piątek, 23 maja 2014

Czarodziejka odc 18

Czarne stwory wlokły intruzów po kryształowej posadzce, mocno trzymając każdego za nadgarstki. Audrey odzyskała przytomność. Przez chwilę nie wiedziała co się stało. Nagle uświadomiła sobie, że ona, Brilliant i Giniel zostali schwytani przez demony Mordheriona. Próbowała wyrwać ręce z żelaznych uścisków bestii, która ją wlokła, ale nie dała rady. Rozejrzała się i zobaczyła, że jej towarzysze dopiero się budzą. Brilliant powoli podniósł powieki, po czym spojrzał w bok. Ich spojrzenia spotkały się. Nagle stwory zatrzymały się w miejscu.
- A więc kto ośmielił się zakłócać mój spokój?- usłyszała za sobą Audrey. Głos, który wypowiedział to pytanie był przerażający. Całkiem nie ludzki, zniekształcony, pełen grozy i nienawiści. Demony gwałtownie podniosły intruzów i postawiły przed swoim panem. Audrey powoli podniosła wzrok. Zobaczyła dziewczynę, mniej więcej w swoim wieku, o długich kasztanowych włosach. Jej oczy były rozżarzone czerwienią i wlepione prosto w Audrey. Zdawało się jakby jej spojrzenie przeszywało sztyletami.
- Witaj Audrey, szczerze mówiąc, bardzo  chciałem cię poznać.- wyjawił duch Mordheriona. "Opętał tak młodą czarodziejkę?" pomyślała czarnowłosa "W dodatku on też wie kim jestem." Audrey była przerażona.
- Czarodziejka kosmosu, a w dodatku strażniczka potężnej mocy czasu.- powiedział zniekształcony głos. "O czym on mówi?!" zdziwiła się Audrey w duchu.
- Twoje zamiary, z którymi tu przybyłaś, były bardzo szlachetne- ciągną Mordherion, nie zważając na zdziwienie malujące się na twarzy czarnowłosej. - Twoja misja by się powiodła, gdyby nie to...- tu na chwilę przystaną- Gdyby nie to, że ja zawsze wiem kiedy w mojej twierdzy pojawią się intruzi.- wysyczał. Opętana dziewczyna podeszła bliżej całej trójki. Wystawiła przed siebie rękę z zaciśniętą pięścią, z której zaczął sypać się czarny proszek.
- Mają przy sobie broń?- spytał demoniczny głos swoich sługusów.
- Nie, panie.- wychrypiał przeraźliwie jeden z demonów. Mordherion kiwną głową, po czym obszedł na około Audrey, Brilliant'a i Giniel, nakreślając w ten sposób czarną linię z dziwnego proszku. Krąg zamkną całą trójkę w barierze blokującej czary.
- Zastanowię się co z wami zrobię- znów odezwał się Mordherion- Ale obawiam się, że czeka was najgorsze- dodał z obrzydliwym uśmiechem, szeroko otwierając oczy.

***

   Rose szła właśnie korytarzem szkolnym, oświetlonym promieniami porannego słońca. Kierowała się w stronę pokoju Audrey. Dziś chciała ją nauczyć korzystania z magicznych właściwości peleryny czarodziejki śledczej. Podeszła już do drzwi jej pokoju. Zapukała, ale nikt się nie odezwał. Otworzyła drzwi. Pokój był pusty. Z krzesła zniknęła brązowa peleryna czarodziejki, a łóżko było porządnie zasłane. Wyglądało na to, że nikt w nim nie spał. Rose zmarszczyła brwi. Zamknęła drzwi i ruszyła korytarzem w stronę tylnego wyjścia ze szkoły. Przeszła przez plac ćwiczeń. Audrey nie było koło zagrody, a co gorsza znikną jej gepard, Spiro. "Niedobrze" pomyślała Rose. Wróciła do budynku i poczęła wszystkich wypytywać, czy jej nie widzieli. Nie otrzymała żadnych rezultatów. "Brilliant"- zaświtało jej nagle w głowie. Ruszyła w kierunku gabinetu Silion'a. Jego uczeń na pewno był teraz ze swoim mistrzem. Kiedy znalazła się na miejscu, bezceremonialnie wtargnęła do pomieszczenia. Rozejrzała się, blond włosego chłopaka nigdzie nie było.
- Silion?- rzuciła w stronę mistrza, który siedział za biurkiem, opierając podbródek na splecionych rękach.
- O co chodzi?- spytał patrząc się w dywan. Rose zawsze to irytowało. Wsparła ręce na biodrach.
- Wiesz gdzie jest Audrey?- dociekała.
- To ona też zniknęła?- zdziwił się mężczyzna, podniósłszy wzrok na kobietę.
- Co to znaczy- też?- zapytała Rose przeszywając spojrzeniem Silion'a.
- To znaczy, że Brilliant również gdzieś się zawieruszył- rzekł- szukałem go po całej okolicy. Nigdzie go nie ma.
- Myślisz, że coś razem knują?- zapytała mistrzyni.
- Być może, nie wiem- wyznał- Zresztą to w tej chwili nie ważne. Ważniejsze jest dokąd się udali- powiedział- i po co.- dodał po chwili namysłu.

***

   Przed celą blond włosej kobiety znów stanęła ta przerażająca dziewczyna, tym razem z wyrazem obrzydliwej satysfakcji na twarzy. Podeszła bliżej krat niż zazwyczaj. Moc łańcuchów na chwilę zelżała. Kobieta podniosła wzrok. Z trudem pozbierała myśli. - Mordherion- wykrztusiła- czego chcesz?
- Czego chcę?- odezwał się przerażający głos- Chcę ci powiedzieć tylko jedno.- rzekł- Przed chwilą zobaczyłem się z kimś, kogo bardzo dobrze znasz- ciągną- To jeszcze bardzo młoda osoba, na dodatek bardzo podobna do tatusia- zakończył piskliwym tonem.
- Kto to jest?- spytała przerażona.
- Kto?- zdziwił się Mordherion- Naprawdę się nie domyślasz?- dziwił się dalej- Naprawdę się nie domyślasz, kto mógłby być na tyle głupi, żeby przyjść ci na ratunek?- Mordherion udał zatroskanie- Biedna mamusia nie domyśla się co to za osóbka wpadła w moje ręce.- dokończył, po czym uśmiechną się zadowolony na widok potwornego przerażenia na twarzy czarodziejki.
- Audrey- wyjąkała- Błagam nie rób jej krzywdy.
- Mam nie robić jej krzywdy?- zdziwił się- Niby czemu?
- Nie możesz, przecież ona jest...- strażniczka nie dała rady dokończyć zdania. Spojrzała w te przerażające oczy, zupełnie pozbawione uczuć.
- Wiem kim ona jest- stwierdził lodowatym tonem- I dlatego zamierzam ją zabić- sykną, po czym ruszył w stronę wyjścia z lochów. Usłyszał tylko słaby okrzyk kobiety, wyrażający rozpacz.

***

   Cornel dochodził do akademii, w której teraz mieszkała Audrey. Chciał z nią poważnie porozmawiać. Przed wyjściem przebrał się więc w zwykłe bawełniane ubranie, żeby nikt w mieście go nie rozpoznał. Przeszedł przez dziedziniec. Kiedy znalazł się w holu, jakaś kobieta stojąca przy przejściu do korytarzów szkolnych spojrzała na niego spode łba. Cornel ukłonił się lekko
- Witam, szukam dziewczyny imieniem Audrey.- powiedział. Kobieta przyglądała mu się lodowato.
- Wynoś się.- rzuciła tylko- Nie ma tu żadnej Audrey.
- Wasza książęca mość- odezwała się nagle jakaś czarodziejka, która właśnie weszła do szkoły.- Doprawdy Acrimonio, jak ty się odzywasz do księcia Sentii?- oburzyła się.
- Księ-cia?!- wyjąkała wystraszona Acrimonia.- Wasza wysokość, wybacz nie wiedziałam.- wyznała  kłaniając się najniżej jak potrafiła.
- W porządku- rzekł tylko Cornel - Czy teraz powie mi pani, gdzie znajdę Audrey Honeytree?- spytał ponownie Acrimonie.
- Audrey?- zdziwiła się kobieta, która przed chwilą uświadomiła Acrimoni kim jest Cornel- Audrey to moja uczennica.- wyznała.
- Naprawdę?- uradował się książę- zaprowadzi mnie pani do niej?
- Bardzo bym chciała, ale niestety nie ma jej w szkole.- powiedziała. "Co za pech" pomyślał Cornel.
- A kiedy wróci?- spytał mistrzynię. Twarz kobiety posmutniała.
- Właściwie to nie wiadomo.- rzekła.
- Jak to nie wiadomo?- zdziwił się chłopak.
- Zapraszam do mojego gabinetu- zaproponowała- Tam wszystko księciu wyjaśnię.
 Cornel zgodził się kiwnięciem głowy. Bardzo chciał się dowiedzieć, co tu jest grane. Mistrzyni Rose zaprowadziła Cornela do swojego gabinetu, i wskazała mu krzesło obok biurka. Cornel usiadł oczekując wyjaśnień. Kobieta usadowiła się w fotelu za biurkiem i spojrzała poważnie na złotowłosego.
- Audrey zniknęła- wyjaśniła- Zniknęła razem ze swoim partnerem- sprostowała. "Partnerem?!"- zdziwił się Cornel w duchu "O co tu chodzi, do diabła?!".
- Jakim partnerem?- spytał, starając się nie okazywać swojego wzburzenia.
- Partnerem do pracy- wytłumaczyła mistrzyni. Cornel poczuł ulgę.
- Gdzie oni mogą być?- zadał kolejne pytanie.
- Tego nie wiemy.- wyznała- Jednak niedługo wysyłam ludzi naszej akademii na poszukiwania obu zaginionych uczniów- powiedziała. Nagle drzwi jej gabinetu otworzyły się. Cornel obejrzał się za siebie. W progu stała bardzo ładna dziewczyna, mająca może z czternaście lat. Długie, jasne fale miała związane w wysoki koński ogon, a na jej twarzy malowała się powaga.
- Mirielle melduje się na czas, ciociu.- powiedziała. Dopiero po chwili zobaczyła, że mistrzyni Rose ma gościa. Zawstydziła się na widok samego księcia Sentii. - Najmocniej przepraszam, nie chciałam przerwać w tak ważnym spotkaniu.
- Ależ nie przepraszaj, kochanie- powiedziała mistrzyni- wejdź. Mirielle wkroczyła do komnaty, po czym zamknęła za sobą drzwi.
- Jeszcze raz przepraszam wasza wysokość.- rzekła dziewczyna kłaniając się przed Cornelem. Chłopak poczuł się zakłopotany.
- Książę Cornelu, to Mirielle, moja siostrzenica- wyjaśniła Rose - To właśnie ona będzie dowodzić poszukiwaniami.
- Ona?- zdziwił się Cornel. Mirielle posmutniała.
- Mam w tym doświadczenie- zapewniła- Po za tym jestem czarodziejką magicznego śladu, wasza wysokość, więc mogę z łatwością odnaleźć trop zaginionych.- Cornel nie był do  końca pewny, czy to jest dobry pomysł.
- Chciałbym pomóc- zwrócił się do mistrzyni- Chcę wyruszyć na poszukiwania.
- Wasza wysokość, naprawdę...- zaczęła mistrzyni Rose, ale Cornel przerwał jej podnosząc dłoń.
- Audrey jest mi bardzo bliska i dlatego nie zamierzam siedzieć z założonymi rękoma. Wyruszę z pani siostrzenicą na jej poszukiwania.- oznajmił.

***

  Brilliant opowiadał Giniel, jak dostał się z Audrey do twierdzy Mordheriona. Dziewczyna uważnie słuchała. Audrey natomiast, cały czas główkowała nad tym, jak mogłaby się wydostać z magicznego kręgu. Niestety do głowy nie przychodziło jej żadne rozwiązanie. Parę razy napierała na niewidzialną ścianę bariery nogami, ale przez nią nie dało się przedrzeć.
- To nic nie da- powiedział blondyn, przyglądając się kolejnej  żałosnej próbie ucieczki- Zaklęcie można przerwać tylko magią, a nasza moc jest zablokowana. Nie możemy używać czarów po za osłoną.- rzekł.
- To mam siedzieć bezczynnie?- spytała Audrey lekko wzburzona- Pogodzić się z tym, że czeka nas pewna śmierć?
 Brilliant zamyślił się. Nagle coś sobie przypomniał. "Jak mogłem o tym zapomnieć"- skarcił sam siebie w duchu.
- Co się dzieje?- spytała czarnowłosa, dostrzegłszy wyraz nadziei na twarzy chłopaka.
- Wiem- powiedział, po czym sięgną do buta. Wyciągną z niego krótki sztylecik w skórzanej pochwie.
- Skąd to masz?- zdziwiła się Giniel- Przecież nas rozbrojono.
- Zawsze chowam na wszelki wypadek.- wyjaśnił
- No i do czego ci to teraz potrzebne?- spytała Audrey- Przecież to zwykły sztylet.
- Może sam w sobie jest zwykły- powiedział- ale za jego pomocą można przełamać krąg.- Audrey otworzyła szeroko oczy.
- I dopiero teraz to mówisz?!- wykrztusiła.
- Cóż, przyznam, że zupełnie zapomniałem o tym sposobie.- Brilliant zrobił niewinną minę. Audrey nie pojmowała, jak można było zapomnieć o czymś, co może uratować życie.- Muszę tylko opatrzyć broń odpowiednimi zaklęciami łamiącymi.- rzekł, po czym nabrał powietrza i zamkną oczy. Audrey usłyszała, że mruczy coś melodyjnego pod nosem. "Co za roztrzepany chłopak" pomyślała  i uśmiechnęła się. Mimo, że tak ją irytowało jego zachowanie, zdążyła już go polubić.
 Brilliant jeszcze długo wymawiał po cichu najróżniejsze formułki. Audrey przyglądała mu się w skupieniu.
- Skończyłem- rzekł w końcu.
- Dobra, to co teraz?- spytała czarnowłosa.
- Teraz przerwiemy połączenie- powiedział Brilliant i ostrzem sztyletu zrobił wyrwę w proszku tworzącym linię.
- Gotowe- chłopak wstał i wyszedł z kręgu.
- Udało ci się- uradowała się Giniel.
- Jak widać.- ucieszył się Brilliant- Chodźcie. Niedługo demony powinny wrócić ze zwiadów.- powiedział.-Dlatego musimy się pośpieszyć, żeby zdążyć przejść przez portal.
- Racja- przyznała Giniel.
- Portal?-zdziwiła się Audrey- przecież on znikną.
- Tak, ale demony muszą jakoś wrócić z Sentii, prawda?- rzekł.
- Skąd wiesz, że będzie otwarty?- zadała kolejne pytanie.
- Wiesz, to siedziba Mordheriona. Jest tu pełno demonów, a ja je widzę i słyszę co mówią dzięki mojej mocy dusz.- odpowiedział blondyn.
- Aha- Audrey rozejrzała się po komnacie, zastanawiając się, czy jakieś demony ich teraz obserwują.
- Musimy się pośpieszyć, zanim sługusy Mordheriona doniosą mu o naszej ucieczce.- powiedział. Audrey ruszyła za dwójką przyjaciół. Szli wzdłuż długiego korytarza. Czarnowłosa wiedziała, że muszą uciec, lecz nagle przypomniała sobie, po co w ogóle tu przybyła. Przypomniała sobie słowa Brilliant'a, które wypowiedział przed portalem:
"Musimy to zrobić, dla tych wszystkich czarodziejek uwięzionych przez Mordheriona i dla twojej matki"
Zatrzymała się. Jak mogła o tym zapomnieć, to wprost nie wybaczalne.
- A co z tymi wszystkimi czarodziejkami?- spytała nagle. Brilliant i Giniel stanęli. Chłopak powoli się odwrócił do czarnowłosej. Jego twarz wyrażała ból. Na pewno czekał aż jego towarzyszka zada w końcu to pytanie. Wiedział, że teraz dostali szansę ucieczki i nie mogą jej zaprzepaścić. Gdyby zdecydowali się spróbować uwolnić porwane czarodziejki, z pewnością zostali by na tym złapani. Mieli za mało czasu.
- Wiem, że chciałabyś je uwolnić, ale...- przerwał na chwilę. Podszedł do dziewczyny. Audrey utkwiła spojrzenie w niebieskich oczach Brilliant'a. - jeżeli tutaj zostaniemy, skarzemy siebie na pewną śmierć.- powiedział- Po za tym, nawet jeśli udałoby nam się tu ukryć przed Mordherionem i jakoś uwolnić czarodziejki, to nie moglibyśmy już stąd uciec. Jedyną drogą wyjścia jest portal, który nie będzie stał wiecznie otwarty.- wyjaśnił- Uwierz mi, chciałbym je uwolnić, ale nie mogę ryzykować.
- Mówiłeś, że uwielbiasz ryzyko- powiedziała.
- Bo to prawda, ale nie mogę ryzykować życia strażniczki czasu- rzekł. Na jego twarzy malowała się ogromna powaga. Audrey zastanowiła się przez chwilę. Chłopak miał rację, jednak dziewczyna nie mogła zostawić swojej matki na pewną śmierć.
Czarnowłosa zacisnęła pięści.
- Nie- powiedziała spokojnie. Brilliant miał już coś powiedzieć, ale Audrey uciszyła go podnosząc dłoń.- Nie mogę zostawić tu swojej matki. Choćbym miała przypłacić to życiem, muszę ją uwolnić.- rzekła- Chociaż ją.- dodała. Zapadła cisza, Brilliant przez cały czas nie spuszczał z Audrey wzroku. W końcu skiną głową.
- Dobrze, ale Giniel musi uciec.- powiedział.
- Ale...- ruda dziewczyna chciała już zaprotestować, jednak Brilliant tylko pokręcił przecząco głową- Ratuj przynajmniej siebie.- rzucił. Giniel wyglądała jakby miała się rozpłakać. Ona ma się ratować, a jej przyjaciele idą na pewną śmierć. Wiedziała jednak, że z Brilliant'em nie może się spierać. To nic by nie dało. Spuściła więc wzrok i nic już nie powiedziała.
- Wiesz jak wrócić?- spytał dziewczynę.
- Tak, chyba tak- odpowiedziała.
- Dobrze, więc jak znajdziesz się już w lesie, musisz wezwać za pomocą magicznych fali ultradźwiękowych nasze gepardy, następnie uciekniesz z nimi do portalu i przejdziesz do królestwa Sentii- wyjaśnił.
- No tak, tylko co mam zrobić jeżeli portal jednak nie będzie otwarty?- spytała dziewczyna.
- Będzie, na pewno- powiedział z uśmiechem. Giniel rzuciła się na chłopaka i wyściskała go porządnie. Następnie podeszła do Audrey
- Szkoda, że tak krótko się znamy- wyznała czarnowłosej.
- Tak, szkoda...- przyznała Audrey.
- Żegnaj Audrey- rzekła Giniel i przytuliła czarodziejkę. Audrey odwzajemniła uścisk. Kiedy się puściły, rudowłosa odwróciła się od dwojga przyjaciół i ruszyła do przodu, starając się nie odwracać.


Ginamore :)

piątek, 16 maja 2014

Czarodziejka odc 17

     Gepardy pędziły z zawrotną szybkością. Audrey w tej chwili marzyła tylko, żeby nikt ich nie nakrył . Patrzyła cały czas przed siebie, na błyskające w świetle księżyca lasy krysztalitów. Korony drzew wyglądały jakby były wypełnione srebrzystymi światełkami. Brilliant co jakiś czas spoglądał na towarzyszkę. Zastanawiał się, co zrobią jak już oboje będą w twierdzy Mordheriona.
 Audrey odetchnęła z ulgą, kiedy znaleźli się pod osłoną drzew. Teraz nikt z akademii nie powinien się dowiedzieć o ich wyprawie, przynajmniej do rana. Gepardy pędziły na północ omijając zręcznie pnie drzew.  Audrey pochyliła się nisko nad głową zwierzęcia. Spiro i Aceiro biegli ramię w ramię, ani na chwilę nie zwalniając. "Ciekawe ile mogą tak biec" zastanawiała się czarnowłosa. Wiedziała, że gepardy mogą biec naprawdę szybko, ale na krótkich dystansach, ponieważ szybko się męczą. Jednak te drapieżniki, były większe od zwykłych gepardów, więc może mogły biec o wiele dłużej i o wiele szybciej. Audrey zastanawiała się teraz, dlaczego czarodziejki i czarodzieje śledczy wybrali te zwierzęta, jako transport, a nie np konie. W końcu doszła do wniosku, że może chodzić o to, iż w razie potrzeby, można szybko umknąć wrogowi, a po za tym, gepardy bardzo cicho stąpały, dzięki swoim miękkim łapom. Audrey zauważyła, że Brilliant przyśpieszył. "Szybciej" szepnęła w ucho swojego geparda, aby ten dotrzymał kroku Aceiro. Brilliant miał zaciśnięte usta. Co jakiś czas rozglądał się na boki. "Coś widzi" pomyślała Audrey "A ja nie wiem co..."

***

  Blond włosa kobieta była prawie nieprzytomna. W kółko rozglądała się po swojej celi, analizując jej słabe punkty. "Żadnych"- stwierdziła po raz tysięczny w myślach. Przykuta do ściany łańcuchami, nie mogła rzucać żadnych czarów. Magiczny metal osłabiał jej siłę woli, przez co nie mogła w ogóle pozbierać myśli. Czasami udawało jej się dłużej skupić na swojej córce, Audrey, ale i tak trwało to może z pół minuty, bo zaraz po tym czar rozpraszał jej umysł i zapominała, o czym przed chwilą myślała. Takie tkwienie i bez owocne rozmyślanie, ciągnęło się praktycznie cały dzień i noc. Jedynie czasami udawało jej się zasnąć, ale tylko wtedy, jak w lochach nie kręciły się żadne demony w postaci materialnej, ukazując swój obrzydliwy wygląd. Akurat teraz pod ścianą na przeciwko celi stała jakaś dziewczyna, patrząc na udręczoną kobietę, z tym przerażającym wyrazem twarzy. Z rządzą władzy w oczach. Z demonicznym uśmiechem i czerwonymi jak dwa rozżarzone węgle oczami. W takiej sytuacji kobieta zawsze czuła jakby te oczy wwiercały jej się w umysł. Dziewczyna prawie nigdy się do niej nie odzywała, jedynie czasami mówiła do siebie tylko jedno słowo- Żałosne. i zawsze jej głos był okropny, pełen nienawiści do świata i straszliwie zniekształcony, jakby przez jej usta przemawiał potwór. Kobieta marzyła tylko, żeby to piekło się w końcu skończyło.

***

   Spiro i Aceiro biegli jeszcze chwilę wśród drzew, aż w końcu Audrey ujrzała przed sobą otwartą przestrzeń. W dali ciągnęło się długie pasmo ogromnych i masywnych gór. Jedna z nich była naprawdę wielka. Jej szczyt zanikał w gęsto kłębiących się chmurach. Gepardy przyspieszyły. Czarnowłosej powietrze świstało w uszach. Niepokoiło ją to, że Brilliant wciąż rozglądał się na boki z szeroko otwartymi oczami. Na pewno widział coś okropnego. Może jakieś duchy o przerażającym wyglądzie. Gepardy były coraz bliżej góry Polarnej. Audrey spojrzała w niebo. Księżyc był już w szczytowej pozycji. Nadeszła północ. Audrey dostrzegła w oddali coś czarnego. Gepardy gwałtownie zwolniły i poczęły skradać się powoli i cicho w kierunku podnóża góry. Skryły się za skałami przy samej górze. Teraz Audrey mogła dokładnie przyjrzeć się czarnej plamie, którą zauważyła. " To na pewno portal" stwierdziła w myślach. Czarna otchłań, wyglądała jak rozdarcie w powietrzu. Jak czarna dziura, która mogłaby wciągnąć wszystko, co znajdowało się naokoło niej.
- Przechodzimy- odezwał się nagle Brilliant.

***

    Cornel szedł teraz w stronę komnaty Audrey. Wiedział, że było późno, ale postanowił, że musi teraz jej wytłumaczyć, jak wygląda jego sytuacja. Myślenie o tym nie dawało mu spać.
Zapukał do drzwi komnaty, ale nie otrzymał żadnej odpowiedzi. Zapukał kolejny raz i nadal nikt się nie odezwał. Uchylił powoli drzwi, po czym wkroczył do pomieszczenia. Łóżko było porządnie zasłane, a na meblach zalegała leciutka warstwa kurzu. Cornel odczuł niepokój. "Zniknęła, tak po prostu?" pomyślał. Postanowił, że pójdzie do Henriet. Ruszył długim korytarzem. Komnata jego kuzynki była na tym samym piętrze. Teraz nie obchodziło go, że jest późna noc. Chciał wiedzieć co się stało z Audrey. Zapukał do komnaty Henriet. Z początku nic nie usłyszał, ale po chwili ktoś powiedział
- Chwileczkę.- Cornel odetchną z ulgą. Po chwili drzwi komnaty otworzyły się i stanęła w nich zaspana Henriet, ubrana w jedwabny szlafrok.
- Czego chcesz?- spytała zupełnie nie przyjaznym tonem.
- Audrey zniknęła.- powiedział- Chciałem z nią pogadać, ale jej nie ma.
- Teraz zebrało ci się na rozmowy? Człowieku nie widzisz, że jest środek nocy?!- oburzyła się Henriet, po czym wskazała na okno, przez które wpadało oświetlające korytarz światło księżyca.
- Widzę, ale nie mogłem już wytrzymać. Chciałem wytłumaczyć jej moją sytuację. Nie ma jej u ciebie?- spytał zaglądając jej przez ramię do komnaty.
- Nie, nie ma. I podejrzewam, że nie ma jej w całym zamku.- powiedziała wciąż oburzona na Cornela.
- Więc gdzie jest?- zapytał.
- Gdybyś poświęcił jej trochę więcej czasu- zaczęła- to dowiedział byś się, że przeprowadziła się do akademii.
- Do akademii?- zdziwił się książę.
- Tak do akademii.- potwierdziła Henriet- A teraz wybacz, ale jestem zmęczona i idę spać!- oświadczyła zamykając mu drzwi przed nosem." Trudno"- pomyślał Cornel " Pójdę jutro do tej akademii i spotkam się tam z Audrey"

***

   Audrey wcale nie chciała wchodzić do tego portalu. Kiedy się na niego patrzyło, odnosiło się wrażenie, że po drugiej stronie nie ma nic, oprócz wielkiej czarnej pustki, po prostu nicość. Brilliant wyczuł jej strach i niepewność.
- Musimy to zrobić- powiedział- dla tych wszystkich czarodziejek uwięzionych przez Mordheriona i dla twojej matki- powiedział. "Tak, dla mojej matki" pomyślała Audrey.
- Niech będzie- rzekła- chodźmy.- Gepardy powoli ruszyły. Brilliant już się nie rozglądał we wszystkie strony "Może to co widział zniknęło?" pomyślała znów czarnowłosa. Chłopak skrzywił się nieco, kiedy oboje stanęli przed otchłanią. Audrey przebiegły dreszcze. Czuła potworne zimno. Brilliant spojrzał jeszcze raz na swoją partnerkę, po czym ujął jej rękę i razem wkroczyli do portalu na swoich gepardach. Dziewczyna czuła jakby całe jej ciało zostało zamrożone, a krew w żyłach stanęła. Takiego zimna nie czuła jeszcze nigdy w życiu. Nieopisane, wręcz palące, ale jakby nie pochodzące z tego świata.
Oboje znaleźli się po drugiej stronie portalu. Brilliant puścił rękę Audrey i rozejrzał się dookoła. Przed nimi rozpościerał się las gołych drzew o hebanowych korach. Całe niebo przesłaniały czarno-czerwone chmury. Ziemia była sucha i popękana w niektórych miejscach. Nie wyrastała z niej ani jedna roślinka, oprócz tych suchych, czarnych drzew. Portal za nimi znikną. Teraz już nie mieli odwrotu. Musieli stawić czoło losowi. Dwa drapieżniki wkroczyły w głąb lasu. Audrey rozglądała się niepewnie po okolicy.
- Narzuć kaptur- poradził Brilliant. Audrey zakryła głowę kapturem. Chłopak zrobił to samo. Powietrze w tym lesie było jakoś dziwnie gęste. Czarnowłosa poczuła się przytłoczona czarną magią. Gdzie nie gdzie w powietrzu unosiła się ledwo widoczna czarna mgła. Czasami dało się nawet wyczuć obrzydliwy swąd spalenizny, znak, że używano tu czarnej magii. Audrey wcale nie podobało się to miejsce, w tym mrocznym lesie nie było żadnych stworzeń. Nawet robaków. W promieniu wielu mil zalegała głucha cisza. Oboje przedzierali się przez gęstwiny ostrych, gołych gałęzi. Po dość długim czasie, Audrey zobaczyła wyjście z lasu. Minęła ostatnie drzewa i znalazła się na wielkim pustkowiu. Przed nią wznosiła się jedynie ogromna czarna budowla. Tak wielka jak góra Polarna. Zamczysko miało mnóstwo wież, ale nie posiadało ani jednego okna. Zbudowano je nad ogromną przepaścią, którą trzeba było przebyć, przechodząc przez stary most ze spróchniałego drewna.
- Cóż za uroczy zakątek- zażartował Brilliant.
- Ta...- przyznała Audrey- bardzo uroczy.
Oboje ruszyli w stronę mostu. Gepardy stawiały jeszcze ostrożniejsze kroki niż zazwyczaj. Drewno trzeszczało pod nimi niebezpiecznie. Wkrótce znaleźli się po drugiej stronie. Teraz kierowali się wąską ścieżką ku siedzibie wroga. Kiedy doszli w końcu do ogromnych, czarnych wrót, wejście samo się przed nimi otworzyło. Audrey i Brilliant zeskoczyli ze swoich gepardów.
- Ukryjcie się gdzieś- powiedział Brilliant do zwierząt- na tyle skutecznie, żeby nikt was nie znalazł, ale nie za daleko, żebyście w razie czego mogły usłyszeć nasze wołanie.- zwierzęta kiwnęły ze zrozumieniem głowami, po czym odwróciły się i ruszyły z powrotem w kierunku lasu.
- Myślisz, że nic im nie będzie?- spytała Audrey chłopaka.
- Potrafią o siebie zadbać. - powiedział- Myślę, że powinnaś raczej martwić się o siebie, niż o nie.- dodał- To my stawimy czoła prawdziwemu niebezpieczeństwu.
 Audrey weszła do środka. Za nią podążył Brilliant. Wrota zamknęły się. Wokół nich zaległa ciemność. Nagle na ścianach rozpaliły się pochodnie. Teraz czarnowłosa mogła lepiej przyjrzeć się wnętrzu.  Ściany, podłoga i sufit wykonane były z jakiegoś czarnego kryształu, który zdawał się pulsować energią. W ich wnętrzu, można było dopatrzeć się nikłych, czerwonych świateł, które znikały i po chwili znów się pojawiały.
- Co za dziwne miejsce- szepnęła Audrey. Oboje ruszyli wzdłuż długiego korytarza. Wydawało się, że ciągnie się w nieskończoność. Brilliant uważnie rozglądał się na około, jakby spodziewając się, że nagle znikąd pojawi się jakiś potwór. Szli tak przez długi czas, zanim w końcu dotarli do pierwszego zakrętu.
- Właściwie, to czego szukamy?- spytała szeptem Audrey.
- Nie wiem.- przyznał blondyn- Jakiś lochów, albo sal tortur? Jakiegoś miejsca, gdzie Mordherion może przechowywać więźniów.- powiedział.
- Może powinniśmy kierować się w dół?- spytała towarzysza, wskazując na schody, prowadzące w podziemie fortecy.
- Nie mam ochoty się tam pchać- przyznała- ale coś czuję, że znajdziemy tam to czego szukamy- wyznała. Chłopak spojrzał na schody. Nie było widać ich końca. Tylko czarną otchłań, w którą się zapadały.
- Idziemy- powiedział, po czym ruszył w dół schodów. Stopnie ciągnęły się i ciągnęły, właściwie w nieskończoność. Czasami zakręcały w różne strony, tak, że Audrey już nie wiedziała w którą stronę się kieruje. Czuła tylko coraz wyraźniej swąd spalenizny. "Czarna magia" przyznała w duchu. Oboje schodzili może nawet godzinami. Kiedyś jednak schody musiały się skończyć. Audrey z ulgą stwierdziła, że właśnie zeszła z ostatniego stopnia. Teraz stali u wejścia do lochów. Ruszyli przed siebie. Szli kawałek przyglądając się pustym celom, aż natrafili na pierwszą, która była zajęta. Audrey otworzyła szeroko oczy. Do ściany więzienia przykuta była dziewczyna, mniej więcej w jej wieku, mająca ciemnorude włosy i nieobecne złocisto- pomarańczowe oczy. Brilliant musiał poznać dziewczynę, bo też rozwarł szeroko oczy ze zdumienia.
- Giniel?!- szepną przez kraty. Czarodziejka podniosła głowę. Jej oczy były puste, bez wyrazu. Za chwilę znów spuściła twarz, najwidoczniej nie poznała chłopaka.
- Musimy ją uwolnić- powiedział, po czym klękną przed celą i przyłożył dłoń do masywnego zamka. Skupił siłę woli.
- Co chcesz zrobić?- spytała Audrey.
- Spróbuję otworzyć celę za pomocą magii.- powiedział. Po kilku chwilach blondyn cofną rękę, jakby metalowy zamek go oparzył.
- Nie da rady- stwierdził zrezygnowany, pocierając dłoń.- Ten zamek jest chroniony potężną magią.- rzekł.
- Spróbujmy razem- zaproponowała czarnowłosa kładąc mu rękę na ramieniu. Brilliant spojrzał na swoją towarzyszkę. Po chwili znów przyłożył dłoń do zamka. Audrey skupiła całą siłę woli. Postarała się, by każda cząsteczka magii, która w niej tkwiła, zaczęła działać. Poczuła wielką energię przepływającą przez jej ciało. Brilliant zacisną mocno powieki, starając się wytrzymać nagły przepływ mocy od Audrey. Wkrótce zamek szczękną.
- Udało się- szepną uradowany chłopak. Otworzył drzwi. Łańcuchy same puściły Giniel, która nagle ocknęła się ze swojego przerażającego stanu. Zdawało się, że na chwilę zapomniała co się dzieje. Brilliant wyprowadził dziewczynę z więzienia.
 Odwrócili się w stronę schodów, wejście do lochów zastawiały obrzydliwe potwory, o zniekształconych ciałach, patrzące się na intruzów krwisto-  czerwonymi ślepiami.
- Demony- wysyczała Giniel.


Ginamore :)

piątek, 2 maja 2014

Czarodziejka odc 16

Rano dziewczynę odwiedziła uczennica akademii, która poinformowała ją, że mistrzyni Rose oczekuje jej w południe przed szkołą. Miała zabrać wszystkie swoje rzeczy, ponieważ od dzisiaj będzie mieszkać w akademii, tak jak inne uczennice. Audrey doszła do wniosku, że widocznie musiała zdać test, bardzo się z tego cieszyła, ale większą radość sprawiało jej to że dziś wprowadzi w życie plan jej i Brilliant'a. Spotkają się koło północy i razem ruszą w stronę góry Polarnej. Nie mogła się doczekać spotkania z matką. Oczywiście dziewczyna czuła lekki strach na myśl o tym, że będzie musiała wedrzeć się do siedziby potężnego wroga, ale pocieszała się, że nie będzie tam sama. Tylko z Brilliant'em, do którego oczywiście nie czuła szczególnej sympatii, bo bardzo ją irytowało jego zachowanie. "Te jego głupie uśmieszki i podrywy" pomyślała Audrey.
Czarnowłosa właśnie dochodziła do pałacu akademii. Wkroczyła na dziedziniec. Kiedy znalazła się w holu, zobaczyła, że czeka tam już na nią ta sama wysoka kobieta, której nagadała w dniu zapisów. Audrey przełknęła ślinę, nie wiedziała jakie powitanie czeka ją po takim występku. Kobieta, miała dumny wyraz twarzy i patrzyła z wyższością na dziewczynę - "Ciekawe jaką ona jest czarodziejką"- pomyślała czarnowłosa.
- Podejdź tu- odezwała się zimno kobieta. Audrey posłusznie do niej podeszła.
- Masz się odnosić do mnie z szacunkiem- powiedziała- twój ostatni występek był niedorzeczny, prostaczko.- rzekła lodowatym tonem.
"Prostaczko?!"- pomyślała dziewczyna wzburzona- " Za kogo ona się ma?"
- Idziemy!- rozkazała, po czym ruszyła długim, wąskim korytarzem akademii. Audrey trzymała się z tyłu czarodziejki. Obie szły w milczeniu, zakręcając w różne boczne korytarze. W końcu dotarły do drzwi, na których wisiała srebrna tabliczka z wygrawerowanym napisem: Gabinet Mistrzyni Rose. Kobieta zapukała.
- Proszę!- odezwał się ktoś z za drzwi. Czarodziejka weszła do środka.
- Rose, przybyła twoja uczennica- powiedziała- Chciałabym, żebyś nauczyła ją manier.- zakomunikowała.
- Tak, dzięki , że się przywitałaś Acrimonio- powiedziała jakaś kobieta siedząca za biurkiem, miała krótkie, proste, rude włosy a jej twarz wyrażała rozbawienie. Ubrana była w jasnozieloną tunikę, i obcisłe spodnie tego samego koloru wsadzone w wysokie, skórzane buty. Na oparciu zdobnego krzesła, na którym siedziała, wisiał długi brązowy płaszcz z zapinką w kształcie srebrnego sierpu księżyca. "Taki sam jak Brilliant'a" pomyślała Audrey.
- A teraz możesz zostawić nas same.- powiedziała, po czym spojrzała na czarnowłosą. Acrimonia, z wyrazem irytacji na twarzy wyszła z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi.
- Witaj Audrey- powiedziała ruda kobieta- Usiądziesz?- zaproponowała wskazując drewniane krzesło koło biurka. Czarnowłosa przytaknęła głową, po czym usiadła we wskazanym miejscu.
- Jak pewnie się domyślasz, to ja jestem mistrzyni Rose.- przedstawiła się kobieta.- Postanowiłam, że zostaniesz moją uczennicą.- powiedziała.- Zapewne poznałaś już Brilliant'a?- spytała, chociaż nie musiała, bo przecież doskonale znała odpowiedź.
- Tak, poznałam- przyznała Audrey.
- I mówił ci, że został wyznaczony na twojego partnera?- spytała.
- Tak, mówił.- potwierdziła dziewczyna.
- Świetnie.- ucieszyła się Rose- W takim razie, czas, abyś poznała kolejnego partnera.- rzekła uradowana kobieta.
- Kolejnego partnera? To ile ich jest?- zdziwiła się Audrey.
- Tylko dwóch. - wyznała Rose- chodź za mną.- dodała. Audrey posłusznie wyszła za mistrzynią z pokoju. Ta wyprowadziła ją ze szkoły tylnym wejściem i ruszyła przez wielki plac, na którym było kilka uczennic, które ćwiczyły walkę mieczami. Audrey bardzo zaciekawiła się tym co zobaczyła. Zastanawiała się, czy ona też będzie uczyć się takiej obrony. Mistrzyni Rose zaprowadziła swoją uczennicę na sam koniec placu. Audrey spojrzała w tamtą stronę i przeraziła się tym co zobaczyła. Zbudowano tam wielką zagrodę, w której zamknięto mnóstwo ogromnych gepardów. Wszystkie były potężnie zbudowane, i o wiele większe od zwykłych drapieżnych kotów. Patrząc na oko, miały może ze sto pięćdziesiąt cm wysokości. Mistrzyni bez wahania podeszła do jednego z nich, który wystawiał łeb z za ogrodzenia. Pogłaskała go po głowie, po czym odwróciła się do Audrey z uśmiechem na twarzy- To mój towarzysz, zwie się Atis. Twój stoi za nim.- powiedziała.
- Mój?- spytała wystraszona Audrey- Mam jeździć na takim potworze?
- Wszyscy czarodzieje i czarodziejki śledcze jeżdżą na takich.- powiedziała Rose- Dla nas są nie groźne, co innego dla naszych wrogów.
- Na pewno są niegroźne?- Audrey wciąż nie dowierzała.
- Oczywiście, myślisz, że pozwoliłabym zbliżyć ci się do czegoś, co mogłoby cię zabić?- Rose wydawała się być lekko urażona.
- Chyba nie.- stwierdziła czarnowłosa.
- No właśnie, możesz swojego pogłaskać.- powiedziała, po czym wskazała na geparda który właśnie podszedł do miejsca, gdzie stała Audrey. "Nic mi nie zrobi, nic mi nie zrobi"- powtarzała sobie w duchu, powoli zbliżając rękę do wielkiego, kudłatego łba. Gepard polizał dłoń dziewczyny.
- Jakie to dziwne- powiedziała Audrey. Rose tylko się uśmiechnęła na ten widok.
- Nazywa się Spiro- wyznała mistrzyni.
- Cześć Spiro- przywitała się wciąż niepewna Audrey.- Ja jestem Audrey.- gepard patrzył swoimi wielkimi oczami, na dziewczynę, która teraz drapała go za uchem.- Od dziś będziesz mi towarzyszył.
- Dobrze, skoro tak się sprawy mają, to wypadałoby, żebyś go dosiadła.- powiedziała Rose.
- Dosiadła? Tak po prostu?- zdziwiła się. Rose kiwnęła głową, po czym otworzyła zagrodę, Audrey cofnęła się, gdy jej mistrzyni wyprowadziła ogromnego kota.
- Wskakuj.- rzuciła tylko. Spiro spojrzał na dziewczynę wyczekująco. Czarnowłosa patrzyła to na Rose to na geparda, aż w końcu posunęła się do przodu. Nie wiedziała czym to się skończy.
- No wsiadaj!- zachęcała Rose. Audrey chwyciła za kudłatą sierść zwierzaka i wspięła się na jego grzbiet, poczuła się trochę tak jakby wsiadała na niskiego konia.
- Ruszaj!- zawołała nieoczekiwanie Rose. Spiro od razu posłuchał rozkazu. Naprężył wszystkie mięśnie, po czym wystrzelił z miejsca. Pędził jak strzała na około placu ćwiczeń. Uczennice, przerwały swoje zajęcia i oglądały teraz śmigającego geparda. Audrey była przerażona, nie przygotowała się psychicznie na taką prędkość. Chciała krzyczeć, ale głos jej zamarł. Spróbowała opanować zwariowany pęd myśli w swojej głowie. Spojrzała przed siebie, mrużąc oczy. Poczuła teraz coś zupełnie innego niż strach. Poczuła się wolna, stwierdziła nawet, że całe przerażenie, które jeszcze przed chwilą odczuwała, po prostu się ulotniło. Zaśmiała się krótko, bardzo jej się spodobała taka szybka jazda. Spiro biegł jeszcze przez chwilę, po czym zatrzymał się koło mistrzyni Rose.
- I jak?- spytała kobieta uśmiechając się na widok roześmianej twarzy swojej uczennicy.
- Niesamowicie.- powiedziała Audrey, po czym spojrzała w kierunku placu. Dopiero teraz zauważyła, że pod ścianą akademii, stoi pewien blondyn, w brązowej pelerynie z irytującym uśmieszkiem na twarzy.

***

   Audrey przejechała się jeszcze kilka razy na swoim gepardzie, po czym mistrzyni Rose zaprowadziła ją do wyznaczonego dla niej pokoju. Pomieszczenie to nie było duże, ściany wyłożono drewnem w kolorze orzechowym, pod niedużym oknem postawiono łóżko z puchową pościelą, oprócz tego pod ścianą ustawiono dużą komodę a nad nią powieszono lustro w srebrnej, prostej oprawie, na podłodze leżał biały, miękki dywan, a w kącie postawiono drewniane krzesło i stolik z lampką, zasilaną magiczną kulą światła. Pokój wyglądał na przytulny.
- Rozgość się. W komodzie masz ubrania. Z tego co wiem, za dużo rzeczy ze sobą nie masz.- stwierdziła uśmiechając się do dziewczyny. Prawdę powiedziawszy, to Audrey miała przy sobie tylko telefon, który i tak nie działał, bo przecież w królestwie Sentii nie ma czegoś takiego jak technologia, zasięg, albo prąd.
- Przyjdę do ciebie jutro rano- powiedziała Rose i zostawiła swoją uczennicę samą. Audrey podeszła do komody i otworzyła pierwszą szufladę. Wyjęła z niej błękitną tunikę i obcisłe spodnie do kompletu, "To chyba typowy strój czarodziejek śledczych"- pomyślała. Założyła ubranie i skórzane buty, które znalazła w ostatniej szufladzie komody, miały zawinięte czubki jak buty dla elfów z bajek. Ostatnim elementem jakiego potrzebowała, był brązowy płaszcz czarodziejki. Powieszono go na krześle, stojącym w kącie pokoju. Audrey chwyciła tkaninę, i narzuciła na plecy. Spięła płaszcz srebrnym sierpem księżyca. Teraz czarnowłosa przeglądała się w lustrze. Przy okazji zauważyła, że włosy podrosły jej jakieś trzy- cztery cm.
- No i masz Audrey, wyglądasz jak prawdziwa czarodziejka śledcza- powiedziała do siebie.

***

   Czarnowłosa siedziała po turecku na łóżku i czekała, aż nadejdzie północ. Co jakiś czas wyglądała przez okno, by zobaczyć, czy księżyc jest już w szczytowej pozycji. Nagle usłyszała, że ktoś otwiera drzwi. Audrey szybkim ruchem odwróciła głowę w tamtą stronę. Jak się spodziewała w progu stał Brilliant. Jak zwykle miał na sobie swój brązowy płaszcz. Jednak tym razem narzucił kaptur.
- Idziemy?- spytał z uśmiechem, widząc swoją partnerkę w stroju czarodziejki śledczej.
- Jasne- rzuciła, po czym wstała i wyszła za chłopakiem z pokoju. Oboje cichcem skradali się szkolnymi korytarzami. Wymknęli się tylnym wejściem. Audrey zdziwiła się na widok dwóch gepardów czekających na placu ćwiczeń.
- Co tu robi Spiro i...- urwała.
-... i Aceiro?- dokończył za nią chłopak
- Tak co one tu robią?- zapytała Audrey.
- Przecież nie zdążymy dotrzeć na piechotę przed północą do góry Polarnej.- powiedział Brilliant, po czym podszedł do swojego geparda i wsiadł na jego grzbiet. Audrey wzruszyła ramionami i również dosiadła swojego towarzysza.
- Ruszamy- powiedział blondyn.


Ginamore :)