piątek, 4 kwietnia 2014

Czarodziejka odc 7

Witam :)
Dzisiaj dodam odcinek siódmy czarodziejki.
Zapraszam do czytania.


   Audrey wstała wcześniej niż zwykle. Kiedy się ubrała, zeszła na dół na śniadanie. Jej matka już tam czekała. 
- Proszę- powiedziała podając córce talerz.
- Dzięki mamo- rzekła Audrey rozpromieniona.
Sophie usiadła naprzeciwko córki i przyglądała się jak je posiłek.
Kiedy dziewczyna skończyła, podziękowała i umyła po sobie naczynie. 
- Zaczekaj- powiedziała Sophie, kiedy Audrey miała już wychodzić z kuchni - usiądź. Mam Ci coś do powiedzenia.
Audrey posłusznie usiadła z powrotem na krześle. 
- O co chodzi?- spytała dziewczyna zdziwiona tą prośbą. Matka zamyśliła się, nie wiedząc od czego zacząć, pomyślała, że najpierw zapyta o coś innego.
- Gdzie byłaś wczoraj?- spytała patrząc podejrzliwie na córkę.
- W parku- powiedziała wzruszając ramionami.
- Byłaś w parku aż do dwudziestej drugiej?- zdziwiła się matka odpowiedzią córki.
- Eeee- Audrey nie wiedziała jak się wytłumaczyć- byłam też w lesie- powiedziała w końcu z uśmiechem.
- W lesie?- Sophie dziwiła się coraz bardziej- Tak późno?
- No tak jakby.- przyznała Audrey.
- Sama?- blondynka dalej dopytywała się córki.
- No nie do końca- oznajmiła Audrey.
- To z kim?- Sophie zadała kolejne pytanie uśmiechając się.
- Czy to takie ważne?- zaczęła Audrey. 
- Widziałam przez okno jak Cornel odprowadzał cię do drzwi- wyznała- a właściwie niósł- dodała. Audrey zamurowało. 
- Spotkałam go w parku...- Audrey chciała się z tego jakoś 
d wytłumaczyć- poszliśmy na spacer i po prostu się zmęczyłam.
- Dobrze, nie musisz się tłumaczyć. Chciałam tylko powiedzieć- A nie mówiłam? Podoba Ci się.- Sophie puściła oko do córki.
- Dobra niech Ci będzie. Podoba mi się.- przyznała Audrey
- A co na to George?- spytała Sophie unosząc brew.
- On?- Audrey zrzedła mina- My... rozstaliśmy się- wydusiła.
- Myślałam, że chcecie być razem.- zdziwiła się matka- czyli to jednak była tylko nastoletnia miłość- dodała. Zapadło milczenie.
- Mogę już iść?- spytała po chwili Audrey.
- Jeszcze chwila.- powiedziała Sophie, przypominając sobie o prawdziwym celu rozmowy.
- Kochanie- zaczęła kobieta- wczoraj, kiedy byłaś z Cornelem, odwiedziła mnie moja stara przyjaciółka. Amy Greenmountain.
- Kto to jest?- spytała czarnowłosa.
- Ważniejsze jest z jakiego powodu mnie odwiedziła.- ciągnęła dalej - To co teraz usłyszysz może wydać ci się totalną głupotą, ale cóż ja na to poradzę.
- Co to za głupota?- spytała Audrey wpatrując się w matkę z oczekiwaniem.
- Widzisz, nie powiedziałam Ci o czymś ważnym.- zaczęła- Nie wiem jak zacząć, więc po prostu to powiem.- Audrey siedziała w skupieniu przysłuchując się słowom matki.
- Jesteśmy czarodziejkami.- wyznała w końcu. Pierwsze co Audrey sobie pomyślała, to to że się przesłyszała. 
- Słucham?- Dziewczyna uniosła obie brwi w wyrazie zdumienia.- chyba się przesłyszałam- dodała.- powiedziałaś, czarodziejkami?
- Tak czarodziejkami.- Sophie spodziewała się podobnej reakcji, więc zdążyła już wcześniej przygotować się na to psychicznie.
- Ale... przecież to jakieś bzdury- Audrey nie dowierzała swojej matce.
- To nie są bzdury.- powiedziała Sophie ze spokojem- To prawda. Mówię to dlatego, że szesnaście lat temu ziemię zaatakował wróg, o imieniu Mordherion, miałam wtedy dwadzieścia lat. On zabijał ludzi wysysając z nich energię życiową. Dzięki temu stawał się coraz silniejszy, gdyby nie czarodziejki, dzisiejszy świat by nie istniał.- wyznała Sophie.
- Ale... to nieprawdopodobne- Audrey zdawała się bronić przed prawdą. Sophie jakby nie słysząc dalszego niedowierzania córki, ciągnęła dalej- Ostatnie mordy to jego sprawka.
- Czyli, że ten koleś nie został pokonany?- spytała czarnowłosa
- Został zapieczętowany szesnaście lat temu. Niestety jakimś cudem się wydostał.- odpowiedziała matka.
- Aha. Wiesz mamo chciałabym Ci uwierzyć, ale to jest po prostu dziwne.- oznajmiła dziewczyna.
- Cóż, myślę, że wkrótce sama się przekonasz, że to prawda.- rzekła matka wstając i wychodząc z kuchni. Audrey nie ruszyła się z miejsca. Gapiąc się w ladę, nawet nie dosłyszała, że Sophie właśnie wpuściła kogoś do domu.
- Co słychać?- spytał Cornel, zaglądając do kuchni.
- Cześć, w porządku- odpowiedziała dziewczyna, wstając z krzesła. 
Sophie weszła do kuchni.
- Może chcesz coś zjeść Cornel?- spytała uśmiechając się do chłopaka.
- Nie dziękuję. Przyszedłem tylko porwać Audrey, jeżeli tylko się Pani zgodzi- powiedział uśmiechając się do Sophie. 
- No tak- Sophie odwzajemniła uśmiech- Dobrze, ale wródźcie oboje przed dwudziestą drugą.- powiedziała.
- Dziękuję.- chłopak spojrzał na Audrey. Dziewczyna pognała do drzwi wejściowych.
- Do widzenia.- rzucił tylko Cornel, zanim Sophie zamknęła drzwi.
- Ok, to gdzie idziemy?- spytała czarnowłosa.
- Zobaczysz- powiedział tylko i wsiadł na rower, który wcześniej stał pod ogrodzeniem ogrodu Audrey. 
 Chwilę później oboje już jechali poboczem. Dziewczyna obserwowała okolicę, siedząc na kierownicy roweru. W końcu zatrzymali się koło dużego domu ze stajnią i wybiegiem dla koni. 
- Konie?- Audrey przyglądała się wierzchowcom, pasącym się na trawie.
- Tak.- przyznał złotowłosy- Chodź- powiedział, po czym zostawił rower pod drzewem, chwycił rękę Audrey i pociągną ją  za sobą w kierunku domu. Kiedy znaleźli się przy drzwiach, chłopak zastukał w nie mosiężną kołatką, w kształcie podkowy. Drzwi się otworzyły i w wejściu staną jakiś wysoki chłopak o prostych brązowych włosach opadających na łopatki i orzechowych oczach. Wyszczerzył zęby do Cornela.
- No jesteś- rzekł, jakby się go spodziewał. Audrey przyjrzała się lepiej chłopakowi. Miał na sobie kraciastą koszulę z podwiniętymi rękawami i długie spodnie wsadzone w kowbojki.
- No i kogo my tu mamy- szatyn spostrzegł Audrey.
- Audrey, to jest Fred, mój kolega- zwrócił się Cornel do dziewczyny.
- Kolega?- mina Freda zrzedła- Ej no, stary! Przecież my jesteśmy kumplami, co nie?- spojrzał na Cornela, po czym zarzucił mu ramię na szyję- I to najlepszymi na świecie- dodał teraz kierując słowa do czarnowłosej i znów szczerząc zęby. 
- Ta- Audrey patrzyła na tę scenę z rozbawieniem.
- No dobra- zaczął Fred uwalniając Cornela- ale co będziemy tak stać w progu. Wchodźcie.
Oboje weszli do środka.
- Mamo!- wykrzykną chłopak - Przyszedł Cornel i jego dziewczyna!
Audrey zdziwiła się na dźwięk tych słów. Co jak co, ale oficjalnie jeszcze nie była dziewczyną Cornela. Złotowłosy spojrzał przepraszająco na Audrey.
- Jejku!- z kuchni wypadła niezbyt wysoka, kobieta o długich złocistych włosach - Tak się cieszę, że mogę cię poznać Audrey.- kobieta z rozmachem uścisnęła dłoń dziewczyny, po czym wyszczerzyła do niej zęby, zupełnie jak jej syn. 
- To moja matka, Mary.- powiedział Fred.
- Audrey!- do Freda podbiegła jakaś mała dziewczynka z roześmianymi oczami.
- A to moja młodsza siostra Lucy- dodał Fred uśmiechając się do dziewczynki. 
- Miło mi was poznać- powiedziała lekko zdezorientowana dziewczyna. 
- Zjecie coś?- spytała Mary.
- Nie dziękujemy- powiedział Cornel.
- W takim razie chodźcie- powiedział Fred, Cornel pociągną Audrey za rękę.
- Czy wszyscy tutaj wiedzą jak mam na imię?- spytała chłopaka
- Powiedziałem o tym tylko Fredowi- powiedział- ale on zawsze musi coś wygadać.
- Powiedziałeś mu, że jestem twoją dziewczyną?- Audrey spojrzała na Cornela. 
- Właściwie to nie, po prostu dużo mu o tobie opowiadałem.- wyjaśnił. 
Cornel i Audrey wyszli za Fredem z domu tylnym wejściem.
- Będziemy jeździć konno?- spytała dziewczyna, kiedy zobaczyła, że Fred prowadzi ich w stronę stajni. 
- No jasne, a co myślałaś?- powiedział Fred.
- Jak nie chcesz to nie musisz- rzekł Cornel.
- Żartujesz sobie?- Audrey spojrzała na chłopaka- Uwielbiałam to robić gdy byłam mała.
Wszyscy troje weszli do stajni, i teraz dziewczyna mogła zobaczyć jakie wierzchowce hoduje rodzina Freda. Szatyn otworzył boks dużego białego konia z czarnymi cętkami.
- To Speed, mój ulubiony koń z naszej hodowli.
- Bardzo ładny- powiedziała Audrey. Fred wyprowadził konia do zagrody na zewnątrz. Audrey przechadzała się wzdłuż stajni i oglądała całą resztę koni. Cornel głaskał jakiegoś srokatego konia o biało brązowym umaszczeniu.
- Piękny wierzchowiec- przyznała, podchodząc do chłopaka.
- Tak. Chciałem mieć konia, ale moi rodzice nie mają stajni, dlatego mieszka tutaj.- wyznał
- To twój koń?- Audrey wpatrywała się w zwierzę.
- Zgadza się. Wabi się Willy.- powiedział Cornel.
- Twój Paint Horse zjadł wczoraj mnóstwo paszy. To prawdziwy łakomczuch.- przyznał Fred wchodząc do stajni.
Cornel otworzył boks Williego i wyprowadził konia. 
- Trzymaj!- Fred rzucił złotowłosemu siodło. Po chwili Cornel szybko i sprawnie założył je na swojego konia. Fred już wyprowadzał kolejnego wierzchowca. Pięknego, całkiem białego konia o jedwabistej grzywie. 
- Możesz go dosiąść- rzucił Fred do Audrey.
- Jak ma na imię?- zapytała przyglądając się zwierzęciu.
- Wróżka- stwierdził Fred.
- Wróżka?- Audrey spojrzała na Freda.
- Tak wiem, moja siostra to wymyśliła. Głupie nie?- wyjaśnił osiodławszy klacz. Audrey wcale nie uważała, że to głupie, po prostu skojarzyło jej się to z rozmową, którą odbyła dziś rano ze swoją matką. 
- Mogę ją wyprowadzić?- spytała Freda.
- Jasne.- zgodził się szatyn. Audrey chwyciła lejce i spokojnie wyprowadziła klacz na dwór. Cornel prowadził Willego tuż za nią.
- Ok- Fred jednym susem wskoczył na Speeda- To co, trochę się przejedziemy.- powiedział do konia. Cornel też już dosiadł wierzchowca. Pozostała Audrey. Dziewczyna wspięła się na grzbiet Wróżki. 
- Dokąd pojedziemy?- spytała obu chłopaków.
- Przejedziemy się po okolicznych wzgórzach, może nawet urządzimy wyścig, co nie Cornel?- zwrócił się Fred do złotowłosego.
- Jasne.- odpowiedział.
 Wszyscy troje ruszyli powoli do przodu. Skierowali się w stronę zielonych wzgórz. Audrey, zdążyła już zapomnieć jak to jest jeździć konno. Ile to daje radości. Wiatr rozwiewał jej czarne włosy i bujną grzywę Wróżki, która najwyraźniej też lubiła galopować. 

***

     Cornel i Audrey już wracali do domu dziewczyny. Słońce chyliło się ku zachodowi. Chłopak prowadził rower a czarnowłosa szła obok niego. 
- Zapomniałem- Cornel wyją ze swojej torby jakieś nieduże brązowe pudełeczko i podał je Audrey.
- To dla mnie?- zdziwiła się dziewczyna biorąc od niego prezent.- Z jakiej okazji?- spytała.
- Przecież dzisiaj są twoje urodziny- powiedział Cornel patrząc na dziewczynę- zapomniałaś?
 Audrey przystanęła na chwilę. Rzeczywiście, miała dziś urodziny.
- Ale ten czas leci- przyznała- kto by się spodziewał, że zapomnę o swoich szesnastych urodzinach.
- No nie?- Cornel się uśmiechną. Dziewczyna otworzyła wieczko pudełeczka. W środku była skórzana bransoletka do zawiązania na rękę, wyszywana błękitnymi koralikami. 
- Cornel...- zaczęła- naprawdę nie musiałeś się fatygować- oświadczyła, po czym wyjęła upominek z opakowania i przyjrzała się ozdobie. 
- To nic wielkiego-  stwierdził
- Dziękuję- powiedziała z uśmiechem.
   Pod domem czekała już na nich Sophie, przyglądając się, jak się w siebie wpatrują.
- Wchodźcie zakochani.- powiedziała gdy Cornel zostawił swój rower pod ogrodzeniem.
- Mamo.- szepnęła Audrey do Sophie. Ona tylko się uśmiechnęła.
Kiedy oboje weszli do domu, blond włosa kobieta zamknęła drzwi. 
- Chodźcie do kuchni- powiedziała. 
Na stole stał duży tort w czekoladowej polewie z szesnastoma zapalonymi świeczkami.
- Jeju, mamo kiedy ty zdążyłaś to zrobić?- spytała jej córka.
- Kiedy was nie było. Umyjcie ręce i zrobimy sobie małą uroczystość. Kilka chwil później wszyscy troje siedzieli już przy stole i jedli smakowity tort. 
- Doskonała robota mamo- przyznała Audrey, zjadłszy swój kawałek.
- Tak, bardzo dobre ciasto- przyznał Cornel.
- Dziękuję wam.- Sophie rozpromieniła się.
- Będę musiał lecieć- oświadczył Cornel, spoglądając na swój zegarek i wstając z krzesła.
- Odprowadzę cię do drzwi- zaproponowała Audrey.
- Do zobaczenia Cornel- powiedziała Sophie.
Audrey odprowadziła chłopaka do drzwi.
- Dzięki za dzisiejszy dzień.- powiedziała. Cornel uśmiechną się w odpowiedzi.
- Nie ma za co.- powiedział złotowłosy. Audrey wyciągnęła z kieszeni spodni skórzaną bransoletkę. 
- Zawiążesz mi?- spytała podając mu ją. Cornel wziął od dziewczyny ozdobę i zawiązał wokół nadgarstka. 
- Dzięki- Audrey uśmiechnęła się, po czym zarzuciła mu ręce na szyję.
- Do jutra- powiedział, po czym wsiadł na rower. Audrey pomachała mu na pożegnanie, gdy odjeżdżał.

No i jak wam się podoba?
Czekam na opinie.

Do następnej notki :)

1 komentarz: