jak najszybciej dotrzeć do mostu, nagle usłyszeli potężny ryk. Odwrócili się. Za nimi podążała cała zgraja demonów.
- Teraz żałuję, że nie ma naszych gepardów- powiedział Brilliant szybko przebiegłszy przez most razem z Audrey. Wbiegli do lasu. Przedzierali się przez gąszcz czarnych gałęzi, chłoszczących po twarzy. Słyszeli za sobą demony. Ich głosy brzmiały jak warczenie, jak ujadanie wściekłych psów. Audrey poczuła ściekającą po policzku krew, ale nie zwracała na to uwagi. Biegła dalej ile sił w nogach.
W końcu dotarli na skraj lasu:
- Portal! Co teraz?!- zapytała Audrey w panice, patrząc na miejsce, gdzie w powietrzu powinna widnieć czarna dziura. Nie było jej.
- Cofnij czas zaklęcia!- rzekł Brilliant- Strażnik czasu ma moc ponownego odtworzenia danego zaklęcia, spróbuj to zrobić, szybko!
- Jak?!
- Nie wiem, po prostu spróbuj.
Audrey przełknęła ślinę. Wyciągnęła rękę. Zamknęła oczy i skupiła się "Spróbuję tak jak z kryształem"- pomyślała:
- Ja strażniczka czasu, rozkazuję ci ponownie się otworzyć- powiedziała. Demony były coraz bliżej. W powietrzu powstała ziejąca zimnem czarna dziura:
- Szybko- rzuciła Audrey. Brilliant wskoczył z Sophie do portalu. Czarnowłosa rozejrzała się, demony już wyszły z lasu. Dziewczyna wstąpiła jedną nogą w portal. Już miała przejść, gdy nagle poczuła szarpnięcie. Jeden z demonów złapał ją za skraj płaszcza. Czarnowłosa szarpnęła się jak najmocniej potrafiła. Rozległ się dźwięk rwącego się materiału, a potem strażniczka zanurzyła się w otchłań.

Oby się podobało :)

Ginamore

PS: Zapraszam tu LINK Niedługo powinno się coś pojawić ;)

wtorek, 5 sierpnia 2014

Czarodziejka odc 20

Dzisiaj mam dość krótki odcinek, ale to dlatego ,że nie mam na razie weny.

Złotowłosy chłopak siedział na pięknym, brązowym rumaku. Za nim maszerowała niewielka grupa czarodziei bojowych, a przed nim krzątała się czternastoletnia, jasnowłosa dziewczyna. Oglądała każdy krzaczek napotkany na ścieżce i każdą nisko osadzoną gałąź drzewa. Las krysztalitów był ogromny. Tak więc, mieli dużo terenu do przeszukania. Cornel czuł się dość niezręcznie. W końcu sam siedział na koniu, a dziewczyna, w dodatku młodsza od niego szła pieszo:
- Mirielle- zaczął chłopak- na pewno nie chcesz dosiąść mojego konia?
- Nie- powtórzyła już z setny raz odpowiedź na jego setne pytanie- Muszę iść pieszo. Jeżeli będę jechać konno, może mi umknąć mnóstwo śladów- stwierdziła, po czym zatrzymała się na chwilę i wzięła głęboki wdech- Tam - wskazała palcem na jakąś wąską ścieżynkę- kierują się na północ.
- Na północ?- odezwał się jeden z czarodziei bojowych- w takim razie muszą iść w stronę Góry Polarnej- rzekł.
- Masz rację Dolynie- potwierdziła Mirielle.
Szli dalej przedzierając się przez gęste gałęzie drzew. Liście błyszczały w świetle padających na nie promieni słońca.
- Już niedaleko- stwierdziła dziewczyna.
Szli jeszcze kilka minut, aż wyszli z lasu na dużą otwartą przestrzeń. Gdyby mieli moc dusz tak jak Brilliant, to zobaczyliby tłumy demonów wracających przez las w stronę góry osadzonej daleko na horyzoncie. Jednak to nie znaczy, że nic nie czuli. Demonom towarzyszyła aura czarnej magii. Powietrze było gęste:
- Czarna magia- stwierdziła Mirielle- nie podoba mi się to.
- Ani mnie- odparł Dolyn.
- Idziemy- rzekła jasnowłosa. Przeszli kilka kroków, gdy nagle ujrzeli biegnące ku nim dwa niewyraźne kształty, z każdą chwilą coraz bliższe.
- Co to?- spytał Cornel.
- Nie mam pojęcia- stwierdziła Mirielle.
Stali jeszcze kilka chwil patrząc się w stronę coraz bardziej wyraźnych kształtów.
- Gepardy- stwierdził Dolyn.
- Gepardy?- zdziwił się Cornel- same?
- Nie, chyba ktoś jedzie na jednym- rzekła Mirielle. Chwilę później mieli już odpowiedź.
- To Giniel!- stwierdził Dolyn - Ale skąd ona wytrzasnęła te gepardy? Rudowłosa dziewczyna, oraz Spiro i Aceiro dobiegali do grupy poszukiwawczej.
- Hej!- krzyknęła- Dolyn! Mirielle!
Dwa gepardy zatrzymały się przy nich. Giniel zgrabnie zeskoczyła z grzbietu Aceiro. Szybko skłoniła się przed Cornelem- Wasza wysokość- powitała księcia Sentii.
- Giniel, widziałaś dziś Brilliant'a w towarzystwie czarnowłosej dziewczyny?- spytała Mirielle.
- Chodzi ci o Audrey? Tak! Widziałam ich!- mówiła szybko czerwonowłosa- mają kłopoty! Są w twierdzy Mordheriona, chcą uratować matkę Audrey!
- Co?!!!- wykrzyknęła cała trójka. Na ich twarzach malowało się przerażenie.
- Nie mówisz poważnie- szepnęła Mirielle.
- To prawda! Sama tam byłam! Mordherion złapał mnie kiedy zobaczyłam jak wychodzi z portalu i...
- Co, co? Jeszcze raz- poprosił Dolyn- powoli i po kolei.
- No więc- Giniel była coraz bardziej zdenerwowana- Dziś rano pomyślałam, że wybiorę się na przejażdżkę. Wzięłam konia i dotarłam na skraj lasu, dokładnie tu, gdzie teraz jesteśmy. Zobaczyłam w oddali jakiś dziwny błysk, postanowiłam sprawdzić co to jest. To było u podnóża Góry Polarnej. Kidy byłam na miejscu, zsiadłam z konia i wtedy zobaczyłam portal.
- Portal? Jaki portal?- spytał Cornel.
- Portal prowadzący do kryjówki Mordheriona!- wypaliła Giniel. Cała trójka otworzyła szeroko oczy.
- On, Mordherion, wyłonił się z portalu i mnie zobaczył. Chciałam uciec, ale nie dałam rady. Złapał mnie i zamkną w lochu. Nie mogłam się wydostać! Brilliant i Audrey dostali się do twierdzy, przybyli do lochów i mnie uwolnili.- Giniel nabrała tchu i poczęła dalej opowiadać, o tym jak próbowali uciec i Mordherion zamkną ich w magicznej barierze, którą potem Brilliant przełamał magicznym ostrzem- potem rozstaliśmy się i ja uciekłam, a Brilliant i Audrey zostali w twierdzy aby uratować matkę Audrey- skończyła.
- No i co teraz?- spytała Mirielle patrząc to na Cornela, to na Dolyna.
- Musimy ratować Audrey- oświadczył Cornel.
- I Brilliant'a- dodał Dolyn.
- A więc- zaczęła Mirielle- musimy dostać się do kryjówki Mordheriona.

***

Audrey bezskutecznie szarpała za kraty. Pręty nawet nie zadrgały pod naporem jej ciała:
- Zrób coś!- zwróciła się do blondyna opierającego się o kamienną ścianę lochów.
- Robię, próbuję coś wymyślić- rzekł.
- Ty tylko myślisz, a tu trzeba działać- stwierdziła Audrey. Dziewczyna dalej szarpała kraty. Brilliant nie zwracał na nią uwagi, był głęboko zamyślony. Po chwili podszedł do celi Sophie:
- Krew to klucz czarnoksiężników- rzekł, po czym przesuną lewą ręką po kratach zostawiając na nich ciemne smugi czerwieni. Kraty drgnęły:
- Co ty zrobiłeś?- zapytała Audrey patrząc szeroko otwartymi oczami na podnoszące się do góry pręty.
- Otworzyłem celę- powiedział.
- Krwią?- czarnowłosa popatrzyła na niego z dziwnym wyrazem twarzy.
- Krew to klucz czarnoksiężników- powtórzył Brilliant- Silion mnie tego nauczył- chłopak pokazał Audrey magiczny sztylet, który trzymał w prawej dłoni i uniósł lewą rękę tak by mogła zobaczyć płytkie rozcięcie na wewnętrznej stronie jego dłoni.
- Fuj- podsumowała ten widok Audrey. Brilliant uśmiechną się półgębkiem.
- Lepiej zabierzmy stąd twoją matkę- rzekł i wszedł do celi.
- Jak uwolnimy ją z tych łańcuchów?- spytała czarnowłosa klękając koło znękanej kobiety. Brilliant obejrzał żelazne kajdany przytrzymujące ręce Sophie.
- Mają zamki, więc otworzymy je magią, tak jak w przypadku Giniel, myślę, że zadziała, sprónuj.
- Ja?- zdziwiła się Audrey- myślisz, że mogę to zrobić?
- No jasne- oznajmił Brilliant.
Audrey skupiła się, dotknęła kajdan Sophie  zebrała w sobie moc. Żelazne łańcuchy opadły na ziemię.
- Udało się!- ucieszyła się Audrey.
- Zabierzmy ją stąd. Ty podeprzyj ją z jednej strony, a ja z drugiej.
- ok- zgodziła się Audrey i przełożyła sobie ramię matki przez szyję.


Ginamore :)

piątek, 20 czerwca 2014

Czarodziejka odc 19

Eliot i Fred ćwiczyli szermierkę pod czujnym okiem jednego z zamkowych czarodziejów bojowych, o imieniu Kearney.
Chcieli nauczyć się bronić, gdyby któregoś dnia, kiedy Sentie zaatakuje Mordherion, mogli pomóc w walce. Nie wiedzieli jednak, że bez magii nic nie zdziałają przeciwko jego armii demonów.
Treningowi przyglądali się dwaj młodzieńcy o ciemno- brązowych włosach. Byli to bracia z rodziny Donovan. Starszy był w wieku osiemnastu lat i miał na imię Donnan, a młodszy- 17 latek- zwał się Dolyn. Oboje byli do siebie bardzo podobni i posiadali dokładnie ten sam czarny kolor oczu.  Szkolili się na czarodziejów bojowych, czasami udzielali kilku rad obu chłopakom.
Eliot spojrzał w stronę wejścia do zamku i zobaczył złotowłosego księcia Sentii:
- To Cornel!- zawołał do Freda.
- Gdzie?- Fred począł rozglądać się po dziedzińcu.
- Tam!- zawołał Eliot wskazując palcem na zamkowe wrota. Oboje rzucili drewniane miecze i pobiegli w stronę kumpla:
- Cornel!- wykrzykną Eliot. Złotowłosy zatrzymał się i spojrzał w ich stronę.
- Cornel, jak ci poszła rozmowa z Audrey?- zapytał Fred.
- Nie było żadnej rozmowy- oświadczył chłopak - wybaczcie, ale nie mam teraz czasu- rzekł i wszedł do zamku. Eliot i Fred spojrzeli na siebie wymownie. Obaj ruszyli za księciem:
- Jak to nie było?- zdziwił się Eliot.
- Po prostu. Nie było, bo jej nie ma- powiedział Cornel wspinając się po kamiennych schodach.
- Jak to nie ma?- zadał kolejne pytanie Fred - To gdzie ona jest, jak nie w tej czarodziejskiej akademii?
- Nie wiem, zniknęła.
- Zniknęła? To znaczy, że uciekła?- spytał Eliot.
- Nie mam pojęcia- rzekł Cornel- W akademii organizują jej poszukiwania, zamierzam dołączyć.
- Idziemy z tobą- powiedział Fred.
- Nie- złotowłosy otworzył drzwi do swojej komnaty- nie możecie iść- powiedział, po czym zamkną im drzwi przed nosem.

***

  Audrey powtórnie stanęła na szczycie schodów prowadzących do lochów Mordheriona. Brilliant stał za nią i co jakiś czas się odwracał, żeby zobaczyć, czy nikt ich nie śledzi. Wciąż nawiedzało go jedno jedyne pytanie: Jak stąd uciekniemy? Nie miał pojęcia. Wciąż próbował coś wymyślić, ale nic z tego nie wychodziło. Zeszli już kilka stopni w dół. Czarne kryształowe ściany pulsowały czerwienią . Brilliant czuł się, jakby był we wnętrzu czegoś żywego. Audrey potknęła się. Brillant przytrzymał ją za rękę, żeby się nie wywróciła i poczuł lekkie zimno. Zmarszczył brwi:
- Audrey? Dobrze się czujesz? Zimno ci?- spytał.
- Czuję okropne zimno, które mnie przenika, aż do szpiku kości.- odpowiedziała.
- Przenika?- Brilliant mocniej ścisną jej nadgarstek. W siedzibie Mordheriona nie było zimno, więc nasuwa się tylko jedno wytłumaczenie. Mroczna energia. A skoro ją przenika ta moc, nie oznacza to niczego dobrego.- Musimy się pośpieszyć- oznajmił. Zbiegli kilka kolejnych stopni.
- Brilliant?- zaczęła Audrey- Kim są strażnicy czasu?
Brilliant zamyślił się.
- To czarodziejki lub czarodzieje, którzy bronią moc czasu przed wszystkim, co pragnęło by ją posiąść dla własnej korzyści- wyjaśnił.
- Ile na świecie jest takich strażników?- spytała.
- Dwóch, nie więcej- rzekł blondyn.
- A co by się stało, gdyby taka moc dostała się w ręce np Mordheriona?
- Nie mam pojęcia, ale na pewno nic dobrego by z tego nie wyszło.
- Myślisz, że ja naprawdę mogę być taką strażniczką?- ciągnęła.
 Brilliant zastanowił się przez chwilę- Myślę, że to możliwe- rzekł.
Audrey przyjrzała się swoim dłoniom-czy ja naprawdę mogę być kimś takim?- pomyślała.
- Co może taka strażniczka jak ja?- zaciekawiła się.
- Wiesz- zaczął Brilliant- dużo o tym nie wiem, ale podobno taka osoba potrafi cofnąć niektóre rodzaje zaklęć,albo zatrzymać ich działanie.
Audrey nie zadawała kolejnych pytań. Schodziła dalej za Brilliant'em stromymi schodami,  aż w końcu postawiła stopę na ostatnim stopniu. Znów znalazła się w tym ponurym lochu pełnym czarodziejek.
- Naprawdę nie możemy zabrać ich wszystkich?- spytała Audrey.
- Nie. Sama słyszałaś co mówił Mordherion. On wie co dzieje się w jego twierdzy. Nie uda nam się uciec z tyloma czarodziejkami, w dodatku osłabionymi po tych łańcuchach- wyjaśnił Brilliant. Audrey westchnęła.
- Więc na pewno on już wie, że uciekliśmy- zauważyła.
-Może tak, może nie. Wiem jedno, musimy się pośpieszyć- rzekł.
Audrey zaglądała do każdej celi, jak dotąd bez skutku. Żal jej było tych wszystkich czarodziejek, które zostaną, ale w końcu nie mogła na to nic poradzić. Serce jej waliło jak młotem. Musi się pośpieszyć. Mordherion w każdej chwili może ich złapać. Za drugim razem na pewno zamknie ich "szczelniej". Może nawet wtrąci do lochów. A wtedy już nie będą mogli uciec.
Audrey powoli traciła nadzieję na to, że znajdzie tu matkę. Może Mordherion więzi ją gdzieś indziej?- zapytała siebie.
- Nie to nie możliwe, ona musi tu być- odpowiedziała szeptem- musi.
Nagle znalazła celę. Jej matka, przykuta łańcuchami do ściany, siedziała opierając się o zimny kamienny mur lochów, ze spuszczoną głową. Wyglądała na wycieńczoną. Była brudna, rozczochrana, wychudła.
Audrey z przerażeniem patrzyła na ten obraz męki i rozpaczy:
- Mamo?-wydusiła z niedowierzaniem w głosie. Kobieta jakby automatycznie podniosła głowę i spojrzała udręczonymi oczami na swoją córkę. Jęknęła coś nie zrozumiałego i pokręciła głową. Nie odezwała się już. Nie mogła. Łańcuchy rozpraszały jej myśli tak, że właściwie była jak jakaś lalka, która nie mogła nic zrobić. Była do niczego.
- Mamo?- powtórzyła Audrey. Sophie nie zareagowała.
- Trzeba ją uwolnić- rzekł Brilliant.
- Jak?! Jak?!- dopytywała się Audrey, patrząc na chłopaka wzrokiem pełnym bólu- Tu nie ma zamka, żadnego wejścia, są gołe kraty wmurowane w ziemię!

***

Giniel biegła ile sił w nogach. Musi się pośpieszyć. Wiedziała, że Mordherion musiał już wysłać za nią demony. Nie pozwoli jej uciec. Zobaczyła wrota. Jeszcze kawałek i będzie o krok od powodzenia tej ucieczki. Już wyciągnęła rękę, by pchnąć drzwi. Już pcha z całej siły, lecz wrota nie otwierają się. Giniel nagle opuściła nadzieja. Nie ucieknie stąd. Mordherion zamkną wrota, nie zdoła ich otworzyć. Chyba, że...
Chyba, że jej moc jest znów sprawna. Wytężyła umysł z wielką trudnością. W końcu dużo czasu praktycznie w ogóle go nie używała. Poczuła ciepło w dłoniach. Mrowienie w palcach, zawsze towarzyszące jej przy wykorzystywaniu magii. Zacisnęła pięści. Jeszcze chwila i... rozłożyła dłonie otoczone językami czerwieni. Teraz użyje swojego morderczego ognia. Wystawiła ręce przed siebie i potężna kula płomieni uderzyła we wrota. Drzwi zatrzęsły się pod nagłym uderzeniem. Giniel postanowiła je rozwalić. Rzucała kolejne ataki, niestety nic nie wskórała. Co robić?-pomyślała- Brilliant na pewno by coś poradził. A ja? Jak zwykle jestem bezradna.
Myślała gorączkowo, chodząc od jednej czarnej, pulsującej ściany do drugiej.
- Przecież jestem czarodziejką bojową!- wypaliła na głos. Znów skupiła myśli i przywołała swoją broń. W jej dłoni spoczął długi miecz o rękojeści zdobionej rubinami. W chwile potem, sprawiła, że ostrze miecza rozżarzyło się do czerwoności. Zamachnęła się i rozwaliła zamek. Wrota otworzyły się na całą szerokość. Udało się. Giniel odwołała magiczny miecz i pognała przed siebie. Pobiegła w stronę spróchniałego mostu. Ostrożnie stawiając kroki, przeszła po kruchych deskach. Stanęła na skraju martwego lasu.
- Czas wezwać gepardy- rzekła półgłosem. Wiedziała, że aby to zrobić, musi użyć fal ultradźwiękowych. Wytężyła umysł. W jej głowie "stężały" myśli. Czuła się, jakby miała coś wypchać ze swojego umysłu. Dla niej to zawsze było dziwne uczucie. Niewidzialne fale wydostały się z myśli Giniel. Chwilę potem z gąszczu suchych drzew wyłoniły się dwa puszyste i ogromne gepardy. Spiro i Aceiro. Giniel szybko wskoczyła na grzbiet Aceiro i pognała przez las ku portalowi. Spiro biegł tuż za nią i jej towarzyszem. Wiatr wygrywał melodię w uszach Giniel kiedy pędziła przez chaszcze. W końcu dotarła na miejsce. Brilliant miał rację. Portal był znów otwarty. Giniel szepnęła do ucha Aceiro- dalej. Dziki kot pobiegł przed siebie i wskoczył do czarnej otchłani.


Ginamore

piątek, 23 maja 2014

Czarodziejka odc 18

Czarne stwory wlokły intruzów po kryształowej posadzce, mocno trzymając każdego za nadgarstki. Audrey odzyskała przytomność. Przez chwilę nie wiedziała co się stało. Nagle uświadomiła sobie, że ona, Brilliant i Giniel zostali schwytani przez demony Mordheriona. Próbowała wyrwać ręce z żelaznych uścisków bestii, która ją wlokła, ale nie dała rady. Rozejrzała się i zobaczyła, że jej towarzysze dopiero się budzą. Brilliant powoli podniósł powieki, po czym spojrzał w bok. Ich spojrzenia spotkały się. Nagle stwory zatrzymały się w miejscu.
- A więc kto ośmielił się zakłócać mój spokój?- usłyszała za sobą Audrey. Głos, który wypowiedział to pytanie był przerażający. Całkiem nie ludzki, zniekształcony, pełen grozy i nienawiści. Demony gwałtownie podniosły intruzów i postawiły przed swoim panem. Audrey powoli podniosła wzrok. Zobaczyła dziewczynę, mniej więcej w swoim wieku, o długich kasztanowych włosach. Jej oczy były rozżarzone czerwienią i wlepione prosto w Audrey. Zdawało się jakby jej spojrzenie przeszywało sztyletami.
- Witaj Audrey, szczerze mówiąc, bardzo  chciałem cię poznać.- wyjawił duch Mordheriona. "Opętał tak młodą czarodziejkę?" pomyślała czarnowłosa "W dodatku on też wie kim jestem." Audrey była przerażona.
- Czarodziejka kosmosu, a w dodatku strażniczka potężnej mocy czasu.- powiedział zniekształcony głos. "O czym on mówi?!" zdziwiła się Audrey w duchu.
- Twoje zamiary, z którymi tu przybyłaś, były bardzo szlachetne- ciągną Mordherion, nie zważając na zdziwienie malujące się na twarzy czarnowłosej. - Twoja misja by się powiodła, gdyby nie to...- tu na chwilę przystaną- Gdyby nie to, że ja zawsze wiem kiedy w mojej twierdzy pojawią się intruzi.- wysyczał. Opętana dziewczyna podeszła bliżej całej trójki. Wystawiła przed siebie rękę z zaciśniętą pięścią, z której zaczął sypać się czarny proszek.
- Mają przy sobie broń?- spytał demoniczny głos swoich sługusów.
- Nie, panie.- wychrypiał przeraźliwie jeden z demonów. Mordherion kiwną głową, po czym obszedł na około Audrey, Brilliant'a i Giniel, nakreślając w ten sposób czarną linię z dziwnego proszku. Krąg zamkną całą trójkę w barierze blokującej czary.
- Zastanowię się co z wami zrobię- znów odezwał się Mordherion- Ale obawiam się, że czeka was najgorsze- dodał z obrzydliwym uśmiechem, szeroko otwierając oczy.

***

   Rose szła właśnie korytarzem szkolnym, oświetlonym promieniami porannego słońca. Kierowała się w stronę pokoju Audrey. Dziś chciała ją nauczyć korzystania z magicznych właściwości peleryny czarodziejki śledczej. Podeszła już do drzwi jej pokoju. Zapukała, ale nikt się nie odezwał. Otworzyła drzwi. Pokój był pusty. Z krzesła zniknęła brązowa peleryna czarodziejki, a łóżko było porządnie zasłane. Wyglądało na to, że nikt w nim nie spał. Rose zmarszczyła brwi. Zamknęła drzwi i ruszyła korytarzem w stronę tylnego wyjścia ze szkoły. Przeszła przez plac ćwiczeń. Audrey nie było koło zagrody, a co gorsza znikną jej gepard, Spiro. "Niedobrze" pomyślała Rose. Wróciła do budynku i poczęła wszystkich wypytywać, czy jej nie widzieli. Nie otrzymała żadnych rezultatów. "Brilliant"- zaświtało jej nagle w głowie. Ruszyła w kierunku gabinetu Silion'a. Jego uczeń na pewno był teraz ze swoim mistrzem. Kiedy znalazła się na miejscu, bezceremonialnie wtargnęła do pomieszczenia. Rozejrzała się, blond włosego chłopaka nigdzie nie było.
- Silion?- rzuciła w stronę mistrza, który siedział za biurkiem, opierając podbródek na splecionych rękach.
- O co chodzi?- spytał patrząc się w dywan. Rose zawsze to irytowało. Wsparła ręce na biodrach.
- Wiesz gdzie jest Audrey?- dociekała.
- To ona też zniknęła?- zdziwił się mężczyzna, podniósłszy wzrok na kobietę.
- Co to znaczy- też?- zapytała Rose przeszywając spojrzeniem Silion'a.
- To znaczy, że Brilliant również gdzieś się zawieruszył- rzekł- szukałem go po całej okolicy. Nigdzie go nie ma.
- Myślisz, że coś razem knują?- zapytała mistrzyni.
- Być może, nie wiem- wyznał- Zresztą to w tej chwili nie ważne. Ważniejsze jest dokąd się udali- powiedział- i po co.- dodał po chwili namysłu.

***

   Przed celą blond włosej kobiety znów stanęła ta przerażająca dziewczyna, tym razem z wyrazem obrzydliwej satysfakcji na twarzy. Podeszła bliżej krat niż zazwyczaj. Moc łańcuchów na chwilę zelżała. Kobieta podniosła wzrok. Z trudem pozbierała myśli. - Mordherion- wykrztusiła- czego chcesz?
- Czego chcę?- odezwał się przerażający głos- Chcę ci powiedzieć tylko jedno.- rzekł- Przed chwilą zobaczyłem się z kimś, kogo bardzo dobrze znasz- ciągną- To jeszcze bardzo młoda osoba, na dodatek bardzo podobna do tatusia- zakończył piskliwym tonem.
- Kto to jest?- spytała przerażona.
- Kto?- zdziwił się Mordherion- Naprawdę się nie domyślasz?- dziwił się dalej- Naprawdę się nie domyślasz, kto mógłby być na tyle głupi, żeby przyjść ci na ratunek?- Mordherion udał zatroskanie- Biedna mamusia nie domyśla się co to za osóbka wpadła w moje ręce.- dokończył, po czym uśmiechną się zadowolony na widok potwornego przerażenia na twarzy czarodziejki.
- Audrey- wyjąkała- Błagam nie rób jej krzywdy.
- Mam nie robić jej krzywdy?- zdziwił się- Niby czemu?
- Nie możesz, przecież ona jest...- strażniczka nie dała rady dokończyć zdania. Spojrzała w te przerażające oczy, zupełnie pozbawione uczuć.
- Wiem kim ona jest- stwierdził lodowatym tonem- I dlatego zamierzam ją zabić- sykną, po czym ruszył w stronę wyjścia z lochów. Usłyszał tylko słaby okrzyk kobiety, wyrażający rozpacz.

***

   Cornel dochodził do akademii, w której teraz mieszkała Audrey. Chciał z nią poważnie porozmawiać. Przed wyjściem przebrał się więc w zwykłe bawełniane ubranie, żeby nikt w mieście go nie rozpoznał. Przeszedł przez dziedziniec. Kiedy znalazł się w holu, jakaś kobieta stojąca przy przejściu do korytarzów szkolnych spojrzała na niego spode łba. Cornel ukłonił się lekko
- Witam, szukam dziewczyny imieniem Audrey.- powiedział. Kobieta przyglądała mu się lodowato.
- Wynoś się.- rzuciła tylko- Nie ma tu żadnej Audrey.
- Wasza książęca mość- odezwała się nagle jakaś czarodziejka, która właśnie weszła do szkoły.- Doprawdy Acrimonio, jak ty się odzywasz do księcia Sentii?- oburzyła się.
- Księ-cia?!- wyjąkała wystraszona Acrimonia.- Wasza wysokość, wybacz nie wiedziałam.- wyznała  kłaniając się najniżej jak potrafiła.
- W porządku- rzekł tylko Cornel - Czy teraz powie mi pani, gdzie znajdę Audrey Honeytree?- spytał ponownie Acrimonie.
- Audrey?- zdziwiła się kobieta, która przed chwilą uświadomiła Acrimoni kim jest Cornel- Audrey to moja uczennica.- wyznała.
- Naprawdę?- uradował się książę- zaprowadzi mnie pani do niej?
- Bardzo bym chciała, ale niestety nie ma jej w szkole.- powiedziała. "Co za pech" pomyślał Cornel.
- A kiedy wróci?- spytał mistrzynię. Twarz kobiety posmutniała.
- Właściwie to nie wiadomo.- rzekła.
- Jak to nie wiadomo?- zdziwił się chłopak.
- Zapraszam do mojego gabinetu- zaproponowała- Tam wszystko księciu wyjaśnię.
 Cornel zgodził się kiwnięciem głowy. Bardzo chciał się dowiedzieć, co tu jest grane. Mistrzyni Rose zaprowadziła Cornela do swojego gabinetu, i wskazała mu krzesło obok biurka. Cornel usiadł oczekując wyjaśnień. Kobieta usadowiła się w fotelu za biurkiem i spojrzała poważnie na złotowłosego.
- Audrey zniknęła- wyjaśniła- Zniknęła razem ze swoim partnerem- sprostowała. "Partnerem?!"- zdziwił się Cornel w duchu "O co tu chodzi, do diabła?!".
- Jakim partnerem?- spytał, starając się nie okazywać swojego wzburzenia.
- Partnerem do pracy- wytłumaczyła mistrzyni. Cornel poczuł ulgę.
- Gdzie oni mogą być?- zadał kolejne pytanie.
- Tego nie wiemy.- wyznała- Jednak niedługo wysyłam ludzi naszej akademii na poszukiwania obu zaginionych uczniów- powiedziała. Nagle drzwi jej gabinetu otworzyły się. Cornel obejrzał się za siebie. W progu stała bardzo ładna dziewczyna, mająca może z czternaście lat. Długie, jasne fale miała związane w wysoki koński ogon, a na jej twarzy malowała się powaga.
- Mirielle melduje się na czas, ciociu.- powiedziała. Dopiero po chwili zobaczyła, że mistrzyni Rose ma gościa. Zawstydziła się na widok samego księcia Sentii. - Najmocniej przepraszam, nie chciałam przerwać w tak ważnym spotkaniu.
- Ależ nie przepraszaj, kochanie- powiedziała mistrzyni- wejdź. Mirielle wkroczyła do komnaty, po czym zamknęła za sobą drzwi.
- Jeszcze raz przepraszam wasza wysokość.- rzekła dziewczyna kłaniając się przed Cornelem. Chłopak poczuł się zakłopotany.
- Książę Cornelu, to Mirielle, moja siostrzenica- wyjaśniła Rose - To właśnie ona będzie dowodzić poszukiwaniami.
- Ona?- zdziwił się Cornel. Mirielle posmutniała.
- Mam w tym doświadczenie- zapewniła- Po za tym jestem czarodziejką magicznego śladu, wasza wysokość, więc mogę z łatwością odnaleźć trop zaginionych.- Cornel nie był do  końca pewny, czy to jest dobry pomysł.
- Chciałbym pomóc- zwrócił się do mistrzyni- Chcę wyruszyć na poszukiwania.
- Wasza wysokość, naprawdę...- zaczęła mistrzyni Rose, ale Cornel przerwał jej podnosząc dłoń.
- Audrey jest mi bardzo bliska i dlatego nie zamierzam siedzieć z założonymi rękoma. Wyruszę z pani siostrzenicą na jej poszukiwania.- oznajmił.

***

  Brilliant opowiadał Giniel, jak dostał się z Audrey do twierdzy Mordheriona. Dziewczyna uważnie słuchała. Audrey natomiast, cały czas główkowała nad tym, jak mogłaby się wydostać z magicznego kręgu. Niestety do głowy nie przychodziło jej żadne rozwiązanie. Parę razy napierała na niewidzialną ścianę bariery nogami, ale przez nią nie dało się przedrzeć.
- To nic nie da- powiedział blondyn, przyglądając się kolejnej  żałosnej próbie ucieczki- Zaklęcie można przerwać tylko magią, a nasza moc jest zablokowana. Nie możemy używać czarów po za osłoną.- rzekł.
- To mam siedzieć bezczynnie?- spytała Audrey lekko wzburzona- Pogodzić się z tym, że czeka nas pewna śmierć?
 Brilliant zamyślił się. Nagle coś sobie przypomniał. "Jak mogłem o tym zapomnieć"- skarcił sam siebie w duchu.
- Co się dzieje?- spytała czarnowłosa, dostrzegłszy wyraz nadziei na twarzy chłopaka.
- Wiem- powiedział, po czym sięgną do buta. Wyciągną z niego krótki sztylecik w skórzanej pochwie.
- Skąd to masz?- zdziwiła się Giniel- Przecież nas rozbrojono.
- Zawsze chowam na wszelki wypadek.- wyjaśnił
- No i do czego ci to teraz potrzebne?- spytała Audrey- Przecież to zwykły sztylet.
- Może sam w sobie jest zwykły- powiedział- ale za jego pomocą można przełamać krąg.- Audrey otworzyła szeroko oczy.
- I dopiero teraz to mówisz?!- wykrztusiła.
- Cóż, przyznam, że zupełnie zapomniałem o tym sposobie.- Brilliant zrobił niewinną minę. Audrey nie pojmowała, jak można było zapomnieć o czymś, co może uratować życie.- Muszę tylko opatrzyć broń odpowiednimi zaklęciami łamiącymi.- rzekł, po czym nabrał powietrza i zamkną oczy. Audrey usłyszała, że mruczy coś melodyjnego pod nosem. "Co za roztrzepany chłopak" pomyślała  i uśmiechnęła się. Mimo, że tak ją irytowało jego zachowanie, zdążyła już go polubić.
 Brilliant jeszcze długo wymawiał po cichu najróżniejsze formułki. Audrey przyglądała mu się w skupieniu.
- Skończyłem- rzekł w końcu.
- Dobra, to co teraz?- spytała czarnowłosa.
- Teraz przerwiemy połączenie- powiedział Brilliant i ostrzem sztyletu zrobił wyrwę w proszku tworzącym linię.
- Gotowe- chłopak wstał i wyszedł z kręgu.
- Udało ci się- uradowała się Giniel.
- Jak widać.- ucieszył się Brilliant- Chodźcie. Niedługo demony powinny wrócić ze zwiadów.- powiedział.-Dlatego musimy się pośpieszyć, żeby zdążyć przejść przez portal.
- Racja- przyznała Giniel.
- Portal?-zdziwiła się Audrey- przecież on znikną.
- Tak, ale demony muszą jakoś wrócić z Sentii, prawda?- rzekł.
- Skąd wiesz, że będzie otwarty?- zadała kolejne pytanie.
- Wiesz, to siedziba Mordheriona. Jest tu pełno demonów, a ja je widzę i słyszę co mówią dzięki mojej mocy dusz.- odpowiedział blondyn.
- Aha- Audrey rozejrzała się po komnacie, zastanawiając się, czy jakieś demony ich teraz obserwują.
- Musimy się pośpieszyć, zanim sługusy Mordheriona doniosą mu o naszej ucieczce.- powiedział. Audrey ruszyła za dwójką przyjaciół. Szli wzdłuż długiego korytarza. Czarnowłosa wiedziała, że muszą uciec, lecz nagle przypomniała sobie, po co w ogóle tu przybyła. Przypomniała sobie słowa Brilliant'a, które wypowiedział przed portalem:
"Musimy to zrobić, dla tych wszystkich czarodziejek uwięzionych przez Mordheriona i dla twojej matki"
Zatrzymała się. Jak mogła o tym zapomnieć, to wprost nie wybaczalne.
- A co z tymi wszystkimi czarodziejkami?- spytała nagle. Brilliant i Giniel stanęli. Chłopak powoli się odwrócił do czarnowłosej. Jego twarz wyrażała ból. Na pewno czekał aż jego towarzyszka zada w końcu to pytanie. Wiedział, że teraz dostali szansę ucieczki i nie mogą jej zaprzepaścić. Gdyby zdecydowali się spróbować uwolnić porwane czarodziejki, z pewnością zostali by na tym złapani. Mieli za mało czasu.
- Wiem, że chciałabyś je uwolnić, ale...- przerwał na chwilę. Podszedł do dziewczyny. Audrey utkwiła spojrzenie w niebieskich oczach Brilliant'a. - jeżeli tutaj zostaniemy, skarzemy siebie na pewną śmierć.- powiedział- Po za tym, nawet jeśli udałoby nam się tu ukryć przed Mordherionem i jakoś uwolnić czarodziejki, to nie moglibyśmy już stąd uciec. Jedyną drogą wyjścia jest portal, który nie będzie stał wiecznie otwarty.- wyjaśnił- Uwierz mi, chciałbym je uwolnić, ale nie mogę ryzykować.
- Mówiłeś, że uwielbiasz ryzyko- powiedziała.
- Bo to prawda, ale nie mogę ryzykować życia strażniczki czasu- rzekł. Na jego twarzy malowała się ogromna powaga. Audrey zastanowiła się przez chwilę. Chłopak miał rację, jednak dziewczyna nie mogła zostawić swojej matki na pewną śmierć.
Czarnowłosa zacisnęła pięści.
- Nie- powiedziała spokojnie. Brilliant miał już coś powiedzieć, ale Audrey uciszyła go podnosząc dłoń.- Nie mogę zostawić tu swojej matki. Choćbym miała przypłacić to życiem, muszę ją uwolnić.- rzekła- Chociaż ją.- dodała. Zapadła cisza, Brilliant przez cały czas nie spuszczał z Audrey wzroku. W końcu skiną głową.
- Dobrze, ale Giniel musi uciec.- powiedział.
- Ale...- ruda dziewczyna chciała już zaprotestować, jednak Brilliant tylko pokręcił przecząco głową- Ratuj przynajmniej siebie.- rzucił. Giniel wyglądała jakby miała się rozpłakać. Ona ma się ratować, a jej przyjaciele idą na pewną śmierć. Wiedziała jednak, że z Brilliant'em nie może się spierać. To nic by nie dało. Spuściła więc wzrok i nic już nie powiedziała.
- Wiesz jak wrócić?- spytał dziewczynę.
- Tak, chyba tak- odpowiedziała.
- Dobrze, więc jak znajdziesz się już w lesie, musisz wezwać za pomocą magicznych fali ultradźwiękowych nasze gepardy, następnie uciekniesz z nimi do portalu i przejdziesz do królestwa Sentii- wyjaśnił.
- No tak, tylko co mam zrobić jeżeli portal jednak nie będzie otwarty?- spytała dziewczyna.
- Będzie, na pewno- powiedział z uśmiechem. Giniel rzuciła się na chłopaka i wyściskała go porządnie. Następnie podeszła do Audrey
- Szkoda, że tak krótko się znamy- wyznała czarnowłosej.
- Tak, szkoda...- przyznała Audrey.
- Żegnaj Audrey- rzekła Giniel i przytuliła czarodziejkę. Audrey odwzajemniła uścisk. Kiedy się puściły, rudowłosa odwróciła się od dwojga przyjaciół i ruszyła do przodu, starając się nie odwracać.


Ginamore :)

piątek, 16 maja 2014

Czarodziejka odc 17

     Gepardy pędziły z zawrotną szybkością. Audrey w tej chwili marzyła tylko, żeby nikt ich nie nakrył . Patrzyła cały czas przed siebie, na błyskające w świetle księżyca lasy krysztalitów. Korony drzew wyglądały jakby były wypełnione srebrzystymi światełkami. Brilliant co jakiś czas spoglądał na towarzyszkę. Zastanawiał się, co zrobią jak już oboje będą w twierdzy Mordheriona.
 Audrey odetchnęła z ulgą, kiedy znaleźli się pod osłoną drzew. Teraz nikt z akademii nie powinien się dowiedzieć o ich wyprawie, przynajmniej do rana. Gepardy pędziły na północ omijając zręcznie pnie drzew.  Audrey pochyliła się nisko nad głową zwierzęcia. Spiro i Aceiro biegli ramię w ramię, ani na chwilę nie zwalniając. "Ciekawe ile mogą tak biec" zastanawiała się czarnowłosa. Wiedziała, że gepardy mogą biec naprawdę szybko, ale na krótkich dystansach, ponieważ szybko się męczą. Jednak te drapieżniki, były większe od zwykłych gepardów, więc może mogły biec o wiele dłużej i o wiele szybciej. Audrey zastanawiała się teraz, dlaczego czarodziejki i czarodzieje śledczy wybrali te zwierzęta, jako transport, a nie np konie. W końcu doszła do wniosku, że może chodzić o to, iż w razie potrzeby, można szybko umknąć wrogowi, a po za tym, gepardy bardzo cicho stąpały, dzięki swoim miękkim łapom. Audrey zauważyła, że Brilliant przyśpieszył. "Szybciej" szepnęła w ucho swojego geparda, aby ten dotrzymał kroku Aceiro. Brilliant miał zaciśnięte usta. Co jakiś czas rozglądał się na boki. "Coś widzi" pomyślała Audrey "A ja nie wiem co..."

***

  Blond włosa kobieta była prawie nieprzytomna. W kółko rozglądała się po swojej celi, analizując jej słabe punkty. "Żadnych"- stwierdziła po raz tysięczny w myślach. Przykuta do ściany łańcuchami, nie mogła rzucać żadnych czarów. Magiczny metal osłabiał jej siłę woli, przez co nie mogła w ogóle pozbierać myśli. Czasami udawało jej się dłużej skupić na swojej córce, Audrey, ale i tak trwało to może z pół minuty, bo zaraz po tym czar rozpraszał jej umysł i zapominała, o czym przed chwilą myślała. Takie tkwienie i bez owocne rozmyślanie, ciągnęło się praktycznie cały dzień i noc. Jedynie czasami udawało jej się zasnąć, ale tylko wtedy, jak w lochach nie kręciły się żadne demony w postaci materialnej, ukazując swój obrzydliwy wygląd. Akurat teraz pod ścianą na przeciwko celi stała jakaś dziewczyna, patrząc na udręczoną kobietę, z tym przerażającym wyrazem twarzy. Z rządzą władzy w oczach. Z demonicznym uśmiechem i czerwonymi jak dwa rozżarzone węgle oczami. W takiej sytuacji kobieta zawsze czuła jakby te oczy wwiercały jej się w umysł. Dziewczyna prawie nigdy się do niej nie odzywała, jedynie czasami mówiła do siebie tylko jedno słowo- Żałosne. i zawsze jej głos był okropny, pełen nienawiści do świata i straszliwie zniekształcony, jakby przez jej usta przemawiał potwór. Kobieta marzyła tylko, żeby to piekło się w końcu skończyło.

***

   Spiro i Aceiro biegli jeszcze chwilę wśród drzew, aż w końcu Audrey ujrzała przed sobą otwartą przestrzeń. W dali ciągnęło się długie pasmo ogromnych i masywnych gór. Jedna z nich była naprawdę wielka. Jej szczyt zanikał w gęsto kłębiących się chmurach. Gepardy przyspieszyły. Czarnowłosej powietrze świstało w uszach. Niepokoiło ją to, że Brilliant wciąż rozglądał się na boki z szeroko otwartymi oczami. Na pewno widział coś okropnego. Może jakieś duchy o przerażającym wyglądzie. Gepardy były coraz bliżej góry Polarnej. Audrey spojrzała w niebo. Księżyc był już w szczytowej pozycji. Nadeszła północ. Audrey dostrzegła w oddali coś czarnego. Gepardy gwałtownie zwolniły i poczęły skradać się powoli i cicho w kierunku podnóża góry. Skryły się za skałami przy samej górze. Teraz Audrey mogła dokładnie przyjrzeć się czarnej plamie, którą zauważyła. " To na pewno portal" stwierdziła w myślach. Czarna otchłań, wyglądała jak rozdarcie w powietrzu. Jak czarna dziura, która mogłaby wciągnąć wszystko, co znajdowało się naokoło niej.
- Przechodzimy- odezwał się nagle Brilliant.

***

    Cornel szedł teraz w stronę komnaty Audrey. Wiedział, że było późno, ale postanowił, że musi teraz jej wytłumaczyć, jak wygląda jego sytuacja. Myślenie o tym nie dawało mu spać.
Zapukał do drzwi komnaty, ale nie otrzymał żadnej odpowiedzi. Zapukał kolejny raz i nadal nikt się nie odezwał. Uchylił powoli drzwi, po czym wkroczył do pomieszczenia. Łóżko było porządnie zasłane, a na meblach zalegała leciutka warstwa kurzu. Cornel odczuł niepokój. "Zniknęła, tak po prostu?" pomyślał. Postanowił, że pójdzie do Henriet. Ruszył długim korytarzem. Komnata jego kuzynki była na tym samym piętrze. Teraz nie obchodziło go, że jest późna noc. Chciał wiedzieć co się stało z Audrey. Zapukał do komnaty Henriet. Z początku nic nie usłyszał, ale po chwili ktoś powiedział
- Chwileczkę.- Cornel odetchną z ulgą. Po chwili drzwi komnaty otworzyły się i stanęła w nich zaspana Henriet, ubrana w jedwabny szlafrok.
- Czego chcesz?- spytała zupełnie nie przyjaznym tonem.
- Audrey zniknęła.- powiedział- Chciałem z nią pogadać, ale jej nie ma.
- Teraz zebrało ci się na rozmowy? Człowieku nie widzisz, że jest środek nocy?!- oburzyła się Henriet, po czym wskazała na okno, przez które wpadało oświetlające korytarz światło księżyca.
- Widzę, ale nie mogłem już wytrzymać. Chciałem wytłumaczyć jej moją sytuację. Nie ma jej u ciebie?- spytał zaglądając jej przez ramię do komnaty.
- Nie, nie ma. I podejrzewam, że nie ma jej w całym zamku.- powiedziała wciąż oburzona na Cornela.
- Więc gdzie jest?- zapytał.
- Gdybyś poświęcił jej trochę więcej czasu- zaczęła- to dowiedział byś się, że przeprowadziła się do akademii.
- Do akademii?- zdziwił się książę.
- Tak do akademii.- potwierdziła Henriet- A teraz wybacz, ale jestem zmęczona i idę spać!- oświadczyła zamykając mu drzwi przed nosem." Trudno"- pomyślał Cornel " Pójdę jutro do tej akademii i spotkam się tam z Audrey"

***

   Audrey wcale nie chciała wchodzić do tego portalu. Kiedy się na niego patrzyło, odnosiło się wrażenie, że po drugiej stronie nie ma nic, oprócz wielkiej czarnej pustki, po prostu nicość. Brilliant wyczuł jej strach i niepewność.
- Musimy to zrobić- powiedział- dla tych wszystkich czarodziejek uwięzionych przez Mordheriona i dla twojej matki- powiedział. "Tak, dla mojej matki" pomyślała Audrey.
- Niech będzie- rzekła- chodźmy.- Gepardy powoli ruszyły. Brilliant już się nie rozglądał we wszystkie strony "Może to co widział zniknęło?" pomyślała znów czarnowłosa. Chłopak skrzywił się nieco, kiedy oboje stanęli przed otchłanią. Audrey przebiegły dreszcze. Czuła potworne zimno. Brilliant spojrzał jeszcze raz na swoją partnerkę, po czym ujął jej rękę i razem wkroczyli do portalu na swoich gepardach. Dziewczyna czuła jakby całe jej ciało zostało zamrożone, a krew w żyłach stanęła. Takiego zimna nie czuła jeszcze nigdy w życiu. Nieopisane, wręcz palące, ale jakby nie pochodzące z tego świata.
Oboje znaleźli się po drugiej stronie portalu. Brilliant puścił rękę Audrey i rozejrzał się dookoła. Przed nimi rozpościerał się las gołych drzew o hebanowych korach. Całe niebo przesłaniały czarno-czerwone chmury. Ziemia była sucha i popękana w niektórych miejscach. Nie wyrastała z niej ani jedna roślinka, oprócz tych suchych, czarnych drzew. Portal za nimi znikną. Teraz już nie mieli odwrotu. Musieli stawić czoło losowi. Dwa drapieżniki wkroczyły w głąb lasu. Audrey rozglądała się niepewnie po okolicy.
- Narzuć kaptur- poradził Brilliant. Audrey zakryła głowę kapturem. Chłopak zrobił to samo. Powietrze w tym lesie było jakoś dziwnie gęste. Czarnowłosa poczuła się przytłoczona czarną magią. Gdzie nie gdzie w powietrzu unosiła się ledwo widoczna czarna mgła. Czasami dało się nawet wyczuć obrzydliwy swąd spalenizny, znak, że używano tu czarnej magii. Audrey wcale nie podobało się to miejsce, w tym mrocznym lesie nie było żadnych stworzeń. Nawet robaków. W promieniu wielu mil zalegała głucha cisza. Oboje przedzierali się przez gęstwiny ostrych, gołych gałęzi. Po dość długim czasie, Audrey zobaczyła wyjście z lasu. Minęła ostatnie drzewa i znalazła się na wielkim pustkowiu. Przed nią wznosiła się jedynie ogromna czarna budowla. Tak wielka jak góra Polarna. Zamczysko miało mnóstwo wież, ale nie posiadało ani jednego okna. Zbudowano je nad ogromną przepaścią, którą trzeba było przebyć, przechodząc przez stary most ze spróchniałego drewna.
- Cóż za uroczy zakątek- zażartował Brilliant.
- Ta...- przyznała Audrey- bardzo uroczy.
Oboje ruszyli w stronę mostu. Gepardy stawiały jeszcze ostrożniejsze kroki niż zazwyczaj. Drewno trzeszczało pod nimi niebezpiecznie. Wkrótce znaleźli się po drugiej stronie. Teraz kierowali się wąską ścieżką ku siedzibie wroga. Kiedy doszli w końcu do ogromnych, czarnych wrót, wejście samo się przed nimi otworzyło. Audrey i Brilliant zeskoczyli ze swoich gepardów.
- Ukryjcie się gdzieś- powiedział Brilliant do zwierząt- na tyle skutecznie, żeby nikt was nie znalazł, ale nie za daleko, żebyście w razie czego mogły usłyszeć nasze wołanie.- zwierzęta kiwnęły ze zrozumieniem głowami, po czym odwróciły się i ruszyły z powrotem w kierunku lasu.
- Myślisz, że nic im nie będzie?- spytała Audrey chłopaka.
- Potrafią o siebie zadbać. - powiedział- Myślę, że powinnaś raczej martwić się o siebie, niż o nie.- dodał- To my stawimy czoła prawdziwemu niebezpieczeństwu.
 Audrey weszła do środka. Za nią podążył Brilliant. Wrota zamknęły się. Wokół nich zaległa ciemność. Nagle na ścianach rozpaliły się pochodnie. Teraz czarnowłosa mogła lepiej przyjrzeć się wnętrzu.  Ściany, podłoga i sufit wykonane były z jakiegoś czarnego kryształu, który zdawał się pulsować energią. W ich wnętrzu, można było dopatrzeć się nikłych, czerwonych świateł, które znikały i po chwili znów się pojawiały.
- Co za dziwne miejsce- szepnęła Audrey. Oboje ruszyli wzdłuż długiego korytarza. Wydawało się, że ciągnie się w nieskończoność. Brilliant uważnie rozglądał się na około, jakby spodziewając się, że nagle znikąd pojawi się jakiś potwór. Szli tak przez długi czas, zanim w końcu dotarli do pierwszego zakrętu.
- Właściwie, to czego szukamy?- spytała szeptem Audrey.
- Nie wiem.- przyznał blondyn- Jakiś lochów, albo sal tortur? Jakiegoś miejsca, gdzie Mordherion może przechowywać więźniów.- powiedział.
- Może powinniśmy kierować się w dół?- spytała towarzysza, wskazując na schody, prowadzące w podziemie fortecy.
- Nie mam ochoty się tam pchać- przyznała- ale coś czuję, że znajdziemy tam to czego szukamy- wyznała. Chłopak spojrzał na schody. Nie było widać ich końca. Tylko czarną otchłań, w którą się zapadały.
- Idziemy- powiedział, po czym ruszył w dół schodów. Stopnie ciągnęły się i ciągnęły, właściwie w nieskończoność. Czasami zakręcały w różne strony, tak, że Audrey już nie wiedziała w którą stronę się kieruje. Czuła tylko coraz wyraźniej swąd spalenizny. "Czarna magia" przyznała w duchu. Oboje schodzili może nawet godzinami. Kiedyś jednak schody musiały się skończyć. Audrey z ulgą stwierdziła, że właśnie zeszła z ostatniego stopnia. Teraz stali u wejścia do lochów. Ruszyli przed siebie. Szli kawałek przyglądając się pustym celom, aż natrafili na pierwszą, która była zajęta. Audrey otworzyła szeroko oczy. Do ściany więzienia przykuta była dziewczyna, mniej więcej w jej wieku, mająca ciemnorude włosy i nieobecne złocisto- pomarańczowe oczy. Brilliant musiał poznać dziewczynę, bo też rozwarł szeroko oczy ze zdumienia.
- Giniel?!- szepną przez kraty. Czarodziejka podniosła głowę. Jej oczy były puste, bez wyrazu. Za chwilę znów spuściła twarz, najwidoczniej nie poznała chłopaka.
- Musimy ją uwolnić- powiedział, po czym klękną przed celą i przyłożył dłoń do masywnego zamka. Skupił siłę woli.
- Co chcesz zrobić?- spytała Audrey.
- Spróbuję otworzyć celę za pomocą magii.- powiedział. Po kilku chwilach blondyn cofną rękę, jakby metalowy zamek go oparzył.
- Nie da rady- stwierdził zrezygnowany, pocierając dłoń.- Ten zamek jest chroniony potężną magią.- rzekł.
- Spróbujmy razem- zaproponowała czarnowłosa kładąc mu rękę na ramieniu. Brilliant spojrzał na swoją towarzyszkę. Po chwili znów przyłożył dłoń do zamka. Audrey skupiła całą siłę woli. Postarała się, by każda cząsteczka magii, która w niej tkwiła, zaczęła działać. Poczuła wielką energię przepływającą przez jej ciało. Brilliant zacisną mocno powieki, starając się wytrzymać nagły przepływ mocy od Audrey. Wkrótce zamek szczękną.
- Udało się- szepną uradowany chłopak. Otworzył drzwi. Łańcuchy same puściły Giniel, która nagle ocknęła się ze swojego przerażającego stanu. Zdawało się, że na chwilę zapomniała co się dzieje. Brilliant wyprowadził dziewczynę z więzienia.
 Odwrócili się w stronę schodów, wejście do lochów zastawiały obrzydliwe potwory, o zniekształconych ciałach, patrzące się na intruzów krwisto-  czerwonymi ślepiami.
- Demony- wysyczała Giniel.


Ginamore :)

piątek, 2 maja 2014

Czarodziejka odc 16

Rano dziewczynę odwiedziła uczennica akademii, która poinformowała ją, że mistrzyni Rose oczekuje jej w południe przed szkołą. Miała zabrać wszystkie swoje rzeczy, ponieważ od dzisiaj będzie mieszkać w akademii, tak jak inne uczennice. Audrey doszła do wniosku, że widocznie musiała zdać test, bardzo się z tego cieszyła, ale większą radość sprawiało jej to że dziś wprowadzi w życie plan jej i Brilliant'a. Spotkają się koło północy i razem ruszą w stronę góry Polarnej. Nie mogła się doczekać spotkania z matką. Oczywiście dziewczyna czuła lekki strach na myśl o tym, że będzie musiała wedrzeć się do siedziby potężnego wroga, ale pocieszała się, że nie będzie tam sama. Tylko z Brilliant'em, do którego oczywiście nie czuła szczególnej sympatii, bo bardzo ją irytowało jego zachowanie. "Te jego głupie uśmieszki i podrywy" pomyślała Audrey.
Czarnowłosa właśnie dochodziła do pałacu akademii. Wkroczyła na dziedziniec. Kiedy znalazła się w holu, zobaczyła, że czeka tam już na nią ta sama wysoka kobieta, której nagadała w dniu zapisów. Audrey przełknęła ślinę, nie wiedziała jakie powitanie czeka ją po takim występku. Kobieta, miała dumny wyraz twarzy i patrzyła z wyższością na dziewczynę - "Ciekawe jaką ona jest czarodziejką"- pomyślała czarnowłosa.
- Podejdź tu- odezwała się zimno kobieta. Audrey posłusznie do niej podeszła.
- Masz się odnosić do mnie z szacunkiem- powiedziała- twój ostatni występek był niedorzeczny, prostaczko.- rzekła lodowatym tonem.
"Prostaczko?!"- pomyślała dziewczyna wzburzona- " Za kogo ona się ma?"
- Idziemy!- rozkazała, po czym ruszyła długim, wąskim korytarzem akademii. Audrey trzymała się z tyłu czarodziejki. Obie szły w milczeniu, zakręcając w różne boczne korytarze. W końcu dotarły do drzwi, na których wisiała srebrna tabliczka z wygrawerowanym napisem: Gabinet Mistrzyni Rose. Kobieta zapukała.
- Proszę!- odezwał się ktoś z za drzwi. Czarodziejka weszła do środka.
- Rose, przybyła twoja uczennica- powiedziała- Chciałabym, żebyś nauczyła ją manier.- zakomunikowała.
- Tak, dzięki , że się przywitałaś Acrimonio- powiedziała jakaś kobieta siedząca za biurkiem, miała krótkie, proste, rude włosy a jej twarz wyrażała rozbawienie. Ubrana była w jasnozieloną tunikę, i obcisłe spodnie tego samego koloru wsadzone w wysokie, skórzane buty. Na oparciu zdobnego krzesła, na którym siedziała, wisiał długi brązowy płaszcz z zapinką w kształcie srebrnego sierpu księżyca. "Taki sam jak Brilliant'a" pomyślała Audrey.
- A teraz możesz zostawić nas same.- powiedziała, po czym spojrzała na czarnowłosą. Acrimonia, z wyrazem irytacji na twarzy wyszła z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi.
- Witaj Audrey- powiedziała ruda kobieta- Usiądziesz?- zaproponowała wskazując drewniane krzesło koło biurka. Czarnowłosa przytaknęła głową, po czym usiadła we wskazanym miejscu.
- Jak pewnie się domyślasz, to ja jestem mistrzyni Rose.- przedstawiła się kobieta.- Postanowiłam, że zostaniesz moją uczennicą.- powiedziała.- Zapewne poznałaś już Brilliant'a?- spytała, chociaż nie musiała, bo przecież doskonale znała odpowiedź.
- Tak, poznałam- przyznała Audrey.
- I mówił ci, że został wyznaczony na twojego partnera?- spytała.
- Tak, mówił.- potwierdziła dziewczyna.
- Świetnie.- ucieszyła się Rose- W takim razie, czas, abyś poznała kolejnego partnera.- rzekła uradowana kobieta.
- Kolejnego partnera? To ile ich jest?- zdziwiła się Audrey.
- Tylko dwóch. - wyznała Rose- chodź za mną.- dodała. Audrey posłusznie wyszła za mistrzynią z pokoju. Ta wyprowadziła ją ze szkoły tylnym wejściem i ruszyła przez wielki plac, na którym było kilka uczennic, które ćwiczyły walkę mieczami. Audrey bardzo zaciekawiła się tym co zobaczyła. Zastanawiała się, czy ona też będzie uczyć się takiej obrony. Mistrzyni Rose zaprowadziła swoją uczennicę na sam koniec placu. Audrey spojrzała w tamtą stronę i przeraziła się tym co zobaczyła. Zbudowano tam wielką zagrodę, w której zamknięto mnóstwo ogromnych gepardów. Wszystkie były potężnie zbudowane, i o wiele większe od zwykłych drapieżnych kotów. Patrząc na oko, miały może ze sto pięćdziesiąt cm wysokości. Mistrzyni bez wahania podeszła do jednego z nich, który wystawiał łeb z za ogrodzenia. Pogłaskała go po głowie, po czym odwróciła się do Audrey z uśmiechem na twarzy- To mój towarzysz, zwie się Atis. Twój stoi za nim.- powiedziała.
- Mój?- spytała wystraszona Audrey- Mam jeździć na takim potworze?
- Wszyscy czarodzieje i czarodziejki śledcze jeżdżą na takich.- powiedziała Rose- Dla nas są nie groźne, co innego dla naszych wrogów.
- Na pewno są niegroźne?- Audrey wciąż nie dowierzała.
- Oczywiście, myślisz, że pozwoliłabym zbliżyć ci się do czegoś, co mogłoby cię zabić?- Rose wydawała się być lekko urażona.
- Chyba nie.- stwierdziła czarnowłosa.
- No właśnie, możesz swojego pogłaskać.- powiedziała, po czym wskazała na geparda który właśnie podszedł do miejsca, gdzie stała Audrey. "Nic mi nie zrobi, nic mi nie zrobi"- powtarzała sobie w duchu, powoli zbliżając rękę do wielkiego, kudłatego łba. Gepard polizał dłoń dziewczyny.
- Jakie to dziwne- powiedziała Audrey. Rose tylko się uśmiechnęła na ten widok.
- Nazywa się Spiro- wyznała mistrzyni.
- Cześć Spiro- przywitała się wciąż niepewna Audrey.- Ja jestem Audrey.- gepard patrzył swoimi wielkimi oczami, na dziewczynę, która teraz drapała go za uchem.- Od dziś będziesz mi towarzyszył.
- Dobrze, skoro tak się sprawy mają, to wypadałoby, żebyś go dosiadła.- powiedziała Rose.
- Dosiadła? Tak po prostu?- zdziwiła się. Rose kiwnęła głową, po czym otworzyła zagrodę, Audrey cofnęła się, gdy jej mistrzyni wyprowadziła ogromnego kota.
- Wskakuj.- rzuciła tylko. Spiro spojrzał na dziewczynę wyczekująco. Czarnowłosa patrzyła to na Rose to na geparda, aż w końcu posunęła się do przodu. Nie wiedziała czym to się skończy.
- No wsiadaj!- zachęcała Rose. Audrey chwyciła za kudłatą sierść zwierzaka i wspięła się na jego grzbiet, poczuła się trochę tak jakby wsiadała na niskiego konia.
- Ruszaj!- zawołała nieoczekiwanie Rose. Spiro od razu posłuchał rozkazu. Naprężył wszystkie mięśnie, po czym wystrzelił z miejsca. Pędził jak strzała na około placu ćwiczeń. Uczennice, przerwały swoje zajęcia i oglądały teraz śmigającego geparda. Audrey była przerażona, nie przygotowała się psychicznie na taką prędkość. Chciała krzyczeć, ale głos jej zamarł. Spróbowała opanować zwariowany pęd myśli w swojej głowie. Spojrzała przed siebie, mrużąc oczy. Poczuła teraz coś zupełnie innego niż strach. Poczuła się wolna, stwierdziła nawet, że całe przerażenie, które jeszcze przed chwilą odczuwała, po prostu się ulotniło. Zaśmiała się krótko, bardzo jej się spodobała taka szybka jazda. Spiro biegł jeszcze przez chwilę, po czym zatrzymał się koło mistrzyni Rose.
- I jak?- spytała kobieta uśmiechając się na widok roześmianej twarzy swojej uczennicy.
- Niesamowicie.- powiedziała Audrey, po czym spojrzała w kierunku placu. Dopiero teraz zauważyła, że pod ścianą akademii, stoi pewien blondyn, w brązowej pelerynie z irytującym uśmieszkiem na twarzy.

***

   Audrey przejechała się jeszcze kilka razy na swoim gepardzie, po czym mistrzyni Rose zaprowadziła ją do wyznaczonego dla niej pokoju. Pomieszczenie to nie było duże, ściany wyłożono drewnem w kolorze orzechowym, pod niedużym oknem postawiono łóżko z puchową pościelą, oprócz tego pod ścianą ustawiono dużą komodę a nad nią powieszono lustro w srebrnej, prostej oprawie, na podłodze leżał biały, miękki dywan, a w kącie postawiono drewniane krzesło i stolik z lampką, zasilaną magiczną kulą światła. Pokój wyglądał na przytulny.
- Rozgość się. W komodzie masz ubrania. Z tego co wiem, za dużo rzeczy ze sobą nie masz.- stwierdziła uśmiechając się do dziewczyny. Prawdę powiedziawszy, to Audrey miała przy sobie tylko telefon, który i tak nie działał, bo przecież w królestwie Sentii nie ma czegoś takiego jak technologia, zasięg, albo prąd.
- Przyjdę do ciebie jutro rano- powiedziała Rose i zostawiła swoją uczennicę samą. Audrey podeszła do komody i otworzyła pierwszą szufladę. Wyjęła z niej błękitną tunikę i obcisłe spodnie do kompletu, "To chyba typowy strój czarodziejek śledczych"- pomyślała. Założyła ubranie i skórzane buty, które znalazła w ostatniej szufladzie komody, miały zawinięte czubki jak buty dla elfów z bajek. Ostatnim elementem jakiego potrzebowała, był brązowy płaszcz czarodziejki. Powieszono go na krześle, stojącym w kącie pokoju. Audrey chwyciła tkaninę, i narzuciła na plecy. Spięła płaszcz srebrnym sierpem księżyca. Teraz czarnowłosa przeglądała się w lustrze. Przy okazji zauważyła, że włosy podrosły jej jakieś trzy- cztery cm.
- No i masz Audrey, wyglądasz jak prawdziwa czarodziejka śledcza- powiedziała do siebie.

***

   Czarnowłosa siedziała po turecku na łóżku i czekała, aż nadejdzie północ. Co jakiś czas wyglądała przez okno, by zobaczyć, czy księżyc jest już w szczytowej pozycji. Nagle usłyszała, że ktoś otwiera drzwi. Audrey szybkim ruchem odwróciła głowę w tamtą stronę. Jak się spodziewała w progu stał Brilliant. Jak zwykle miał na sobie swój brązowy płaszcz. Jednak tym razem narzucił kaptur.
- Idziemy?- spytał z uśmiechem, widząc swoją partnerkę w stroju czarodziejki śledczej.
- Jasne- rzuciła, po czym wstała i wyszła za chłopakiem z pokoju. Oboje cichcem skradali się szkolnymi korytarzami. Wymknęli się tylnym wejściem. Audrey zdziwiła się na widok dwóch gepardów czekających na placu ćwiczeń.
- Co tu robi Spiro i...- urwała.
-... i Aceiro?- dokończył za nią chłopak
- Tak co one tu robią?- zapytała Audrey.
- Przecież nie zdążymy dotrzeć na piechotę przed północą do góry Polarnej.- powiedział Brilliant, po czym podszedł do swojego geparda i wsiadł na jego grzbiet. Audrey wzruszyła ramionami i również dosiadła swojego towarzysza.
- Ruszamy- powiedział blondyn.


Ginamore :)


środa, 30 kwietnia 2014

Czarodziejka odc 15

  Audrey siedziała na łóżku w swojej komnacie, przyglądając się uważnie stojącemu na przeciwko niej chłopakowi, wciąż miał na twarzy ten swój głupi, łobuzerski uśmieszek. Czarnowłosa trzymała w rękach sztylet blondyna. Wolała go na wszelki wypadek rozbroić. Jednak nie czuła się przy nim pewnie, nawet mając w ręku jego broń. Odnosiła wrażenie, że chłopak ma coś jeszcze w zanadrzu.
- Dobrze...- zaczęła- chciałabym wiedzieć po co mnie szukałeś?- spytała stanowczym tonem.
- No tak...- rzekł blondyn- Pozwól, że najpierw ci się przedstawię.- powiedział- Nazywam się Brilliant.- wyznał- A ty jesteś Audrey.- dziewczyna westchnęła. Jednak nic nie powiedziała. Zdążyła się już przyzwyczaić, że większość osób, które poznaje, wiedzą kim ona jest.
- Tak, jestem Audrey- potwierdziła dziewczyna- A teraz może byś tak łaskawie odpowiedział na moje pytanie, co?
- Cóż...- zaczął Brilliant- To całe zajście, to był tylko twój sprawdzian.- rzekł z tym swoim uśmieszkiem.
- Sprawdzian?!- Audrey nie wiedziała jak mogła zapomnieć o tym liście z akademii, który wyraźnie zapowiadał, że czeka ją test.- Zdałam?- spytała chłopaka.
- Nie mam pojęcia. Myślę, że tak, ale to nie moja decyzja.- powiedział- Działałem wspólnie z mistrzynią czarodziejek śledczych, Rose. Wysłała ci list z potwierdzeniem zgłoszenia do akademii, prawda?- spytał.
- Tak prawda.- przyznała Audrey.
- No właśnie. Jeśli okaże się, że zdałaś test, to mistrzyni Rose nauczy cię jak być czarodziejką śledczą.- powiedział- A ja będę twoim partnerem.- dodał. Zapadła głucha chwila ciszy. Nagle do Audrey dotarły ostatnie słowa Brilliant'a.
- Co?! Jakim partnerem?- spytała zupełnie zbita z tropu. Jej matka nie mówiła nic o żadnych partnerach. Brilliant zaśmiał się krótko po czym jego twarz znów przybrała łobuzerski wyraz.
- Partnerem do pracy.- wyjaśnił- Każda czarodziejka i czarodziej śledczy mają partnera, który pomaga im w ich pracy. Zobaczysz będziemy tworzyć zgrany duet. W ogóle nie zauważyłem, że mnie śledzisz. Zorientowałem się dopiero wtedy kiedy mnie walnęłaś w głowę.- powiedział z uśmiechem. Audrey zamurowało.
- Ile ty masz lat?- zaciekawiła się i uniosła jedną brew.
- Siedemnaście- powiedział udając powagę.
- I uczysz się na czarodzieja śledczego?- spytała.
- Zgadza się.- potwierdził.
- Od kiedy?- zadała kolejne pytanie.
- Od jakiegoś roku.- odpowiedział.
- Już od roku? Ale ja dopiero zacznę naukę.- powiedziała.
- To nic, zostanę czarodziejem śledczym, dopiero jak ty ukończysz szkołę.- stwierdził.
- I nie złościsz się, że będziesz uczył się dłużej ode mnie?- zdziwiła się.
- Nie, a dlaczego miał bym się złościć? Przecież będę miał taką ładną partnerkę.- blondyn posłał jej swój zawadiacki uśmiech.
- Aha- rzuciła tylko zażenowana Audrey.- Wiesz, jesteś bardzo irytujący- wyznała.
- No tak, każdy mi to mówi- powiedział z udawanym smutkiem- Ale ja nigdy się tym nie przejmuję- rzucił, znów się uśmiechając do czarnowłosej i puszczając przy okazji oko.
- No tak...- zamyśliła się na chwilę- Ciebie też uczy mistrzyni Rose?- spytała.
- Nie- powiedział spoglądając na las za oknem- Mnie uczy mistrz
Silion- rzekł.
- Mistrz Silion?- zaciekawiła się.
- Tak, jeden z dwunastu największych mistrzów śledczych tego królestwa.- powiedział zadowolony, że trafił na tak dobrego nauczyciela.
- I on się zgodził, żebym została twoją partnerką?- zapytała.
- Właściwie, to on sam zaproponował mistrzyni Rose, że jego uczeń, czyli ja, zostanie partnerem jej wychowanka. Wkrótce po tym, Rose dostała twoje zgłoszenie i tak oto los nas połączył.- powiedział uradowany.
- Rozumiem.- rzekła- Pewnie wiesz jaką masz moc?
- Dusz- rzucił tylko.
- Dusz? To znaczy, że władasz duchami?- spytała zdziwiona.
- Można by tak rzec.- stwierdził- A ty jaką masz moc?
- Właściwie, to nie wiem.- wyznała zawstydzona.
- Nie martw się- powiedział- większość czarodziejek i czarodziejów dowiaduje się czym włada dopiero po rozpoczęciu nauki w akademii.
- Ty też się o tym dowiedziałeś w taki sposób?- zaciekawiła się.
 Brilliant usiadł koło niej na łóżku.
- Nie- zaczął- właściwie to już od dziecka zdarzało mi się słyszeć dziwne głosy.- powiedział- Rodzice na początku myśleli, że opętał mnie ktoś z zaświatów, bo rozmawiałem z niewidzialnymi dla nich duchami i opowiadałem im w jaki sposób te osoby umarły. To było dla nich nie do pojęcia. Pamiętam, że zaprowadzili mnie wtedy właśnie do mistrza Silion'a, a ten stwierdził, że muszę mieć jakąś nietypową moc. Rodzice odetchnęli, bo przynajmniej wiedzieli, że nie jestem opętany, ale i tak bali się tych moich kontaktów z umarłymi.- zakończył swoją opowieść.
- A teraz widzisz duchy?- spytała Audrey- No wiesz, w tym pokoju.- sprostowała. Chłopak spojrzał w przestrzeń, jego oczy wydawały się być zamglone, nieobecne.
- Widzę- stwierdził. Audrey ścisnęło w gardle.
- Kto to jest?- spytała ze strachem.
- Jakiś mężczyzna, ciągle się na ciebie gapi.- powiedział ze skupieniem na twarzy i jakby lekkim niepokojem. Blondynowi wcale nie podobało się zachowanie ducha.- Czego chcesz?- spytał patrząc się w ścianę. Audrey zżerał strach. Spojrzała na Brilliant' a, chłopak patrzył się wciąż w to samo miejsce. Wyglądał tak, jakby słuchał mowy ducha.
- Mówi, że jest duszą twojego zmarłego ojca.- wyjaśnił, po czym spojrzał na wystraszoną Audrey. Teraz był śmiertelnie poważny.
- Tata?- spytała zdumiona Audrey spoglądając w miejsce, gdzie spodziewała się zobaczyć czarnowłosego mężczyznę. Niestety nic nie zobaczyła.
- Jest bardzo zatroskany- powiedział Brilliant- mówi też, że twoja mama żyje.
- Naprawdę?- teraz Audrey poczuła ulgę, nie jeden raz zastanawiała się gdzie jest jej matka i czy Mordherion jej nie zabił.
- Tak- ciągną dalej chłopak- Powiedział, że jest uwięziona w twierdzy Mordheriona razem z innymi czarodziejkami i czarodziejami stróżującymi.
- Gdzie jest ta twierdza?- spytała Audrey. Koniecznie chciała się dowiedzieć, gdzie Mordherion przetrzymuje jej matkę. Teraz Brilliant jeszcze bardziej skupił wzrok na niewidzialnym przybyszu. Minęła dłuższa chwila zanim znów się odezwał.
- Nie potrafi tego dokładnie wyjaśnić. Twierdzi, że znajduje się po za czasem i przestrzenią, jednak wie jak można się tam dostać.- odpowiedział chłopak.
- Jak?- Audrey musiała to wiedzieć.
- Jutro o północy, Mordherion wyśle swoje demony na zwiady do królestwa Sentii, otworzy portal u podnóży góry Polarnej, prowadzący do jego siedziby, aby je wypuścić.- powiedział śmiertelnie poważnym głosem.
- Musimy tam iść!- zakomunikowała czarnowłosa- Ktoś musi uwolnić te wszystkie czarodziejki!
- Myślisz, że damy radę?- spytał.
- Nie wiem, ale nie dowiemy się jeśli nie zaryzykujemy- zauważyła.
- No tak, a ja bardzo lubię ryzykować.- Brilliant znów uśmiechną się łobuzersko.

Ginamore :)

wtorek, 29 kwietnia 2014

Czarodziejka odc 14

Przejdę od razu do rzeczy :)
Stwierdziłam, że ciągłe witanie się i pisanie co dziś dodaję jest bez sensu, w końcu już po tytule wiecie co będzie w danym poście:) Po prostu będę wam oddawać 
kolejne części opowiadania do czytania i tyle :)
Tak w ogóle to dzisiejsza część będzie trochę krótka.


Henriet przeciskała się wśród gości w stronę Cornela. Wszyscy tańczyli wśród magicznych kul światła latających po ogrodzie. Miedzianowłosa w końcu dotarła do księcia.
- Witaj...- powiedziała z uśmiechem.
- Witaj Henriet- rzekł młodzieniec upijając łyk złocistego napoju z kieliszka, który trzymał. Wcale nie patrzył na przybyłą. Był głęboko zamyślony.
- Słuchaj...- zaczęła- chciałam z tobą pogadać o Audrey.- powiedziała. Cornel odstawił kieliszek na stół z przekąskami.
- Słucham.- oświadczył, po czym spojrzał prosto w oliwkowe oczy damy.
- Wiesz, jej ciebie brakuje- wydusiła- dlaczego się z nią nie spotkasz, moglibyście razem spędzić trochę czasu.
- To nie takie łatwe jak myślisz.- stwierdził.
- To jest łatwe.- powiedziała- wystarczy że się spotkacie i trochę razem pogadacie.
- Henriet...- zaczął- ty nic nie rozumiesz.- rzekł- Audrey jest tylko zwykłą obywatelką tego królestwa. Nie wypada żeby książę miał dziewczynę z niższych sfer. Teraz rozumiesz?- spytał.
- Daj spokój! Kogo obchodzi co wypada a czego nie wypada robić. To tylko te głupie królewskie tradycje.- oburzyła się.
- Nadal nie rozumiesz. Audrey zapewne będzie się uczyć w akademii jak mniemam. Ona zostanie czarodziejką, a ja w przyszłości będę królem.- powiedział.
- Słyszałam od mojej przyjaciółki, że chce zostać czarodziejką śledczą- wyznała Henriet.
- Czarodziejką śledczą?- zdziwił się Cornel- Cóż... w takim razie nasze drogi tym bardziej się rozchodzą.- stwierdził ze smutkiem.

***

Audrey wyszła z zamku. Przeszła koło straży, udając, że idzie w stronę miasta. Jednak gdy tylko zniknęła im z oczu, cichaczem ruszyła na tyły zamku. Starała się stąpać jak najciszej potrafiła. Doszła na tyły ogrodu. Zaszyła się w krzakach. Chciała zobaczyć przynajmniej bal, wyprawiony na cześć Cornela. Z podziwem oglądała tych wszystkich wytwornie ubranych ludzi. Damy, Lordowie, Hrabiny... wszyscy sunęli w parach tańcząc w rytm muzyki granej przez królewskich skrzypków. Pośród połów sukien, Audrey starała się wypatrzeć Cornela albo Henriet. Jak na razie nie znalazła żadnego z nich. Zobaczyła tylko króla i królową w środku tej całej zabawy. Dziewczyna skupiła się więc na zielonej sukni przyjaciółki. Starała się ją w ten sposób odszukać. Metoda się powiodła. Znalazła nie tylko Henriet, ale i Cornela. Oboje stali na uboczu i rozmawiali. Henriet wyglądała na oburzoną. Po chwili, do obojga podszedł król Corian i z uśmiechem coś do nich powiedział. Cornel najwyraźniej korzystając z okazji do przerwania dotąd omawianego tematu, wyciągną rękę do miedzianowłosej, prosząc ją do tańca. Henriet ze zrezygnowaną miną zgodziła się i oboje ruszyli w stronę tańczących. Audrey stwierdziła, że nie ma sensu sterczeć w krzakach i oglądać tych wszystkich ludzi. Już miała się wycofać, gdy nagle spostrzegła, że za jednym z drzew ogrodowych ukrywa się jakaś zakapturzona postać. Przybysz obserwował Henriet. Czarnowłosej to się wcale nie spodobało. Skradła się ciut bliżej drzewa, chcąc mieć lepszy widok na podejrzanego. Obejrzała go dokładnie. Spod opadającej do ziemi brązowej peleryny z kapturem, nie było widać prawie niczego, oprócz tego łobuzerskiego uśmieszku, szczerzącego zęby. Audrey napełniło uczucie niepokoju. Intruz wyraźnie przyglądał się jej przyjaciółce.
Nagle dziewczyna ze zdumieniem stwierdziła, że Henriet ze złością na twarzy ruszyła w stronę zamku. Coraz bardziej oddalała się od bezpiecznego ogrodu, gdzie w razie czego byli ludzie gotowi jej pomóc.
- O nie.- szepnęła przerażona Audrey, gdy intruz ruszył za dziewczyną kryjąc się w cieniu drzew. Czarnowłosa podążyła za nimi. Stawiała kroki jak najciszej. Kiedy przybysz obracał głowę, by zobaczyć, czy ktoś go nie śledzi, ta natychmiast chowała się za drzewo, albo w krzak. Audrey zdała sobie sprawę, że właściwie los Henriet zależy tylko od niej. Postanowiła, że cokolwiek zbir będzie chciał zrobić jej przyjaciółce, najpierw będzie musiał się z nią zmierzyć. Henriet weszła bocznym wejściem do zamku. "Co za pech"- przyznała Audrey w duchu "Akurat tam nie ma straży". Czarnowłosa podążyła za wchodzącym do zamku intruzem. Henriet wchodziła po schodach, za nią szedł zbir, a za nim z kolei Audrey. Gdy miedzianowłosa dotarła do swojej komnaty, przybysz zaszył się za jedną ze zbroi stojących na korytarzu i czekał, aż jego ofiara wejdzie do środka. Henriet zamknęła za sobą drzwi swojego pokoju. Intruz powoli podszedł do wejścia. Teraz sięgną do skórzanego pokrowca przymocowanego w pasie i wyją długi sztylet. Audrey z przerażeniem uświadomiła sobie co przybysz ma zamiar zrobić. W jednej chwili wyrwała włócznię z uścisku najbliższej zbroi, po czym szybko podeszła do intruza. Ten jednak w ostatniej chwili uświadomił sobie, że ktoś go zauważył. Czarnowłosa porządnie grzmotnęła go kijem w głowę. Intruz upadł na twardą posadzkę, kaptur suną mu się z głowy. Dziewczyna ujrzała twarz młodzieńca, o bladej karnacji i niesamowitych srebrzysto- blond włosach. Oczy miał błękitne i figlarne. Patrzył się na nią z tym swoim łobuzerskim uśmieszkiem. To było bardzo irytujące. Audrey przyłożyła mu ostrze włóczni do gardła. To nie zrobiło na nim najmniejszego wrażenia.
- Czego tu szukasz?- wysyczała.
- Ciebie- odparł uśmiechając się jeszcze szerzej.


Ginamore :)

sobota, 26 kwietnia 2014

Czarodziejka odc 13

  Po wielu trudach przy wypytywaniu o drogę przypadkowych przechodniów, Audrey dotarła do akademii. Był to duży pałac, przy którym kręciło się mnóstwo młodych czarodziejek i czarodziejów. Dziewczyna ruszyła dziedzińcem do wejścia. Kiedy przekroczyła duże, zdobne drzwi, znalazła się w holu, gdzie było jeszcze więcej przyszłych uczniów akademii. Czarnowłosa postanowiła stanąć gdzieś na uboczu. Wkrótce  w holu pojawiła się jakaś wysoka kobieta i kazała wszystkim ustawić się w kolejce. Audrey musiała czekać niemiłosiernie długo, aż nadejdzie jej kolej. Kiedy w końcu przyszedł jej czas, uśmiechnęła się szeroko do kobiety. Ta tylko uniosła w górę brew. Jej twarz przybrała wyraz zdumienia. 
- Jak się nazywasz?- spytała swoim władczym tonem.
- Audrey Honeytree.- odpowiedziała czarnowłosa ze zrzedła miną.
- Cóż panno Honeytree...-ciągnęła kobieta- Jaki kierunek wybrałaś? Albo raczej na jaką czarodziejkę według ciebie mogłabyś się uczyć?- zapytała swoim dziwnym tonem, wyrażającym wyższość nad innymi.
- Właściwie...-zaczęła onieśmielona Audrey- właściwie... to jeszcze nad tym nie myślałam...- wyznała dziewczyna. "Jak mogłam zapomnieć o tak ważnej rzeczy?"- pomyślała- "Przecież kierunek to podstawa!"
- Ha!- zaśmiała się kobieta- I ty chcesz się tu zapisać!- powiedziała- Nie przyjmujemy takich patałachów.- oznajmiła ze złośliwością. "Patałachów?!" pomyślała Audrey. Nagle czarnowłosa przypomniała sobie słowa swojej matki- "Możesz zostać czarodziejką stróżującą jak ja i bronić ziemi przed wrogami..."
- Może czarodziejka stróżująca?- powiedziała Audrey bez przekonania. Pomyślała, że powinna pójść w ślady matki, ale coś jej jednak mówiło, że nie tędy droga. Tak samo myślała ta kobieta.
- Stróżująca?! Ha!- zaśmiała się znów- Nie wydaje mi się żebyś miała do tego wystarczający potencjał. Twoja moc raczej wielka nie jest sądząc po twojej niewiedzy na temat akademii. Jedyne na co się możesz nadawać, to zaszywanie się w krzakach, jak te śledcze szmaty!- powiedziała. "To było bardzo obraźliwe"-stwierdziła Audrey. Zaraz usłyszała za sobą ciche chichoty innych czarodziejek. " W sumie to czemu nie?"- pomyślała czarnowłosa. Wnet przyjęła dumną, wyprostowaną postawę. Wstyd na jej twarzy zastąpiła głęboka stanowczość.
-  Hmmm...- zaczęła - właściwie to wydaje mi się, iż ten kierunek nazywa się trochę inaczej- odrzekła rzeczowym tonem- Niech będzie, zostanę czarodziejką śledczą.- skwitowała zadowolona z siebie- Myślę, że skoro pani tak nazwała tych ludzi, musi pani czuć do nich zawiść. Zapewne sama pani chciała zostać taką szmatą, ale widać brak było pani odpowiednich kwalifikacji? Nie mylę się?- tym razem Audrey poczuła, że się lekko zagalopowała. Szósty zmysł podpowiadał jej, że należy szybko złożyć podpis na dokumencie potwierdzającym zgłoszenie i się wynosić.

***

  Następnego ranka, Audrey dostała list z pieczęcią akademii. Zastanawiała się czego on może dotyczyć. "Może odrzucili moje zgłoszenie?"- pomyślała. Przełamała pieczęć. Dziwnie się wtedy czuła. Jakby grała w jakimś filmie, gdzie fabuła dzieje się w jakiś średniowiecznych czasach. Wyjęła z koperty elegancko złożony list i przeczytała " Panno Honeytree, w imieniu akademii, pragnę powiadomić, iż pańskie zgłoszenie zostało przyjęte. Jednak zanim uczeń wstąpi w szeregi naszej szkoły, musi przejść sprawdzian praktyczny. W związku z tym, proszę się spodziewać go w każdej chwili. Przez następne kilka dni, będzie pani nieustannie obserwowana. Z poważaniem, mistrzyni Rose."
Audrey nic nie rozumiała. Przeczytała pismo jeszcze kilka razy. Z treści listu wyraźnie wynikało, że w dosłownie każdej chwili czeka ją sprawdzian praktyczny, który ma zadecydować, czy zostanie przyjęta do akademii, w charakterze przyszłej czarodziejki śledczej. "Przez następne kilka dni, będzie pani nieustannie obserwowana..."- przeczytała jeszcze raz Audrey, po czym rozejrzała się dookoła zamkowej komnaty, w której sypiała. "Trzeba się mieć na baczności"- pomyślała.

***

 Dwa dni później, czarodziejkę już zżerały nerwy. Była wyczulona dosłownie na każdy podejrzany ruch, ze strony jakiejkolwiek osoby, nawet swoich przyjaciół kręcących się wciąż po zamku. Audrey myślała o tym prawie nieustannie. Czasami robiła sobie przerwy, by pomyśleć o Cornelu, którego nie widziała ani razu, odkąd dowiedział się, że jest księciem Sentii. Gdzieś w głębi duszy, wiedziała, że nie będzie mogła z nim przebywać tyle czasu jak kiedyś. Chłopak zapewne miał teraz mnóstwo na głowie. Jutro miała się odbyć oficjalna koronacja Cornela na księcia Sentii. Zostanie wyprawiony wielki bal na jego cześć,  na  który zostanie zaproszona sama elita królestwa Sentii. Czarnowłosa nie spodziewała się być jedną z tych szczęśliwych osób, która będzie mogła uczestniczyć w tym wydarzeniu. Pomyślała jednak, że mogłaby się gdzieś przyczaić i obejrzeć uroczystość z ukrycia, jednak nie przychodziło jej na myśl, żadne miejsce w sali audiencyjnej, gdzie mogła by się schować, a to właśnie tam miała się odbyć koronacja. Audrey powlokła się wykończona myśleniem do swojej komnaty. Kiedy zamknęła za sobą drzwi, padła na łóżko i zasnęła.

***

  Cornel wyglądał przez zamkowe okno. Widok był bardzo piękny. Za szybą rozciągały się ogromne lasy krysztalitów. Promienie słoneczne padające na drzewa odbijały się od liści tworząc rozmigotany pejzaż, albo przedzierały się przez gałęzie złocąc ziemię. "Oto twój nowy dom Cornelu" powiedział sobie w duchu chłopak. Złotowłosy już od kilku dni szykował się do koronacji. Prawie cały czas kręciła się koło niego służba i jego rodzice. Krawcy przygotowywali mu niesamowite szaty, a nauczyciele uczyli, jak ma się zachować podczas bankietu. Cornel wcale nie marzył o takim życiu. Tęsknił za fotografią i swoją gitarą. Tęsknił za Audrey. "Ciekawe co ona teraz robi"- pomyślał.

***

  Henriet założyła fantazyjną zieloną, satynową suknię, uczesała włosy w wytworny kok i pognała do sali audiencyjnej. Jako córka z rodu Valor-fairy, dostała zaproszenie na uroczystość koronacyjną. Chciała zobaczyć się z Cornelem i pogadać z nim o Audrey. Współczuła im obojgu. Wiedziała ile nawzajem dla siebie znaczą. Wiedziała też, że księciu Sentii nie wypada spotykać się z kimś z poza szlachty. Audrey nie była szlachetnie urodzona, więc jej szanse na dalsze utrzymywanie kontaktu z Cornelem, były nikłe. Miedzianowłosa zbiegała po schodach na parter, kiedy nagle wpadła na jakąś dziewczynę. "O wilku mowa"- pomyślała spoglądając na Audrey.
- Witaj Audrey- przywitała się- Nie dostałaś zaproszenia, prawda?- spytała spoglądając w jej jadeitowe oczy. Stwierdziła, że ostatnio są jeszcze bardziej świetlisto- niebieskie niż wcześniej. Mina dziewczyny zrzedła. Henriet nie musiała pytać, żeby wiedzieć jak brzmi odpowiedz.
- Przekazać coś od ciebie Cornelowi?- spytała jeszcze.
- Nie, nie trzeba. Książę Sentii ma za dużo na głowie, żeby zawracać ją jeszcze moją osobą.- powiedziała ze smutkiem.
- Oj przestań!- oburzyła się Henriet- Może i ma dużo na głowie, ale dla ciebie zawsze znajdzie czas.
Audrey tylko uśmiechnęła się kącikiem ust.
- Nie sądzę.- odparła, po czym ruszyła schodami w górę.

***

Uroczystość zaczęła się. Król wstał z tronu i spojrzał na swój lud.
- Moi przyjaciele- odezwał się król Corian- Zebraliśmy się tu, ponieważ właśnie dziś mój syn Cornel, oficjalnie zostanie koronowany na księcia Sentii. Zanim jednak to nastąpi, pragnę podziękować wam wszystkim za to, że razem ze mną cieszycie się powrotem Cornela do naszego królestwa.
 Henriet nie słuchała dalszej przemowy króla. Rozglądała się po sali, szukając jakiś znajomych twarzy. Dostrzegła swoją ciotkę Nidie. Jak zwykle miała dumną postawę i taki sam wyraz twarzy. Nidia dostrzegła jej spojrzenie, skarciła siostrzenicę wzrokiem. Henriet natychmiast się odwróciła i dostrzegła , że przed królem klęczał już Cornel. Klęczał ze zdobnym diademem na głowie. Książę wstał i odwrócił się do poddanych. Na jego twarzy zagościł uśmiech, jednak jego oczy wyrażały udrękę.

Do następnej notki :)

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Czarodziejka odc 12

Witajcie :)
Dzisiaj oddaję wam do przeczytania dwunastą część opowiadania.

Cała piątka wypadła z domu. Na ulicach chodzili zgarbieni ludzie. "A więc czar Mordheriona zaczął działać"- pomyślała Audrey. Wszyscy wyglądali jak zombi. Mieli poszarzałe twarze, a ich oczy jarzyły się czerwienią, pełną grozy. Audrey i jej przyjaciele starali się być niezauważeni. Nikt z nich nie chciał, żeby któryś z zombi-ludzi dowiedział się, że tu są. Jakoś udało im się cicho przejść przez wąską ulicę i skryć wśród drzew. Wszyscy pobiegli w stronę jeziora Turqoise pearl. Kiedy dotarli na brzeg, Audrey wyciągnęła rękę przed siebie, i zamknąwszy oczy wyszeptała zaklęcie, będące kluczem do królestwa czarodziejek- Wrota Sentii otwórzcie się.
Nagle tafla jeziora zadrżała. Woda zaczęła formować się w wir, który kręcił się coraz szybciej i szybciej, aż w końcu się zatrzymał i zamiast wody pojawiła się niebieska poświata wypełniająca głębokie jezioro. Światło rozlewało się na polanę. Audrey spojrzała na swoich towarzyszy. Zadziwieni i oczarowani pięknem błękitnego światła wpatrywali się w portal.
- Kto pierwszy?- spytała Audrey.
- Ja pójdę- oznajmiła Henriet. Dziewczyna postąpiła kilka kroków do przodu. Weszła w poświatę, przeszła jeszcze kilka centymetrów, zanurzając się coraz głębiej, aż w końcu zniknęła. Za nią podążyła cała reszta. Na końcu portal przekroczyła Audrey. Wrota zamknęły się, gdy tylko zniknęła w jadeitowej otchłani.
Cała piątka krzyczała, lecąc magicznym tunelem. Audrey czuła potworne zimno, jakby nagle przeniosła się z gorącej plaży na Antarktydę. Czarnowłosa prawie nic nie widziała. Pociekło jej kilka łez, przez wiatr, który szczypał w oczy. Nagle wszyscy wylądowali z impetem na gęsto porośniętej trawą ziemi. Zimno ustało, a wiatr przestał wiać. Dopiero po kilku chwilach, Audrey zrozumiała, że udało jej się przenieść przyjaciół. Spojrzała w bok. Zobaczyła duży kamienny łuk, wewnątrz którego kłębiły się błękitne obłoczki formujące się w wir. To musiała być druga strona portalu. Dziewczyna chciała już wstać, ale coś ostrego przygważdżało ją do ziemi.
- Nie ruszaj się!- usłyszała jakiś kobiecy głos.- Po co tu przybyliście?!
- Mamy ważną wiadomość- wykrztusiła przerażona Audrey.- Mordherion zawładną Ziemią i zmanipulował ludzi!- wyjaśniła- czarodziejki stróżujące zostały porwane przez wroga, nie mogą chronić Ziemi.
- Wysłać gońca do pałacu.- oznajmiła czarodziejka przytrzymująca Audrey jakimś szpikulcem z dwoma szeroko rozstawionymi ostrzami.- Niech zaniesie wiadomość królowi, natychmiast!- rozkazała kobieta, po czym wypuściła Audrey. Czarnowłosa wstała z ziemi. Zobaczyła, że jej przyjaciele też byli przytrzymywani, przez inne kobiety, ale gdy tylko przywódczyni wypuściła czarnowłosą, pozostali też zostali uwolnieni. Dziewczyna rozejrzała się. Wokół niej i jej przyjaciół stała grupa strażniczek pilnujących portalu. Każda z nich miała na sobie zbroję, a w rękach dzierżyła coś w rodzaju trójzębów, tylko, że z dwoma ostrzami. Nagle wśród nich pojawiła się postać ubrana w długi brązowy płaszcz, był to młody mężczyzna, mniej więcej dwudziestoletni, który rozmawiał teraz z przywódczynią. Kiedy skończyła mówić, pokiwał głową ze zrozumieniem, po czym przeszedł przez krąg strażniczek. Następnie pobiegł przed siebie, tak szybko, że w powietrzu widać było tylko brązową smużkę, która  jak spadający meteor w jednym mgnieniu oka zniknęła. Audrey przyglądała się ze zdumieniem w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał gończy czarodziej. Nagle przywódczyni znów przemówiła, tym razem do swoich strażniczek.
- Weźcie wierzchowce, niech każda z was weźmie na swojego konia jednego z przybyszów i zawiezie go do pałacu. Ja i Dorania zostaniemy na straży.- rozkazała. Strażniczki nie czekały długo z wypełnieniem polecenia. Jedna z nich pociągnęła Audrey  za rękę w stronę brązowego konia.
- Wsiadaj- powiedziała tylko. Czarnowłosa posłusznie wsiadła na rumaka. Strażniczka usiadła za nią i ruszyła przodem pięcio-konnego orszaku.
  Wierzchowce gnały przez przepiękny las. Drzewa, które go tworzyły, były nadzwyczaj piękne. Ich liście wyglądały jak kryształy o różnych kształtach w kolorze zimnej zieleni.
- To las krysztalitów- powiedziała strażniczka, najwyraźniej widząc, że jej pasażerka przygląda się uważnie drzewom.
Po jakimś czasie, orszak wynurzył się z lasu i znalazł na otwartej przestrzeni. Na horyzoncie widać było wysokie wieże zamkowe, przebijające chmury. Mury budowli były białe, a dachy wykonane z jakiś niesamowicie błyszczących w słońcu kamieni. W królestwie Sentii była przepiękna pogoda. Na niebie było tylko kilka chmurek. Wkrótce wierzchowce dotarły do bram zamku. Wrota otworzyły się i strażniczki wjechały na dziedziniec. Wszystkie zatrzymały swoje konie, po czym zsiadły z nich. Ich pasażerowie zrobili to samo.
- Ruszaj- powiedziała strażniczka do Audrey. Wszyscy weszli do zamku przez ogromne rzeźbione wrota i znaleźli się w wielkiej sali audiencyjnej. Z wysokiego sufitu, podpartego kolumnami zwisały kryształowe żyrandole. Na końcu sali znajdowało się marmurowe podium, na którym stały dwa duże trony, na których siedział król i królowa i jeden ciut mniejszy, ale pusty. Królowa była kobietą niezwykle urodziwą. Posiadała przepiękne złote włosy, spływające kaskadą loków aż po kolana i duże, zielone oczy. Ubrana była w niesamowitą suknię, z trenem wykonaną z brązowego jedwabiu, z mnóstwem koronek. Natomiast król, cechował się dumną postawą i poważnym wyrazem twarzy. Jednak w jego bursztynowych oczach widać było prawdziwe dobro jego duszy. Audrey skądś znała te oczy. Nie mogła sobie tylko przypomnieć skąd.
-Uklęknijcie przed Królem Corianem!- zawołała jedna ze strażniczek. Cała piątka posłusznie oddała pokłon.
- Powstańcie.- powiedział król ciepłym głosem, po czym sam podniósł się z tronu. Zszedł z podium i podszedł do Audrey.
- Jak się nazywasz?- spytał. Audrey podniosła wzrok.
- Jestem Audrey Honeytree wasza wysokość- odpowiedziała. Gdy tylko król spojrzał jej w twarz, zmrużył oczy i zamyślił się. Najwidoczniej coś zauważył, ale nie chciał się podzielić swoimi myślami.
- Kim są nasi pozostali goście?- zapytał.
- Wasza wysokość!- to była Henriet- Jestem Henriet Valor-fairy.- oznajmiła. Twarz króla nabrała szacunku- Córka jednego z największych rodów szlacheckich naszego królestwa? Cóż, witaj w domu Henriet.- rzekł- A kim są twoi towarzysze?
- Jestem Fred a to mój kuzyn Eliot wasza wysokość- powiedział szatyn wskazując na chłopaka.
- A ja jestem- zaczął ostatni z przybyszów- Jestem Cornel, miłościwy królu.- przedstawił się, po czym spojrzał prosto w twarz króla Coriana. Królowa przyłożyła obie dłonie do ust tłumiąc okrzyk. Najwyraźniej dopatrzyła się czegoś w twarzy młodzieńca. Król też wyglądał na zdumionego. Oto patrzył w perfekcyjną kopię swoich bursztynowych oczu.
- Cornel...- wyszeptał król.
- Panie? Czy coś nie tak?- spytała jedna ze strażniczek.
- Masz na imię Cornel?- spytała królowa drżącym głosem.
- Zgadza się, Pani- potwierdził złotowłosy.
- To cud...- zdążyła tylko wykrztusić, po czym z jej oczu pociekły łzy. Zakryła twarz rękoma i poczęła cicho łkać. Ze szczęścia.
- Cornelu...- zaczął król- ile masz lat?
- Piętnaście, wasza wysokość- oznajmił chłopak, zupełnie zbity z tropu.
- Urodziłeś się dwunastego Czerwca?- spytał znowu władca.
- Zgadza się- powiedział złotowłosy.
- Znasz Sarah Weapon-warrior?- dociekał król.
- Mówiono mi, że to moja ciotka, ale podobno zginęła zaraz po moich narodzinach, Królu.- odpowiedział Cornel.
- Cornelu- władca podszedł do chłopaka i położył mu rękę na ramieniu- To może być dla ciebie trudne do przyjęcia, ale musisz wiedzieć, że piętnaście lat temu, zaraz po zapieczętowaniu Mordheriona, jego sługusi, potężne demony, zaatakowały nasze królestwo.- powiedział- Moja żona urodziła wtedy syna, któremu nadała imię Cornel...- wyjawił. Cornela zamurowało.- Moja siostra Sarah zabrała cię na Ziemię, ponieważ przebywając tutaj groziło Ci wielkie niebezpieczeństwo. Demony niszczyły nasz kraj i zabijały czarodziejki i czarodziejów. Musieliśmy cię chronić.- zakończył.
- To znaczy...- chłopak nie dowierzał temu co usłyszał- że jestem waszym synem?- spojrzał w oczy swojemu prawdziwemu ojcu.
- Szukaliśmy cię- król uściskał Corela- ale ponieważ Sarah zginęła z ręki jednego z demonów zaraz po powrocie do naszego królestwa, nie wiedzieliśmy gdzie cię umieściła.- wyznał.
- To niemożliwe- wycedził chłopak. Król wypuścił go z objęć.
 Cornel spojrzał na królową.
- To twoja matka, synu, Emerain- król Corian wskazał ręką zapłakaną królową, która wstała z tronu.
- A co z czarodziejką Emily White-horse? Ona nie jest moją matką?- spytał. W oczach królowej Emerain pojawił się smutek.
- Jest twoją ziemską matką, ale twoimi prawdziwymi rodzicami jesteśmy my.- orzekł król. Cornel zrobił krok do tyłu, po czym ukląkł na jednym kolanie.
- Wybacz królu, ale muszę to wszystko dogłębnie przemyśleć- powiedział, po czym ze łzami w oczach odwrócił się i szybko wymaszerował z auli. Te łzy, spływające po jego policzkach zauważyła tylko Audrey.

***

   Audrey leżała na łóżku w jednej z zamkowych komnat. Myślała o tym wszystkim co wydarzyło się poprzedniego dnia. Cornel okazał się być zaginionym księciem Sentii. A cała reszta nie mogła już wrócić do domu na Ziemię, bo zawładną nią Mordherion. Ten zły gość, który porwał jej matkę i nie wiadomo, co z nią zrobił. Może nawet zabił. Audrey starała się nie dopuszczać do siebie tej myśli, jednak nie mogła tego tak po prostu wykluczyć. Mordherion, przez którego tyle czarodziejek i czarodziejów pożegnało się z życiem. Dziewczyna wstała z łóżka i podeszła do lustra, opatrzonego w rzeźbioną ramę ze srebra. Spojrzała w swoje odbicie. Jej twarz była śmiertelnie poważna. Audrey podjęła decyzję. Zostanie pełnoprawną czarodziejką. Czarnowłosa wyszła z komnaty i pognała w stronę schodów. Gdy znalazła się już na samym dole w auli, wyszła na dziedziniec zamkowy. Chciała skierować się do akademii, jednak najpierw trzeba było dowiedzieć się gdzie ona jest.

***

  Cornel stał na dziedzińcu zamkowym, zobaczył, że Audrey opuszcza zamek i kieruje się w stronę miasta. Kochał tę dziewczynę, chociaż teraz, gdy uświadomił sobie kim jest, nie widział jej w swojej przyszłości. Coś mu podpowiadało, że będą musieli się rozstać. Ruszył do ogrodu na tyłach zamku. Tam czekali na niego jego prawdziwi rodzice.

I co sądzicie?
Czekam na opinie w komentarzach.

Do następnej notki :)