Cornel sam
odstawił swojego konia do królewskiej stajni mimo że zwykle
powinien zajmować się tym stajenny. Cornel był bardzo
przygnębiony, ostatnio nie mógł spać w nocy. Ciągle śniły mu
się koszmary, w których Audrey odchodzi w siną dal na swoim
gepardzie, a on próbuje ją dogonić. Zawsze jednak ten sen kończy
się tym, że Audrey jest coraz dalej i dalej, aż w końcu znika za
horyzontem na zawsze. A on zostaje sam...
Cornel miał
już dość tej rozłąki, ale jedyne co mógł zrobić, by temu
zaradzić to rozmowa z ojcem, a na to nie miał wystarczająco dużo
odwagi. Gdy Cornel opuścił stajnię na jego drodze stanął Fred:
-Możesz mnie
przepuścić?- zapytał szorstko Cornel.
-Nie- odparł
stanowczo Fred i pociągną Cornela za ramię. Złotowłosy próbował
się wyrwać, ale Fred był silniejszy. Zaciągnął go na tyły
stajni:
-Pogadałeś z Audrey?- spytał natychmiast.
-Pogadałeś z Audrey?- spytał natychmiast.
-Nie.
-Dlaczego?
-Bo nie chciałem-
wyjaśnił książę, przypominając sobie scenę, którą niedawno
widział. „Audrey wyglądała na szczęśliwą w towarzystwie tego
obwiesia” pomyślał.
-Daj spokój,
obaj dobrze wiemy, że to nieprawda- Fred dalej go męczył.
-Zostaw mnie
Fred, chcę zostać sam.- rzekł chłopak i zaczął lekko uciskać
powieki. Oczy szczypały go ze zmęczenia. Fred przyglądał się mu
uważnie. Twarz Cornela wszystko zdradzała, nie tylko jego
samopoczucie psychiczne, ale także i fizyczne. Książę miał sińce
pod oczami, był też blady. A na dodatek wyglądał na wypompowanego
z sił:
-Człowieku, kiedy ty spałeś?- zaczął Fred- Jadłeś coś w ogóle? Wyglądasz jak zombie.
-Człowieku, kiedy ty spałeś?- zaczął Fred- Jadłeś coś w ogóle? Wyglądasz jak zombie.
Cornel skrzywił
się. Nie miał ochoty odpowiadać na którekolwiek z zadawanych mu
pytań. Marzył o tym, by zaszyć się w jakimś zacisznym miejscu i
spędzić trochę czasu na samotnych rozmyślaniach. Odepchnął więc
Freda na bok i odszedł w stronę zamku.
***
Król Corian siedział na tronie w sali audiencyjnej. Przed nim stał
jego syn Cornel:
-Wezwałem cię, ponieważ musimy porozmawiać.- zaczął, bacznie przyglądając się chłopakowi- Zależy mi na twoim szczęściu. Widzę, że coś się z tobą dzieje i nie jest to nic dobrego.- powiedział- Chciałbym wiedzieć o co chodzi.
-Wezwałem cię, ponieważ musimy porozmawiać.- zaczął, bacznie przyglądając się chłopakowi- Zależy mi na twoim szczęściu. Widzę, że coś się z tobą dzieje i nie jest to nic dobrego.- powiedział- Chciałbym wiedzieć o co chodzi.
Cornel
milczał. Nie był gotów na tę rozmowę. Chciał zachować to co
czuje dla siebie, przeboleć to, samemu sobie z tym poradzić i
zacząć od początku.
-To
jak?- zapytał Corian. Ojciec naprawdę się martwił i chciał pomóc
swojemu synowi, ale Cornel postanowił się wywinąć:
-To
nic takiego ojcze, mam bezsenność- stwierdził. Można powiedzieć,
że w pewnym sensie było to prawdą. Przez swoje koszmary i
pojawiające się co wieczór myśli o Audrey, rzeczywiście nie mógł
spać. Corian wiedział, że stan syna leży w czymś więcej niż w
zwyczajnej bezsenności:
-Bezsenność
to poważna sprawa, zazwyczaj jej przyczyny tkwią w psychice
człowieka. Możesz mi powiedzieć czym się tak martwisz?
Cornela
zżerały nerwy. Z jednej strony nie chciał wyjawiać ojcu o co
chodzi, ale w końcu to jego ojciec, który chce mu pomóc. Po za tym
zapewne i tak to co czuje będzie musiało w końcu wyjść na jaw.
Postanowił więc się przełamać:
-Chodzi
o...- zamilkł.
-O?
-O
Audrey- wydusił w końcu.
Corian
westchnął, zwiesił głowę i ukrył twarz w dłoniach „Córka
Sophie” pomyślał władca.
-Tato?-
szepnął Cornel niepewnie.
-Synu-
zaczął król- musisz coś wiedzieć, ale zanim ci powiem o co
chodzi przysięgnij, że nikomu o tym nie powiesz- rzekł- Audrey
także- dodał.
-Przyrzekam-
bez wahania zgodził się Cronel „Cokolwiek mój ojciec mi powie,
zniosę to i dotrzymam obietnicy”.
-Więc...-
zaczął Corian- ty i Audrey nie możecie być razem...
Cornela
zatkało.
-Nasza
rodzina ma mroczną przeszłość.- ciągnął władca- Ciężko mi o
niej mówić. I nie wiem jak to przyjmiesz.- Corian spojrzał prosto
w oczy syna- Ale czegoś takiego nie można ukrywać przed własnym
dzieckiem.
-Mów
tato, jestem gotów na prawdę.
***
Następny dzień był bardzo pogodny. Brilliant stał na skraju Lasu
Krystalitów. Naciągnął właśnie cięciwę swojego łuku i
strzelił do najbliższego drzewa. Od dawna zacięcie trenował swoją
celność. Była naprawdę dobra. Strzelił jeszcze kilkanaście
razy. W końcu westchnął, naciągnął znów cięciwę i rzucił w
powietrze:
-Wyłaź
księciuniu! Przede mną się nie ukryjesz!
Usłyszał
szelest „Tak jak myślałem” stwierdził, po czym puścił
strzałę. W tym samym czasie zza drzewa wychynęła złota głowa.
Strzała świsnęła nad złotą czupryną i trafiła w gałąź nad
głową przybysza, który z zaskoczenia stracił równowagę i upadł
na ziemię. Brilliant podszedł do chłopaka, pamiętając, by w
obliczu spotkania z wrogiem nigdy nie puszczać broni. Stanął nad
złotowłosym i wyciągnął do niego rękę. Cornel przyjrzał się
Brilliantowi wzrokiem pełnym nieufności.
-No
dalej!- odezwał się Brilliant- Zamierzasz leżeć tu cały dzień?
W
końcu książę pozwolił sobie pomóc. Chwilę potem znów stał na
nogach:
-Pamiętasz
mnie prawda?- zapytał od razu Cornel, chciał szybko przejść do
rzeczy, załatwić sprawę i wrócić do zamku.
-Oczywiście-
przytaknął Brilliant- Jesteś Cornel, Książę Sentii, który
skrzywdził Audrey.
-Tak
ci powiedziała?
-Nie,
sam to wywnioskowałem z obserwacji.
Cornel
czuł coraz większą niechęć do Brillianta.
-Nie
mówmy o tym- rzekł- Chciałem cie prosić o przysługę.
-Mnie?
A dlaczego uważasz, że ci pomogę?
-Bo
wiem, że Audrey jest dla ciebie kimś wyjątkowym- wyjaśnił
Cornel. Brilliant uniósł pytająco brew.
-Wiem
z obserwacji, jak ty- wytłumaczył.
-W
takim razie niech będzie. O co chodzi?
-Ja i Audrey nie powinniśmy się widywać. Chciałbym abyś się nią zaopiekował...
-Ja i Audrey nie powinniśmy się widywać. Chciałbym abyś się nią zaopiekował...
***
Audrey siedziała naprzeciwko Celthali. Strażniczka Czasu zabrała
ją na łąkę niedaleko Akademii Czarodziejek. To była pierwsza
lekcja Audrey.
-Musisz
zrozumieć, że czas jest wszędzie- tłumaczyła czarodziejka-
Musisz poczuć go wokół siebie- Celthalia wzięła głęboki oddech
i wypuściła powoli powietrze- Poczuj harmonię, która płynie
wokół nas. Czas synchronizuje się w każdej cząsteczce tego
świata. Jeśli się skoncentrujesz i zanurzysz umysł w głębi
czasu, możesz coś nawet ujrzeć. Wizje przeszłości, albo nawet i
przyszłości...
Audrey
skoncentrowała się na naturze. Starała się wyczuć energie czasu
w każdym drzewie, kwiecie i ździebełku trawy, w każdej grudce
ziemi... Odniosła dziwne wrażenie... Jakby odlatywała gdzieś w
dal. Poczuła się otoczona przez naturę, niby połączona z każdą
cząstką świata. Niespodziewanie przed jej oczami ukazał się
obraz. Bitwa, mnóstwo ofiar, pełno potworów. I ona stała w środku
tej bitwy, bezczynnie stała, czuła ogromne załamanie. Przed sobą
ujrzała jakąś postać. Mężczyznę o czerwonych jak rozżarzone
węgle oczach i hebanowych włosach. Nagle mężczyzna ten uniósł
rękę i Audrey ujrzała mknącą w jej stronę ognistą strzałę.
Umrze? Nie, ktoś ją zasłonił. Ten ktoś wyglądał jak złote
słońce... Audrey zemdlała.
***
Brilliant
szedł korytarzem akademii w stronę sali szpitalnej. Gdy Audrey
zemdlała, została tam przeniesiona. Ponoć nadal nie mogła wyrwać
się z transu, w który zapadła. Blondyn niusł w ręce mały
bukiecik różyczek z ogrodu rosnącego wokół Akademii
Czarodziejek. Gdy już odnalazł właściwe drzwi, wkroczył do
środka i od razu skierował się w stronę łóżka, na którym
leżała jego przyjaciółka. Wyglądała jakby tylko spała. Obok
łóżka stał stolik z wazonikiem. Chłopak włożył do niego
kwiaty i usiadł na brzegu posłania:
-Jestem
twoim partnerem, ochrona ciebie to mój obowiązek.- rzekł do
siebie- Zaopiekuję się nią z własnej woli księciuniu....
***
Giniel galopowała na swoim koniu w stronę zamku. Gdy już tam
dotarła, zgrabnie zeskoczyła z rumaka i rozejrzała się po
dziedzińcu. Zobaczyła Dolyna opartego o kamienny mur zamku i
Donnana ćwiczącego z boku szermierkę:
-Donnan!
Walczmy!- krzyknęła, wyciągnęła swój miecz z pochwy i uniosła
go do góry. Donnan obejrzał się w jej stronę i w odpowiedzi
uniósł swój miecz:
-Zgoda!
Ale tym razem to ja cię pokonam!- odkrzyknął.
-Akurat!-
Giniel podbiegła do chłopaka, po czym zamachnęła się bronią z
głośnym okrzykiem bojowym. Walczyła z determinacją. Dolyn
przyglądał się im z zazdrością. Od dawna podobała mu się
Giniel, ale nigdy nie miał z nią takiego kontaktu, jak jego brat.
Spojrzał w stronę zamkowego ogrodu. Zauważył wśród rosnących
tam róż księcia Sentii, Cornela. Rozmawiał tam z Mirielle. Dolyn
był zdziwiony jego wyrazem twarzy. Cornel się uśmiechał. Wyglądał
na odprężonego, spokojnego, a może i na szczęśliwego? „Dziwne”
stwierdził chłopak w myślach „Ostatnio ciągle chodził ponury i
wykończony, a teraz jest zupełnie inaczej. Może udaje?”
Giniel
i Donnan dalej walczyli, więc Dolyn cicho ulotnił się z tego
miejsca i skierował się w stronę ogrodu. Ukrył się w krzakach,
niedaleko Mirielle i Cornela:
-To
dla ciebie- rzekł książę i z uśmiechem podał dziewczynie
ogromną białą różę- Pasuje do twoich oczu- stwierdził.
-Dziękuję-
odparła Mirielle, po czym włożyła kwiat we włosy.
-Przyjdziesz
tez jutro?- spytał Cornel.
-Oczywiscie.
-Dziękuję.
Miło się z tobą rozmawiało. Czuje, że mnie rozumiesz.
-Tak,
ja też tak czuję.
-W
takim razie, do zobaczenia jutro.- Cornel skłonił się lekko i
odszedł, a zachodzące słońce oblało wtedy cały zamek.
*KONIEC ROZDZIAŁU*
I kolejny rozdział za mną. Bardzo się cieszę z moich osiągnięć. Jeszcze nigdy w życiu moim całym nie napisałam tak długiego opowiadania. Gdyby ktoś mi powiedział np rok temu, że coś takiego stworzę to moja reakcja byłaby taka: ŻARTUJESZ?!
Przyznam, że ciężko mi się utrzymać przy jednym temacie chociaż przez np dwa rozdziały jakiegoś opowiadania. Zazwyczaj rzucam je po bardzo krótkim czasie i zaczynam zupełnie nowe, o czymś innym, co w ogóle nie nawiązuje do poprzedniego, ale Czarodziejka jest wyjątkiem. Oczywiście coraz bardziej zbliża się koniec tegoż opowiadania, ale zamierzam napisać jego kontynuację, więc nie ma co się martwić. Ale to wszystko plany na przyszłość, więc przestanę paplać.
Na dzisiaj to tyle, żegnam was i jeszcze tylko informuję, że odc 25 jest w trakcie tworzenia i jak w końcu się za siebie wezmę i siądę do pisania, to go skończę.
PA!
Ginamore :)
Kuńcz ten nowy odcinek jak najszybciej, czekam :D
OdpowiedzUsuńOch, dobrze Cię rozumiem, też nie umiem skończyć tego co zaczęłam, jesli chodzi o opowiadania.
OdpowiedzUsuńWięc tym bardziej możesz być z siebie dumna, że po pierwsze wciąż piszesz to opowiadanie,a po drugie wychodzi Ci to naprawdę dobrze!
Czekam na kolejna część^^
Twoje opowiadania też są dobre, powiedziałabym, że świetne!
UsuńSzkoda, że przestałaś pisać, chciałabym znów poczytać coś twojego :)
świetne :D pisz szybciutko, bo nie moge sie doczekać następnego rozdziału ^^ oby Audrey szybko się obudziła :D
OdpowiedzUsuńZapraszam również ponownie do siebie, zwłaszcza, że ostatnio zrobiłam dużo zmian i teraz bedzie zupełnie inaczej :D Zachęcam również do zaobserwowania :*
http://przetrwajmrok.blogspot.com/