Złotowłosy chłopak siedział na pięknym, brązowym rumaku. Za nim maszerowała niewielka grupa czarodziei bojowych, a przed nim krzątała się czternastoletnia, jasnowłosa dziewczyna. Oglądała każdy krzaczek napotkany na ścieżce i każdą nisko osadzoną gałąź drzewa. Las krysztalitów był ogromny. Tak więc, mieli dużo terenu do przeszukania. Cornel czuł się dość niezręcznie. W końcu sam siedział na koniu, a dziewczyna, w dodatku młodsza od niego szła pieszo:
- Mirielle- zaczął chłopak- na pewno nie chcesz dosiąść mojego konia?
- Nie- powtórzyła już z setny raz odpowiedź na jego setne pytanie- Muszę iść pieszo. Jeżeli będę jechać konno, może mi umknąć mnóstwo śladów- stwierdziła, po czym zatrzymała się na chwilę i wzięła głęboki wdech- Tam - wskazała palcem na jakąś wąską ścieżynkę- kierują się na północ.
- Na północ?- odezwał się jeden z czarodziei bojowych- w takim razie muszą iść w stronę Góry Polarnej- rzekł.
- Masz rację Dolynie- potwierdziła Mirielle.
Szli dalej przedzierając się przez gęste gałęzie drzew. Liście błyszczały w świetle padających na nie promieni słońca.
- Już niedaleko- stwierdziła dziewczyna.
Szli jeszcze kilka minut, aż wyszli z lasu na dużą otwartą przestrzeń. Gdyby mieli moc dusz tak jak Brilliant, to zobaczyliby tłumy demonów wracających przez las w stronę góry osadzonej daleko na horyzoncie. Jednak to nie znaczy, że nic nie czuli. Demonom towarzyszyła aura czarnej magii. Powietrze było gęste:
- Czarna magia- stwierdziła Mirielle- nie podoba mi się to.
- Ani mnie- odparł Dolyn.
- Idziemy- rzekła jasnowłosa. Przeszli kilka kroków, gdy nagle ujrzeli biegnące ku nim dwa niewyraźne kształty, z każdą chwilą coraz bliższe.
- Co to?- spytał Cornel.
- Nie mam pojęcia- stwierdziła Mirielle.
Stali jeszcze kilka chwil patrząc się w stronę coraz bardziej wyraźnych kształtów.
- Gepardy- stwierdził Dolyn.
- Gepardy?- zdziwił się Cornel- same?
- Nie, chyba ktoś jedzie na jednym- rzekła Mirielle. Chwilę później mieli już odpowiedź.
- To Giniel!- stwierdził Dolyn - Ale skąd ona wytrzasnęła te gepardy? Rudowłosa dziewczyna, oraz Spiro i Aceiro dobiegali do grupy poszukiwawczej.
- Hej!- krzyknęła- Dolyn! Mirielle!
Dwa gepardy zatrzymały się przy nich. Giniel zgrabnie zeskoczyła z grzbietu Aceiro. Szybko skłoniła się przed Cornelem- Wasza wysokość- powitała księcia Sentii.
- Giniel, widziałaś dziś Brilliant'a w towarzystwie czarnowłosej dziewczyny?- spytała Mirielle.
- Chodzi ci o Audrey? Tak! Widziałam ich!- mówiła szybko czerwonowłosa- mają kłopoty! Są w twierdzy Mordheriona, chcą uratować matkę Audrey!
- Co?!!!- wykrzyknęła cała trójka. Na ich twarzach malowało się przerażenie.
- Nie mówisz poważnie- szepnęła Mirielle.
- To prawda! Sama tam byłam! Mordherion złapał mnie kiedy zobaczyłam jak wychodzi z portalu i...
- Co, co? Jeszcze raz- poprosił Dolyn- powoli i po kolei.
- No więc- Giniel była coraz bardziej zdenerwowana- Dziś rano pomyślałam, że wybiorę się na przejażdżkę. Wzięłam konia i dotarłam na skraj lasu, dokładnie tu, gdzie teraz jesteśmy. Zobaczyłam w oddali jakiś dziwny błysk, postanowiłam sprawdzić co to jest. To było u podnóża Góry Polarnej. Kidy byłam na miejscu, zsiadłam z konia i wtedy zobaczyłam portal.
- Portal? Jaki portal?- spytał Cornel.
- Portal prowadzący do kryjówki Mordheriona!- wypaliła Giniel. Cała trójka otworzyła szeroko oczy.
- On, Mordherion, wyłonił się z portalu i mnie zobaczył. Chciałam uciec, ale nie dałam rady. Złapał mnie i zamkną w lochu. Nie mogłam się wydostać! Brilliant i Audrey dostali się do twierdzy, przybyli do lochów i mnie uwolnili.- Giniel nabrała tchu i poczęła dalej opowiadać, o tym jak próbowali uciec i Mordherion zamkną ich w magicznej barierze, którą potem Brilliant przełamał magicznym ostrzem- potem rozstaliśmy się i ja uciekłam, a Brilliant i Audrey zostali w twierdzy aby uratować matkę Audrey- skończyła.
- No i co teraz?- spytała Mirielle patrząc to na Cornela, to na Dolyna.
- Musimy ratować Audrey- oświadczył Cornel.
- I Brilliant'a- dodał Dolyn.
- A więc- zaczęła Mirielle- musimy dostać się do kryjówki Mordheriona.
***
Audrey bezskutecznie szarpała za kraty. Pręty nawet nie zadrgały pod naporem jej ciała:
- Zrób coś!- zwróciła się do blondyna opierającego się o kamienną ścianę lochów.
- Robię, próbuję coś wymyślić- rzekł.
- Ty tylko myślisz, a tu trzeba działać- stwierdziła Audrey. Dziewczyna dalej szarpała kraty. Brilliant nie zwracał na nią uwagi, był głęboko zamyślony. Po chwili podszedł do celi Sophie:
- Krew to klucz czarnoksiężników- rzekł, po czym przesuną lewą ręką po kratach zostawiając na nich ciemne smugi czerwieni. Kraty drgnęły:
- Co ty zrobiłeś?- zapytała Audrey patrząc szeroko otwartymi oczami na podnoszące się do góry pręty.
- Otworzyłem celę- powiedział.
- Krwią?- czarnowłosa popatrzyła na niego z dziwnym wyrazem twarzy.
- Krew to klucz czarnoksiężników- powtórzył Brilliant- Silion mnie tego nauczył- chłopak pokazał Audrey magiczny sztylet, który trzymał w prawej dłoni i uniósł lewą rękę tak by mogła zobaczyć płytkie rozcięcie na wewnętrznej stronie jego dłoni.
- Fuj- podsumowała ten widok Audrey. Brilliant uśmiechną się półgębkiem.
- Lepiej zabierzmy stąd twoją matkę- rzekł i wszedł do celi.
- Jak uwolnimy ją z tych łańcuchów?- spytała czarnowłosa klękając koło znękanej kobiety. Brilliant obejrzał żelazne kajdany przytrzymujące ręce Sophie.
- Mają zamki, więc otworzymy je magią, tak jak w przypadku Giniel, myślę, że zadziała, sprónuj.
- Ja?- zdziwiła się Audrey- myślisz, że mogę to zrobić?
- No jasne- oznajmił Brilliant.
Audrey skupiła się, dotknęła kajdan Sophie zebrała w sobie moc. Żelazne łańcuchy opadły na ziemię.
- Udało się!- ucieszyła się Audrey.
- Zabierzmy ją stąd. Ty podeprzyj ją z jednej strony, a ja z drugiej.
- ok- zgodziła się Audrey i przełożyła sobie ramię matki przez szyję.
Ginamore :)
Jezu, jak ja kocham Audrey <3
OdpowiedzUsuńMoją szmocą przekazuję Ci więcej weny, PISZ WIĘCEJ!!!!
Super!!! Czekam na next
OdpowiedzUsuńŚwietne!!! Fajnie się czyta :) kiedy kolejna część?
OdpowiedzUsuńGdybyś chciała zajrzeć na mojego bloga, zapraszam ;)
przetrwajmrok.blogspot.com